Rozdział VIII

522 32 0
                                    

Avenida poczuła jak ktoś wlewa jej do ust jakąś gorzką, gęstą ciecz. Powoli otworzyła oczy, lecz gdy zobaczyła nad sobą twarz Lucyfera, uspokoiła się i pozwoliła napoić dziwnym płynem.

-Co to jest?- spytała, gdy były archanioł odjął od jej ust małe, kunsztownie wykonane naczynie.

-Podarunek od aniołów koszmarów. Skontaktowały się z duchami czarownic i poprosiły je o przyrządzenie leku dla ciebie. Wszyscy się zgodzili i połączyli swoją wiedzę, dzięki czemu stworzyły ten napój. On jednak nie pomoże zwalczyć przekleństwa Wszechmogącego, a jedynie wyleczy wewnętrzne rany i przywróci ci siły.

-Czyli tamta twarz...- zaczęła zasmucona.

-Sama zobacz- odparł z uśmiechem, podając jej lusterko.

Początkowo Avenida nie wierzyła w to co zobaczyła. W gładkiej powierzchnia ukazała się jej twarz nie nosząca nawet najmniejszych oznak przekleństwa Wszechmogącego. Skóra ponownie była gładka i blada, a nie ziemista i pomarszczona jak u starca. Oczy także odzyskały dawny wygląd, a ciemne tęczówki nie miały nawet jednej małej czerwonej kropki.

-Powiedz, że ja nie śnię, a ty się ze mną nie bawisz. To nie może być prawda.

-Wczoraj byłaś bardziej pewna swojego za to ja odnosiłem się do twojego pomysłu bardziej sceptycznie. Najwidoczniej dzisiaj pora na zamianę ról- powiedział rozbawiony.

-Wiesz co to oznacza?- spytała, lecz nie czekała na odpowiedź.- Dzisiaj też mogę tam iść i tym razem uleczyć więcej aniołów koszmarów- mówiła podekscytowana.

-O ile się nie mylę to miałaś się tam pokazać dopiero jutro- odparł.

-Jutro? Ile w takim razie spałam?

-Kilka godzin. Jest dopiero wieczór, jeśli można tak powiedzieć. Najlepiej gdybyś położyła się jeszcze na kilka godzin.

-Jak mogę spać w takiej chwili?! Jest tyle do zrobienia. Muszę już iść- spróbowała wstać, lecz Lucyfer ja przed tym powstrzymał.

-Jedyne co musisz to odpoczywać- powiedział gniewnie.- Tym razem ci się udało, ale jeśli nie przestaniesz zachowywać się jak dziecko, następne próby mogą nie zakończyć się tak szczęśliwie. Aż tak bardzo zależy ci na straceniu swojej urody?

-Nie, ale wiem kto jeszcze bardziej się tego obawia- skrzyżowała z nim spojrzenie.- W końcu jestem ci potrzebna.

-O czym ty mówisz?- zdziwił się.

-Chyba raczej ja powinnam zapytać cię o czym rozmawiałeś z Meduzą.

-Nie musiałaś podsłuchiwać- odparł zirytowany. Po wcześniejszej czułości i trosce pozostał jedynie nikły ślad ukryty za złością i obawą. Były archanioł gorączkowo myślał co może powiedzieć, by nie wydał się sekret. To także należało bowiem do umowy z rodzicami dziewczynki, lecz nawet gdyby tak nie było, nie chciał by dziewczynka dowiedziała się o tym, co jest jej przeznaczone. Nikt nie lubił gdy ktoś z góry zaplanował jego przyszłość.- Twoi rodzice czekają na zewnątrz.

-Nie zmieniaj tematu.

-Bardzo się o ciebie martwili- powiedział, ignorując jej słowa.- Na szczęście powiedziałem im wcześniej, że jesteś ze mną. Poza tym jeszcze nie wiedzą, iż byłaś u aniołów koszmarów. Do ciebie należy decyzja czy chcesz by o tym wiedzieli.

Avenida westchnęła z rezygnacją, ale nie próbowała już więcej pytać o jego rozmowę z Meduzą.

-Mogliby wejść?- spytała ze słabnącym uporem.

Wojna aniołów. T. II - Wybranka LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz