ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY *to tylko księżyc*

358 17 15
                                    

Niebo zawsze było tutaj piękne. Nawet kiedy chmury pojawiały się na nim. Ale nie dzisiejszej nocy, chociaż nie było jeszcze dwunastej,a jedynie po dwudziestej, to słońce zaczęło już zachodzić. Siedziałem w moich kąpielówkach wraz z Louisem na jedynym leżaku, okryty tylko wilgotnym ręcznikiem. Było mi nieco zimno, ale nie chciałem prosić szatyna o to, aby mnie przytulił. Nie chciałem być zbyt nachalny. Moje dłonie znajdowały się pomiędzy moimi udami, aby chociaż się ogrzać. Tomlinson za to nie miał nawet ręcznika, jego jeansowe spodenki były nieco mokre przez kąpielówki, które miał pod nimi. Nie odzywaliśmy się do siebie, jednak lubiłem tą ciszę, która panowała. Mogłem zastanowić się nad tym całym dniem, który nawet się jeszcze nie skończył, a już stał się chyba najbardziej emocjonalnym w ciągu tego tygodnia. Vini dała sobie spokój, kiedy zeszła na plażę, aby pozbierać śmieci unikała Louisa. Wydawało mi się, to nieco dziwne, bo skoro chciała się z nim przespać to próbowała by dalej zwrócić na siebie uwagę, tym bardziej,że wyglądała na taką, która walczy o swoje. Czułem, że szatyn nie mówi mi całej prawdy, ale nie chciałem wyciągać tego od niego siłą. Cieszyłem się, że jesteśmy we dwoje teraz na tym leżaku. 

- Przejdziemy się do sklepu ? Brakło mi fajek.

Spojrzałem na niego, ta twarz była powodem dla moich nieprzespanych nocy, ale niebieskie oczy, które błyszczały teraz w świetle lampy wynagradzały mi to wszystko. Jego włosy stały się jaśniejsze, powodem tego było słońce, skórę miał już ciemno brązową i widać było, że szybko się opala. Zarost był dwudniowy, jednak dla mnie był on kolejnym powodem do adorowania. Louis był piękny, nie ważne o jakiej porze dnia lub nocy, jego uroda zaskakiwała i nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt nie chciał przełamać tej zasady, że nie może kochać. Ale co jeśli, to ja miałem być tym pierwszym? Pierwszym chłopakiem, który zdobędzie jego serce i zburzy mury. Może właśnie tak miało się stać, musiałem pojawić się na jego drodze i zrozumieć mu, że może kochać i na tą miłość zasługuje. 

- Jasne.

Uśmiechnąłem się lekko i mocniej otuliłem ręcznikiem. Sklep do którego zawsze Louis chodził po papierosy znajdował się może dwie minuty od hotelu. W sumie nie było tam zbyt dużo produktów, jednie papierosy, alkohol i przekąski, które można było zabrać na plażę. Sam sklep prowadziła starsza pani, która nie bardzo rozumiała angielski, nasza pierwsza wizyta tam skończyła się tym, że szatyn wziął fajki, których zazwyczaj nie pali. 

Nie było sensu iść na górę i się przebrać, mimo że czułem jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka. 

- Zimno Ci?

- Troszkę. 

Nie spodziewałem się, że Louis przyciągnie mnie do swojego boku i obejmie tylko po to, aby było mi cieplej. Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo zależało mu. Może nie ukazywał tego w prosty sposób, ale właśnie w takich małych rzeczach i ja uważałem to za piękne, bo robił to nieświadomie. Nie myślał, czy to dalej przyjaźń, czy może już coś więcej. Chciał sprawić, aby ktoś czuł się dobrze i robił wszystko co w jego mocy, aby się tak stało. 

Na kolacje przybyliśmy prawie jako ostatni, większość gości hotelu już dawno zjadła, przez co w bufecie te lepsze rzeczy już się skończyły. Nałożyłem sobie trochę sałatki i wziąłem butelkę wody. Louis stwierdził, że ma gdzieś takie jedzenie i kupił kawę. Siedzieliśmy tam gdzie zawsze, z tym że ja podziwiałem szatyna przede mną, który pił kawę i w skupieniu palił swojego papierosa. 

- Masz ochotę na mały spacer dzisiaj Harold?

- Z Tobą zawsze.

Ten dzień zaczął się moim załamaniem, że Louis chce być z kimś innym, a skończy się tym, że wrócił do mnie. Nie miałem ochoty jeść, dziobałem w mojej sałatce, dlatego szybko wyszliśmy z jadalni. Nie zważając na dziwne spojrzenia obsługi. Pewnie wzięli już nas za wariatów, bo Louis był jedynym z gości, który pił tak dużą ilość kawy, palił papierosy i nigdy nie mówił dzień dobry rano. Dodatkowo narzekał, że nigdy na kolacji nie ma pizzy, a jajka bywają niedogotowane. Ja za to zawsze byłem obok niego, więc jasne było to, że myśleli o mnie podobnie jak o nim.

- Zostawiłeś koszulkę u mnie. 

Nie szedłem nawet do swojego pokoju, u szatyna tradycyjnie był bałagan jednak jedna z moich koszulek wisiała na oparciu krzesła w nie naruszonym stanie. 

- Nie ubrudziłem jej, możesz być dumny.

- Jestem.

Założyłem ją na siebie, tak samo jak Louis czerwoną, która leżała na jego łóżku. Była nieco wygnieciona, ale to nie był dla niego problem. 

- No to ruszamy!

Zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju. Nie spodziewałem się, że będę tak po prostu chodził z Louisem brzegiem morza i patrzył na piękne niebo i gwiazdy, które dzisiejszego dnia były doskonale widoczne. Miałem ochotę złapać jego małą dłoń, czuć jej ciepło i skórę. Ale bałem się nie chciałem zostać odrzucony, bo w końcu dalej nie wiedziałem na czym stoimy. Pragnąłem jego bliskości, dotyku, a najbardziej brakowało mi jego ust na moich. Mimo tego wszystkiego dalej chciałem, aby mnie całował. Tak jak w pokoju hotelowym i na plaży. Nagle jednak zatrzymaliśmy się, a Louis złapał moje dłonie w swoje. Czekałem na to. 

- Nie byłem szczery. Vini nie chciała iść ze mną do łóżka. Nie była nawet mną zainteresowana, poprosiłem ją, aby zachowywała się jakby była.

- Dlaczego?

- Harry, zaczynam czuć coś czego nie czułem nigdy. Kiedy patrzę na Ciebie kiedy myślisz, że tego nie robię, moje serce zaczyna bić szybciej. Ale najgorsze są momenty, kiedy to jestem zazdrosny o pieprzony ręcznik, bo to on dotyka Twojej skóry nie ja. To jest takie popieprzone, myślałem że dasz sobie spokój bo Vini, ale widok Ciebie łamał mi serce. Chciałbym żeby to wszystko było takie proste, ale nie jest...

- Louis.. nie jest nic złego w miłości.

Jedną ręką dotknąłem jego policzka i kciukiem otarłem łzę, która nawet nie wiem jak się tam znalazła.

- Ja nie mogę kochać Harry, po prostu nie mogę.

- Możesz, każdy może kochać Louis, a ty nie jesteś wyjątkiem. 

- Będziesz przy mnie?

- Zawsze.

To była obietnica, której nie mogłem złamać. Całowałem Louisa przy blasku księżyca, ale to był tylko księżyc, prawdziwa gwiazda stała naprzeciwko mnie. I to właśnie Louis był piękniejszy niż ta noc, te gwiazdy i księżyc. Musiałem teraz stanąć na wysokości zadania, bo szatyn potrzebował mnie, a ja byłem dla niego całym sobą. 


Mam nadzieje, że się podoba c:

Małymi kroczkami zbliżamy się do końca, może chcecie jakiś temat tutaj poruszyć, z chęcią wplotę to jakoś do fabuły. Także możecie pisać.

Do zobaczenia xx 

I CAN'T LOVE YOU #LARRYSTYLINSON#Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz