Rozdział 16

765 35 12
                                    

Percy

Czy kiedykolwiek ktoś was zamknął w klatce dla zwierząt. Myślę, że nie. Tak przy okazji zgłaszam reklamację robota Franka była znikoma.
- Hej niech ktoś mnie wypóści! Jestem Percy wasz przyjaciel i twój chłopak Annabeth wiem, że mnie słyszysz. - krzyknąłem
- Halo czy ktoś mnie  słyszy ?
- Weź się przestań drzeć głowa mnie boli - powiedział Leo
- Chce wiedzieć się z Annabeth - powiedziałem
- Ale ona z tobą nie.
- Dobra porozmawiam z nim - powiedziała Annabeth
Weszła do stajni i usiadła naprzeciw mnie.
- Czego chcesz ?
- To jest jakiś nieporozumienie. Dlaczego jestem w klatce? - zapytałem
- Nie udawaj już bo się nie nabiorę - powiedziała
- No dobra, ale przyznasz, że szło mi dobrze. Gdyby nie Hazel ciebie by już nie było.
- Jesteś Polybotesem?
- Z jednej strony tak z drugiej nie. Te tu ciało nie należy do mnie, ale umysł tak.
- Co mogę zrobić by cię zabić?
- Najpierw byś musiała zabić Percyego. Chociaż bardziej uwieżyłbym w to, że...
- Nie to nie wchodzi w grę.
- Ależ kochana Percy by tego chciał wiem co teraz czuje oczywiście nie wie co się dzieje. Wiesz trochę mu tam zmieniam parę rzeczy np. że cię zabił. Naprawdę się chłopak załamał.
- Jak mogłeś nie dość, że on tyle wycierpiał to teraz to.
- Oj dziewczyno tamto go w ogóle nie bolało w porównaniu z tym co teraz czuję.
- Jesteś potworem.
- Schlebiasz  mi.
- Współczuję ci, że jesteś taki.- po tych słowach wyszła, a ja zapamiętałem tylko jej szare oczy.
Nagle coś się zmieniło byłem sobą. Ale to nie było nic z czego można by się cieszyć. Zabiłem Annabeth , zabiłem Leo. Po co ja mam żyć. Chce umrzeć razem z nimi, ale kiedy jestem sobą.
Muszę jakoś przepędzić Polybotesa.
Może będę w stanie wssać z mojego ciała truciznę, panowałem kiedyś nad truciznami. Tylko czymś muszę ranę przeciąć. Przebigłem wzrokim po stajni na skrzyni jakieś 15 metrów ode mnie leżał scyzoryk. Wyciągnełem rękę przed siebie nie dosięgałem do scyzoryka. Wezwałem więc fale by poruszały statkiem skrzynia się do mnie przysuneła. Miałem szczęście  potoczyło się po mojej myśli. Uspokoiłem wody i podniosłem z ziemi scyzoryk. Odsłoniłem ranę, zacisnołem mocno zęby i zaczełem rozcinać. Kiedy skończyłem ciąć skupiłem się jedynie na truciźnie w moim ciele. Płakałem , krzyczałem i przeklinałem to też. Wtedy ktoś wszedł do stajni raczej wbiegł. Ja już prawie skończyłem wyjmować truciznę i później  nic poza tym.
Wykrawwiłem się na śmierć.
Nie no żartuję, ale prawie.
...
Byłem chyba w Izbie Chorych. Kiedy zobaczyłem wśród przyjaciół zmarłego Valdeza.
- Cześć Percy - powiedział Leo
- Nie prześladuj mnie duchu Valdeza ja tego nie chciałem. - powiedziałem
- Ale ja nie jestem duchem.
- Jesteś tylko moim wyobrażeniem. Tylko wyobrażeniem.
- Percy ja nie umarłem zostałem tylko lekko ranny
- Ja widziałem twoją śmierć wiele razy. Proszę odejdź.
- Percy spokojnie - powiedziała Annabeth
- Annabeth ja nie chciałem to nie byłem ja. Niedługo do ciebie dołącze.
- Już jesteś ze mną. Ja nie umarłam. Polybotes namącił ci w głowie.
- Ty zostałaś zamordowana przeze mnie - Uwierz mi. Proszę. - powiedziała spokojnie Annabeth.
- Nie mogę jesteś duchem.
- To dotknij mnie.
- Nie każ mi nic nie zrobię więcej nikomu lepiej będzie jak umrę.
- Ale ja cię potrzebuję.
-Jeśli sądzisz, że się na to nabiorę to się grubo mylisz.
- Percy jesteśmy tu. - powiedziała Piper
Spokojnie - powiedział Jason
- To nie możliwe to sen udusiłem Jason własnymi rękami, a później ciało oddałem dla potwora morskiego.
- Serio myślę, że było inaczej. -powiedział Jason
-  Czyli przyznałeś, że zmarłeś i jesteś teraz duchem? - zapytałem
- Nie nic takiego nie powiedziałem
- Dobrze już, nikt nie umarł Percy to tylko manipujacje  Polybotesa.
- On mną nie manipuluje. Każdą śmierć widziałem wielokrotnie ze szczegółami - powiedział Percy.
- Może lepiej będzie jak wezwiemy Posejdona. - powiedziała Hazel
- Nie jego. Przez niego ktoś zginie. A poza tym ty coś pamiętasz ?
- No tak pamiętam.
- Ale to była rzeka Lete. Powinnaś nic nie pamiętać. A Frank jest tu ?
- Tak jestem. Czy mnie także zabiłeś? - powiedział Frank lekko się uśmiechając.
- Nie zabiłem ciebie. - odparłem
- To dobrze - odpowiedział Frank
- Ale zabiłeś się przeze mnie.
- To wszystko nie prawda. Nikt nie zginął - powiedziała Annabeth
- Ale was jest dużo. Wszędzie jesteście. Nie podchodzcie do mnie - powiedziałem i skryłem się pod poduszkę.
 

Annabeth

To było straszne. Percy był przerażony.

-  Percy udusisz się. - powiedziałam
Zaczął jeszcze mocniej przyciskać poduszkę (to mu pomysł dałam).
- Piper proszę cię powiedz to do niego.
- Percy przestań, odłóż poduszkę.- powiedziała czaromową Piper
Percy odłożył poduszkę.
- Widzisz to Piper. Widzisz innych? - powiedział Percy
- Tak widzę ich doskonale.
- One przyszły mnie dręczyć. Czekaj. A jak ty je widzisz ? Już wiem zabiłaś się. I ty też chcesz mnie dręczyć. Ja zaraz oszaleje. Trzeba się było zabić od razu. Jaki ja jestem głupi.
- Nie Percy nie jesteśmy duchami. - powiedzieli wszyscy razem
- Przestańcie się śmiać. Proszę. - mówiąc to zakrył uszy, lecz nikt nie krzyczał.
- Mamy coś na uspokojenie? - zapytałam
-

Mamy tylko dawkę dla koni- odpowiedział Leo
- To może być przydatne. Proszę podaj mi to. - powiedziałam
- Nic mi nie podacie . - zaprotestował. Percy
- Frank, Jason przytrzymajcie go  powiedziałam
Leo podał mi strzykawkę. Wbiłam ją Percyemu w ramię.
- To bolało. - powiedział po czym zasnął.
- Trzeba zawiadomić Posejdona. - powiedziała Hazel
- Chyba już nie trzeba. - powiedział Posejdon.

Wystarczył jeden błąd...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz