Remik zadzwonił do mnie w niedzielę z samego rana, tak jak zapowiedział. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zapytał także, czy nie chciałabym się spotkać po południu, ale wymówiłam się zapowiedzianą wcześniej wizytą koleżanki. Tak naprawdę to razem z Kają miałyśmy zaplanowany wspólny niedzielny obiad i nie chciałam tak nagle sprawiać jej zawodu. Wiedziałam, że jeśli faktycznie ze związku, w którym się znalazłam, miało coś być, to moja gospodyni prędzej czy później dowie się o tym. I w sumie taka wizyta mojego chłopka na wspólnym obiedzie, byłaby dobrą okazją do tego, by ta dwójka się poznała. Być może gdyby Kaja wiedziała o tym, że się z kimś spotykam, mi samej byłoby lżej, gdyż zawsze miałabym w niej oparcie, chociażby w postaci rozmowy czy dobrej rady.
Jednak zaproszenie Remika na obiad już w tę niedzielę, byłby czymś niespodziewanym i szybkim. A może nawet nieprzemyślanym. A ja nie chciałam się już z niczym śpieszyć. Co nagle, to po diable.
Dlatego też mieliśmy się zdzwonić w poniedziałek po południu, jak Remik wróci z pracy i zaplanować wspólnie dalszą część dnia.
Spokojnie. Tylko spokojnie – powtórzyłam sobie w duchu parę razy, kończąc z nim rozmowę. Bo po prawdzie, to wolałabym w jego towarzystwie zjeść zapiekankę na mieście, niż domowy obiadek Kai, który zresztą zawsze wychodził jej bardzo dobrze.
Nie. Nie chodziło też o samą osobę Kajki, którą bardzo lubiłam. Ja po prostu odczuwałam potrzebę spotkania z nim, spędzenia dłuższego czasu w jego towarzystwie. Tak jakby cięgle mi było tego mało, że jest obok blisko mnie, że trzyma mnie za rękę i uśmiecha się do mnie, zaglądając w oczy. Cóż, chyba się zakochałam, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy. Mogłam jedynie modlić się w myślach o to, by nie była to ślepa miłość lub fatalne zauroczenie, gdzie druga strona okaże nic niewarta. Jednak z natury nie byłam zawzięta czy ślepo uprzedzona i zawsze starałam się dawać ludziom drugą szansę, jeśli tylko widziałam ich dobrą wolę i chęci, by z niej skorzystać.
W poniedziałek zabrałam się za porządki w swoim pokoju, a dokładniej za segregację sterty ksera, które piętrzyło się w kilku kupkach pod ścianą. Część chciałam sprzedać, co ważniejsze zachować, a resztę wyrzucić.
Około dwunastej Kajka wyszła na egzamin, a ja odgrzałam sobie wczorajszy obiad. Zerknęłam na telefon, choć nie słyszałam, by dzwonił. Od rana nie dostałam żadnego SMS-a od Remika, przez co czułam się zawiedziona. Wiedziałam jednak, że w hurtowni musiał być już o szóstej rano, a rozwożąc towar, pewnie nie miał na nic czasu.
Włączyłam telewizor, ale nie leciało w nim nic ciekawego, a już na pewno nie coś, co byłoby w stanie zająć moje myśli. Poszłam więc do pokoju i z nudów zaczęłam przeglądać notatki do ostatniego rocznego zaliczenia.
Około szesnastej do mieszkania wróciła moja kuzynka, cała rozentuzjazmowana ciesząc się z wysoko zaliczonego egzaminu. Tak więc do wieczora czas zleciał szybko. Za jej namową zgodziłam się wyjść z nią i jej znajomymi na piwo do baru, by uczcić ich zwycięstwo (i co niektórych klęskę).
Napisałam do Remika wiadomość z pytaniem, jak minął mu dzień i co robi, jednak nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Będąc już w knajpie, opuściłam na moment towarzystwo i w końcu do niego zadzwoniłam. Sygnał był, lecz nikt się nie zgłaszał.
Świetnie, super, ekstra – podsumowałam, wracając do środka.
W sumie moje wyjście i tak było stracone, bo cały czas zastanawiałam się, co się z nim działo. Nie umknęło to oczywiście uwadze Kai, która zaczęła wiercić mi dziurę w brzuchu, pytając, czy wszystko w porządku, co się dzieje i dlaczego nie mam humoru. Wyłgałam się tym, czym kobiety potrafią najlepiej, czyli bólem głowy. Postanowiłam wrócić do mieszkania i tym samym popsułam kuzynce wyjście, gdyż ta zaparła się, że nie puści mnie samej i obie wylądowałyśmy przed dziewiątą w mieszkaniu.
CZYTASZ
Sunrise Baby
Krótkie OpowiadaniaWiktoria spędza po raz ostatni wspólne wakacje z rodzicami nad morzem. Jedyne czego pragnie, to wyprowadzić się w końcu z domu i rozpocząć samodzielne życie na własny rachunek. Czy jednak owa swoboda i wolność będą się równoważyć ze słowem szczęście...