- Byłaś w Ustroniu Morskim skarbie? - zdziwiła się mama. - Przecież to daleko.
- Najwyraźniej jadąc wzdłuż brzegu na rowerze wcale nie. Jakieś pół godziny - czterdzieści minut.
- To piękną trasę zrobiłaś - pochwalił tata. - A te zadrapania? Miałaś wypadek?
- Tak jakby - bąknęłam. - Dawno już nie jeździłam ... moment nieuwagi ... ale to nic takiego. Jak sam zauważyłeś tato, tylko nieliczne zadrapania.
- A jakie plany na dziś? - zapytał. - Ponownie masz zamiar zamknąć się w pokoju, hm?
A nawet jeśli tak, to co? - odparłam w myślach. - Tak bardzo cię to boli?
- Idę na plażę, później może na termy, bo basen na razie odpada przez to rozcięte kolano. A wy? - chciałam szybko zmienić temat.
- Namawiam mamę na wizytę w Połczynie. Spacer w ciszy po Drawskim Parku byłby przyjemną odmianą dla tego hałasu.
Ach, no tak. I bardzo dobrze, jedzcie sobie i dajcie mi spokój - pomyślałam, jedynie przytakując.
W pewnym sensie pogłos łupania nie był już dla mnie taki wkurzający jak wczoraj. Może to kwestia przyzwyczajenia? Poza tym muzyka rzeczywiście przybierała na sile dopiero wieczorem.
Mimo tego, że rodzice podobno wynieśli się nie tylko z hotelu, ale i z samego Kołobrzegu, postanowiłam faktycznie iść na plażę. Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie, a od morza szła przyjemna bryza.
Rozłożyłam sobie duży ręcznik plażowy u samego szczytu plaży, gdzie drzewa dawały jeszcze trochę cienia i sprawdziwszy ulubione strony w necie na komórce, sięgnęła po jedną z gazet, które czytała moja mama.
Kolorowe, wielostronicowe pisemka dla kobiet mało kiedy miały w sobie dla mnie coś z merytorycznej treści, ale w wolnym czasie lubiłam je wertować, oglądając kolorowe zdjęcia, głównie reklam.
W pewnym momencie moją uwagę przykuł pisk bawiących się ludzi. Plaża nie było szeroka, tak że całkiem dobrze widziałam rozkładające się tuż przy brzegu towarzystwo. I tak jakoś od razu zrobiło mi się słabo. Byłam niemal od razu pewna, że to ta sama grupa, na którą przypadkiem wczoraj wpadłam. Ich postacie i twarze, a zwłaszcza jedna, dość dobrze wyryły się w mojej pamięci. Prędko sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej okulary przeciwsłoneczne. Wątpiłam, by ktoś z nich mnie dostrzegł lub rozpoznał, tym bardziej że byli zajęci sami sobą, ale wolałam więcej losu nie kusić. Poza tym ciemne szkła dawały poczucie niewidzialności i mogłam w nich bezkarnie podnosić wzrok, by monitorować hałaśliwą grupę.
Nie byłam tu jeszcze nawet pół godziny, a już miałam ochotę się wynieść. Tylko dlaczego? Dlaczego to niby ja miałam rezygnować z przyjemnego plażowania przez nich? Miejsca było dość dla wszystkich, a prawdopodobieństwo tego, że ktoś z nich zwróci na mnie uwagę praktycznie równe zeru.
Niestety, może i z matmy byłam dobra, ale rachunek prawdopodobieństwa zawsze był moją piętą achillesową. Kiedy dziewczyny rozłożyły się na ręcznikach, męska część grupy ruszyła w stronę wyjścia z plaży, a w połowie drogi jeden z nich odłączył się od grupy i zaczął iść ... o zgrozo, w moją stronę!
Od razu spuściłam wzrok i wgapiłam się w tekst gazety. Przecież to niemożliwe, żeby szedł właśnie do mnie! Żeby mnie rozpoznał! Teraz to i może żałowałam, że nie spakowałam ręcznika i nie wyniosłam się gdzieś w cholerę, ale na to było już za późno.
- Potrzebujesz ciemnych okularów do czytania? - usłyszałam i uniosłam głowę, bo co innego mogłam zarobić.
Rany, to był ten koleś, którego potraciłam i oblałam piwem.
CZYTASZ
Sunrise Baby
Short StoryWiktoria spędza po raz ostatni wspólne wakacje z rodzicami nad morzem. Jedyne czego pragnie, to wyprowadzić się w końcu z domu i rozpocząć samodzielne życie na własny rachunek. Czy jednak owa swoboda i wolność będą się równoważyć ze słowem szczęście...