36. Czyli postarał się dla ciebie.

1.8K 76 61
                                    

pozdrawiam wszystkich wytrwałych, którzy jeszcze to czytają x
__________________________________

Środa i czwartek w szkole minęły szybko. Nic ciekawego się nie działo - jedynie drużyna koszykarska miała wzmożony trening do piątkowego meczu, a Dylan po napisaniu we wtorek testu, na który wraz ze mną się wcześniej przygotowywał, lekko zestresowany czekał nadal na ocenę od nauczycielki matematyki. Gdy rozmawiałam z nim po szkole we wtorek, gdy to mnie odwoził (a zgodnie z naszą umową, w której, choć żartowałam, poprosiłam go o codzienną podwózkę do domu, szatyn rzeczywiście wykonywał zadanie), chłopak powiedział, że nie wiedział, czy nawet udało mu się go napisać na dwóję*. Mówił, że zdecydowanie mu nie poszło i chociaż starałam się go choć trochę pocieszyć, sama obawiałam się, że moje korepetycje jednak nic nie dały.

Ale pomijając te fakty, nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy nastał piątek, a wraz z nim pierwszy mecz w tym roku szkolnym ze szkołą z Kingsbury.

Tego dnia, tak jak przypuszczałam, lekcji nie było. Mimo to przyjście na mecz było obowiązkowe, choć tak naprawdę przyszli jedynie pierwszoklasiści i osoby zainteresowane meczem. Oczywiście ja razem z Sophie pojawiłyśmy się w szkole i wyjątkowo przyjaciółka nie musiała mnie przekonywać, bo sama definitywnie chciałam to zobaczyć.

Tak więc już parę minut po dziewiątej szłyśmy szerokim korytarzem budynku, w którym na co dzień się uczyłyśmy i idąc wolnym krokiem w stronę hali sportowej, plotkowałyśmy o nowym sezonie „Lucyfera". Sączyłyśmy swoje karmelowe latte kupione kilka minut wcześniej w pobliskiej kawiarni, mijając w zasadzie sporadycznych uczniów. O tej godzinie nastolatkowie dopiero zaczynali się zbierać, chociaż zespoły już rozgrzewały się powoli w szatniach.

– Cześć, dziewczyny! – Na raz odwróciłyśmy głowy w kierunku damskiego głosu, a widząc trzymających się za ręce przy parapecie Jake'a z Miley, uśmiechnęłam się szeroko w duchu. Cóż, mogłam być dumna, bo w pewnym stopniu to dzięki mnie byli parą. Tak, to było już oficjalne. Jake osobiście mi o tym mówił.

– Cześć! – odparłyśmy we dwie z wesołymi uśmiechami. – Idziecie na mecz, prawda?

– Tak, nie mamy chyba dzisiaj nic ciekawszego do roboty – odparła blondynka, na co jej chłopak posłał jej sugestywne spojrzenie.

– Zawsze możemy coś wymyślić – mruknął cicho dwuznacznym tonem, na co dziewczyna z uśmieszkiem przewróciła oczami. Zaśmiałyśmy się z brunetką i machnęłyśmy do nich na pożegnanie, kontynuując swoją drogę.

Już po kilku chwilach przeszłyśmy przez szklane drzwi prowadzące do bloku sportowego. Znalazłyśmy się między szatniami, z których słychać było gwary rozmów i śmiechów, a przed pomieszczeniem z prawej strony stało dwóch wysokich brunetów, których widziałam pierwszy raz w życiu. Zmrużyłam oczy, ale widząc na ich wiszących, typowych koszykarskich bluzkach napis "Kingsbury High School" od razu zrozumiałam, że to między innymi z nimi będą grali dzisiaj nasi uczniowie.

– Nieźli są – szepnęła Sophie, łapiąc mnie pod ramię, gdy już ich ominęłyśmy. Zachichotałam cicho na jej słowa i obejrzałam się jeszcze raz za zawodnikami, a widząc ich wzrok utkwiony w naszej dwójce, posłałam im rozbawiony uśmiech i z powrotem odwróciłam się przodem do kierunku, w którym szłyśmy.

– Też tak sądzę.

Gdy weszłyśmy na salę gimnastyczną, było już tam z trzydzieści, może nawet czterdzieści osób. Przede wszystkim byli to uczniowie z naszej szkoły, głównie pierwsze klasy, ale zobaczyłam też kilka nieznajomych twarzy. Zapewne byli to wierni kibice drugiej drużyny.

Sophie złapała mnie za ramię i pociągnęła w kierunku trybun, gdzie zajęłyśmy miejsce mniej więcej na samym środku. Niezbyt ostrożnie odrzuciłam na ławkę swoją torebkę i upijając ostatni łyk kawy z grymasem na twarzy, że tak szybko skończył się ten niebiański napój, spojrzałam na brunetkę, która też właśnie dokańczała swoją porcję.

Oddział Miłości | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz