Rozdział XI

459 26 4
                                    

Początkowo Avenida nie rozumiała dlaczego ktoś budzi ją silnymi kopnięciami i próbuje szarpnięciami zmusić do wstania. Dopiero gdy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą tego samego mężczyznę, któremu w nocy złamała nos. Strażnik nosił pamiątkę po jej wyczynie w postaci zabawnie zabandażowanej twarzy, lec okazało się, że nie może tego zrobić. Coś krępowało jej ruchy. Kątem okaz z trudem zobaczyła gruby sznur.

Dopiero teraz zaczęła się martwić. Wcześniej ciągle była pewna, iż do jakiegoś stopnia będzie mogła używać rąk. Nie spodziewała się jednak, że jej ruchy zostaną aż tak bardzo ograniczone. Prawie zaczęła przez to żałować swojego wcześniejszego wybuchu, ale mimo to nie była w stanie współczuć mężczyźnie, a wręcz przeciwnie: cieszyła się widząc jego twarz.

Gdy wreszcie udało jej się stanąć, strażnik podszedł by budzić kolejną „czarownicę". Avenida nie zdążyła nawet rozprostować obolałych mięśni, gdy była zmuszona do szybkich ruchów, a stało się to w momencie, gdy przypomniała sobie, iż bez jej interwencji kobieta się nie obudzi. Podeszła zatem do towarzyszki, lecz dopiero za drugim razem po ostrym ostrzeżeniu udało jej się nad nią nachylić. Wcześniej została brutalnie odepchnięta na ścianę.

Nie zważając na ból ramienia, odwróciła się do kobiety tyłem, by mogła rękami dotknąć jej oczu. Mężczyzna nie tylko nie pomagał, lecz także przeszkadzał przerażony poczynaniami dziewczyny. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się, iż w jego obecności jedna z nich czarowała, niewątpliwie zapłonąłby na stosie wraz z nimi, a tego obawiał się najbardziej. Z drugiej strony musiał pozwolić „wiedźmie" na odczarowanie tej drugiej. Ją także miał doprowadzić na stos przytomną, by każdą cząstką ciała czuła oczyszczający ogień.

Po kilkunastu sekundach kobieta otworzyła oczy i zdziwiona spojrzała na nachylającego się nad nią mężczyznę. Gdy odzyskała trzeźwość umysłu i rozpoznała go, zerwała się na równe nogi chcąc uniknąć kolejnych razów, tym razem za powolność. O dziwo jednak strażnik nie od razu wyprowadził je z celi. Wcześniej stał chwilę i zdumiony przyglądał się Avenidzie. No cóż... Pierwszy raz widział jak ktoś w jego obecności czaruje.

Mężczyzna potrząsnął głową jakby chciał wyrwać się spod wpływu zaklęcia rzuconego przez dziewczynę, po czym popchnął obie w stronę wyjścia... i śmierci z czego zdawali sobie sprawę. Jedynie córka Raquela wiedziała coś, czego nie domyślali się nawet jej przyjaciele w Grotach Ciemności. Tylko dlatego zachowała spokój i kazała swoim niezwykłym towarzyszom wracać do bezpiecznego domu. Sama natomiast pozwoliła prowadzić się na stos, gdzie dopiero za chwilę rozpocznie się coś, czego żaden z obecnych tam ludzi nigdy nie zapomni, a później będzie opowiadał swoim potomkom, którzy uznają go za wariata.

Dziewczyna pozwoliła się umieścić na drewnianym wozie. Koń ciągnący ich prymitywny środek transportu będący tak naprawdę możliwością do znęcania się mieszkańców miasteczka nad niegodnymi życia i istnienia „czarownic". Pluto na nie i obrzucano najróżniejszymi zgniłymi warzywami lub błotem. Najdziwniejsze jednak było to, że zawsze niecierpliwa dziewczyna nie poruszyła się nawet raz ani też nie próbowała uniknąć licznych ciosów spadających na nie niczym grad. Siedziała jak posąg i oczami utkwionymi w pustą przestrzeń patrzyła na zbliżający się stos. Zadziwiające było to, iż nawet nie mrugała. Jej oczy przypominały piękne i z pewnością drogocenne kamienie.

Jedynie Avenida znała swoje myśli, choć jakiś cień jej rozpaczy docierał także do Lucyfera, z czego jednak oboje nie zdawali sobie sprawy. On wie wiedział skąd ten nagły niepokój zdający się wzmożeniem strachu o swoją wybrankę. Gdyby rozpoznał te myśli i przypomniał sobie do kogo należą, z pewnością nie wahałby się nawet sekundy, lecz błyskawiczne opuścił Groty Ciemności by ją ocalić. Wszystko to byłoby możliwe gdyby dziewczyna pozbyła się swojej dumy i już całkiem świadomie wysłała błaganie o pomoc, które nie pozostałoby bez odpowiedzi.

Wojna aniołów. T. II - Wybranka LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz