Rozdział 12

957 37 3
                                    

Annabeth

Robiłam właśnie plan budowy łazienki Apolla ( nie pytajcie ), kiedy usłyszałam czyjeś wołanie o pomoc. Przestraszyłam się, że coś się stało Percyemu. Później podążałam  za głosem. Byłam już blisko zobaczyłam z dala biegnących Jasona i Percyego. Poczułam ulgę, ale co się stało.
- Percy wszystko w porządku ? Wiesz co się dzieję ?- zapytałam
- W porządku, nie wiem co się stało właśnie tam biegniemy. - powiedział
- Okej głos dobiegał z maszynowni
Pobiegliśmy do maszynowni, zobaczyliśmy ciało.
- Nie to nie może być Leo - powiedział Percy
- O co chodzi Percy? - zapytałam
- No my śmialiśmy się przed chwilą, mówił, że musi pójść do maszynowni po narzędzia, a teraz to...
Podbiegł do Leo.
- Hej stary wydobrzejesz, sory, że się z ciebie nabijałem. Jason przynieś noszę szybko.
- Zaraz wracam
Podeszłam do Percyego, przytuliłam się.
- To nie twoja wina. Ten kto  to zrobił srogo zapłaci.
- Annabeth..
Jason przyniósł nosze.
- Frank bierz za jedną stronę, ja za drugą. - powiedział Percy
Wtedy do maszynowni wpadły Hazel i Piper.
- Co się stało? - zapytała Piper
- Ktoś wbił dla Valdeza coś ostrego w ramię. Trzeba go szybko przenieść do izby chorych.- powiedział zapłakany
Zanieśli go do pokoju podali mu ambrozję i nektar. Rana się szybko zagoiła, Piper powiedziała, że  obudzi on się za kilka godzin. Musi odzyskać siły. Potem Percy nic nie mówił, zamknął się w sobie. Pewnie wini się, że pozwolił mu pójść. Zgromadziliśmy się wszyscy na naradzie, żeby ustalić co lub kto zaatakował Leona.
- Czy ktoś ma jakieś pomysły z związku z Leonem?
- Może jakiś potwór wdarł się na pokład w czasie sztormu. - zaproponował Jason
- Możliwe - powiedziała Piper
- Frank ty byłeś najbliżej słyszałeś coś - powiedziałam
Nie odpowiedział był zamyślony.
- Frank - sztórneła go Hazel
- A tak czy coś słyszałem, nie, znalazłem go już leżącego na ziemi. Poszłem po coś ostrego by wyczyścić klatki, i nic więcej nie wiem. - powiedział Frank
- A ty Percy masz jakąś teorię? - zapytałam
Nie odpowiedział.
- Percy ? Powiesz chociaż jedno słowo.
Zero odpowiedzi.
- Dobra w takim razie musimy poczekać do jutra. Kończymy naradę.
Wszyscy wyszli został tylko Percy i ja.
- Choć do kajuty prześpij się dzisiaj był męczący dzień.
- Tak tylko muszę ci coś powiedzieć odnośnie..
- Leona - podpowiedziałam -
choć powiesz mi w  kajucie
Usiedliśmy na łóżku Percyego.
- Ja szłem do łazienki, kiedy usłyszałem kłótnię Leona i Franka. Myślę, że to mógł być Frank, ale nie wiem. Może w napadzie gniewu. Na naradzie się chciałem się upewnić czy to nie jest mój wymysł i przyglądałem się Frankowi . Co o tym myślisz?
- Nie wiem Percy. Każdy wie, że oni się nie za bardzo lubią, ale czy Frank byłby do tego zdolny. Jutro na śniadaniu się dowiemy. Idź spać.
- Dobrze.
Poszłam do swojej kajuty i się położyłam.
.....

Dziś wstałam o 6:00, miałam godzinę więc poszłam do Percyego. Ten jak zawsze pewnie jeszcze śpi. Weszłam do kajuty i zobaczyłam, że Percy już nie śpi co za cud. Pisał coś, jak tylko weszłam schował kartkę.
- Co ty tu robisz Annabeth ?- zapytał
- Wcześniej wstałam i pomyślałam, że może... no wiesz pogadamy.
- No dobra to o czym ? - zapytał
- O nas o różnych sprawach.
- Okej usiądź  tutaj. 
Usiadłam koło niego.
- Percy kontaktowałeś się ostatnio z mamą?
- Nie, ale może później z nią porozmawiam. - powiedział
- Jak się czujesz nic cię już nie boli ?
- Nic mnie już nie boli jest dobrze. Annabeth tylko nie mów innym, że to ja ci powiedziałem to o Franku, proszę.
- Dobrze nie powiem, ale uważaj na siebie nie chcę cię stracić.
- Będę na siebie uważał spokojnie. A tak w ogóle ile ty masz lat?
- Kobiety się o wiek nie pyta. Mam już czekaj..... 17 lat.
- Wszystkiego najlepszego Ann.
Dlaczego on mnie nazwał Ann nigdy tak do mnie nie mówił.
- No dobra, od kiedy ty mnie nazywasz Ann.
- Od teraz, a co źle. Dla mnie brzmi świetnie.
- Percy mówiłam już ci, że nie nawidzę jak tak do mnie mówisz.
- Dobra spokojnie Annabeth, tylko się z tobą droczę. Trzeba będzie uczcić twoje 17 urodziny. Będzie niebieski tort.
- Nie chcę urodzin, nie lubię ich. Udawaj, że jest dziś normalny dzień. Bo jak nie to...
- Okej nic nie będę robił.
- To dobrze
- Bo już zrobiłem.
- Percy. Lepiej chodźmy zobaczyć co u Valdeza.
- To chodźmy - odrzekł Percy
Poszliśmy do izby chorych. Otworzyliśmy drzwi pokoju, a Leona już nie było. Spojrzałam na zegarek była już siódma. Czas tak szybko mija przy Percym.
- Może poszedł już na śniadanie. Chodźmy jestem głodna jak wilk. - powiedziałam
Kiedy byliśmy już w mesie zobaczyliśmy ożerającego się Valdeza.
- Valdez ! - krzyknął Percy
- Co ? Percy znowu się ze mnie nabijasz. - odparł Leo
Percy podszedł do Leona zacisnął pięści, już miała podejść, kiedy.
- Hej no znowu to robi. - powiedział Leo
- Ha ja teraz bym najchętniej cię udusił, ale przydasz się na pokładzie.
- Ja też się cieszę, że cię widzę.
- Każdy się cieszy na mój widok. Mam wrodzony urok. - pochwalił się Percy
- Dobra koniec tych czułości. Usiądźmy.  Gdzie jest Frank znowu się spóźnia ? Leo czy widziałeś napastnika ? - powiedziałam
- Nie tylko poczułem ból w ramieniu i później czarny obraz. A Frank się spóźnia przeze mnie zrobiłem mu kawał i przestawiłem mu zegarek i nie zdążyłem go naprawić.
- Czyli nadal nic nie wiemy. - powiedziała Piper
- Mam pewne przypuszczenie, ale tego nie wiem. Myślę, że to może być Frank. Kłócił się  z Leonem, więc może w napadzie gniewu.
- Kto to widział masz jakiś dowód?
- wykrzyczała Hazel
- Nie mam dowód, ale powiedział mi to ktoś komu ufam.
- Może sam zabił, ten twój zaufany człowiek. - powiedziała Hazel
- Nie waż się oskarżać Percyego. Yyy... to nie Percyego tylko miałam na myśli...
- O czyli Percy przyjaciel Franka oskarża go o to.
- Ja przekazałem tylko to co  słyszałem. I mam takie podejrzenia. Nie każdy jest święty Hazel. - powiedział Percy
- No tak bo ty to jesteś taki wspaniały taki idealny. Pozory czasem mylą Annabeth. Równie to on mógł zaatakować Leona.
- Percy ma rację kłóciłem się z Frankiem nieźle się wściekł, poza tym miał motyw.
- Co teraz wszyscy tak sądzą, bo Percy Jackson wszech mocny tak powiedział. Tak powinniście posłuchać go, bo zrobił tyle, a Frank prawie nic. A ty Percy jesteś gnidą, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale jesteśmy. Ja nie chciałem, mogłem nic wam nie mówić. Wtedy byłoby w porządku. Do zobaczenia później.
Odszedł od stołu.
- Percy poczekaj. - powiedziałam
Ale on i tak poszedł






Wystarczył jeden błąd...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz