Przez wielkie okna do mieszkania na piątym piętrze wlewało się poranne słońce. Roxy właśnie jadła śniadanie. W tle grała muzyka, a dziewczyna siedziała z wzrokiem skupionym na jednym punkcie - czarnej róży stojącej samotnie w wazonie na blacie. Miała pustkę w głowie.
Dziś po raz pierwszy miała iść do pracy od wyjazdu. Bardzo nie chciała wracać do codziennej monotonii Nowego Jorku. Tak na prawdę to nie lubiła tego miasta, ale przez pracę musiała tutaj mieszkać.
W końcu, kiedy wiedziała, że nie może już dłużej odwlekać tego momentu, pozbierała wszystkie swoje rzeczy i wyszła z mieszkania. Na ulicach jak zawsze panował gwar. Ludzie dookoła niej podążali tylko w sobie znanym kierunku, na drodze co chwilę ktoś trąbił, a w całym tym zamieszaniu Roxy szła przed siebie nie zwracając uwagi na nic. Nie zauważyła mężczyzny w garniturze, który przechodząc obok niej krzyczał na kogoś przez telefon, ani matki, która próbowała zapanować nad trójką dzieci. Jej umysł odzyskał jasność dopiero, kiedy stanęła przed wieżowcem z napisem "White Rose". Przeszła przez szklane drzwi i przywitała kobietę siedzącą w recepcji.
- Witaj Amber.
- O Roxy, wróciłaś! Dobrze cię znowu widzieć - kobieta uśmiechnęła się - Madame czeka na ciebie w gabinecie.
- Powiadom ją, że zaraz tam będę - powiedziała i weszła do windy. Nacisnęła odpowiedni guzik i przyłożyła plakietkę do skanera. Winda ruszyła do góry, a po dotarciu na ostatnie piętro, zatrzymała się. Inni pracownicy oglądali się za nią, kiedy przechodziła obok ich stanowisk pracy. Wszyscy ją znali i byli ciekawi jej osoby, dlatego jeżeli nadarzyła się taka okazja, przyglądali się jej. Dzisiaj jednak dziewczynie wydawało się, że ludzie patrzą na nią z jeszcze większą ciekawością niż zazwyczaj.
Roxy w końcu doszła do białych drzwi i zapukała trzy razy. Po chwili usłyszała "Proszę!", dlatego nacisnęła klamkę i weszła do białego gabinetu. Na samym środku pomieszczenia znajdowało się ogromne białe biurko, za którym siedziała kobieta w bieli.
- Witaj Roxanne, usiądź - Madame wskazała krzesło po drugiej stronie biurka - Jak ci minęła podróż?
- Wszystko przebiegło bez komplikacji - odpowiedziała brunetka.
- Bardzo cieszy mnie ta odpowiedź. Widziałam raport i jestem bardzo zadowolona z twojej pracy, dlatego jutro dam ci dzień wolny.
Roxy miała złe przeczucie. Jeszcze nigdy nie dostała dnia wolnego, więc musiało chodzić o jakąś grubszą sprawę.
- Dziękuję Madame, czy to już wszystko? - spytała dziewczyna z nadzieją, że jak najszybciej opuści ten gabinet.
- Niestety nie - kobieta zrobiła przerwę - Roxanne, podczas twojej nieobecności wykryliśmy szpiega.
Roxy na chwilę wstrzymała oddech." Szpieg? Kto byłby na tyle głupi, żeby knuć coś pod nosem Madame? I czemu miałoby mnie to do cholery obchodzić?" - pomyślała.
- Z przykrością muszę ci powiedzieć, że była to Samantha Campbell.
Roxy popatrzyła na Madame nie rozumiejąc o co jej chodzi. "Amy? Amy miałaby być szpiegiem?" i nagle to do niej dotarło. Przybrała kamienną twarz i usiadła prosto.
- Czy to już wszystko, Madame?
- Tak Roxanne, możesz już iść.
Roxy wstała, wyszła z gabinetu, przeszła do windy nie zwracając uwagi na nikogo i zjechała na piętro z siłownią. Od razu ruszyła na salę, z której dobiegały dźwięki jakiejś piosenki. Zac właśnie był w środku treningu, ale przerwał ćwiczenia i popatrzył na Roxy. Dziewczyna podeszła do niego i spojrzała mu prosto w oczy.
- Co się stało? - spytała pewnym głosem nie tracąc kontaktu wzrokowego.
- Madame ci powiedziała - stwierdził chłopak i westchnął - Złapali ją, jak wynosiła plany budynku. Nawet się nie opierała, kiedy ją skuli, jakby jej to w ogóle nie obchodziło. Wzięli ją na 3 poziom, nie ma z nią żadnego kontaktu. Nie wiem co jej zrobili, ale ona nadal nic im nie powiedziała. Wiesz jak to się skończy, prawda? Jeśli ona im nic nie powie...
- Wiem Zac, wiem.
...
Roxy przez cały dzień próbowała od siebie odsunąć myśli o swojej najlepszej przyjaciółce. Wyczekiwała powrotu do mieszkania jak jakiegoś zbawienia. Miała nadzieję, że za chwilę otworzy oczy i obudzi się z tego koszmaru.
Dziewczyna wracała tą samą trasą, którą szła rano. Tym razem także nie zwracała uwagi na ludzi dookoła. Zamknęła się w swojej głowie, w której cały czas kłębiły się myśli. "Dlaczego Amy to zrobiła? Co nią kierowało? I jak do cholery mogę jej pomóc?" Z zamyślenia wyrwała się dopiero, kiedy ktoś mocno pchnął ją ramieniem. Roxy odwróciła się szybko, żeby zobaczyć kto to był, ale dostrzegła tylko postać w bluzie z lwem na plecach, która po chwili zniknęła w tłumie ludzi. Dziewczyna znów pogrążyła się w sobie i ruszyła dalej.
W końcu dotarła do swojego mieszkania, a kiedy włożyła rękę do kieszeni, żeby wyciągnąć klucz, pod palcami poczuła złożoną kartkę papieru. Weszła do mieszkania i wzięła karteczkę do ręki, ale nie otworzyła jej od razu. Poszła do łazienki, bo było to jedyne miejsce w którym nie było kamer, tylko podsłuch. Odkręciła wodę i rozwinęła karteczkę.
"Jeśli chcesz uratować Amy bądź dzisiaj u John'a o 21 - Lew"
Roxy wpatrywała się w litery myśląc skąd ta karteczka wzięła się w jej kieszeni i kto mógł ją podrzucić. W pracy nikt nie miał takiej możliwości, a więc kiedy? I kto nazywa siebie Lwem?
Po chwili wszystko ułożyło się w spójną całość. Ta postać która na nią wpadła miała lwa na bluzie i miała idealną okazję, żeby wrzucić jej tą karteczkę do kieszeni.
"Tylko kim była ta osoba i skąd zna mnie i Amy?"
Po sylwetce i podpisie "Lew", Roxy domyśliła się, że był to chłopak, ale poza tym nie miała o nim więcej informacji.
Odcinając się na chwilę od tych myśli, schowała karteczkę do kieszeni spodni, rozebrała się i weszła pod prysznic.
"Skoro ten ktoś chce mi pomóc uratować Amy, to zaryzykuję i spotkam się z nim"
......
Enjoy xXx
CZYTASZ
Czarna róża
AksiCo zmieni się w życiu Roxy, kiedy narazi swoje życie dla najlepszej przyjaciółki? Kim okaże się Lew? Czy długo ukrywana nienawiść wyjdzie na jaw? Czy plan się powiedzie? Czy powrót do normalności w ogóle jest możliwy?