~6~

725 47 2
                                    

Jeśli chcesz bezpiecznie pływać
Trzymaj jedną nogę na lądzie

Następnego dnia nawet nie byłam w szkole. Od rana było zerwanie chmury, więc mama z rana napisała SMSa do pana Harrisa, że mam dzisiaj badania i nie będzie mnie w szkole.
Do południa siedziałam w wannie i oglądałam seriale, zajadając się sushi. Jako syrena, bardzo lubię rybę i owoce morza w każdym wydaniu. A akurat połączenie ryb, wodorostów i ryżu w szczególności przypadło mi do gustu. Tym bardziej, że niedaleko jest bardzo dobry sushi bar z dowozem do domu.
Obejrzałam prawie cały sezon Mr. Robota. Lubię ten serial, bo główny aktor jest podobny do mnie. Zagubiony w świecie, w którym go pozostawiono. Ja tak samo nie wiem kim jestem. Czy powinnam zachowywać się jak normalna nastolatka? Jednak to nigdy nie będzie możliwe w stu procentach. Bać się wody, bardziej niż ognia, gdzie jedno i drugie jest równie niebezpieczne. Paranoja...
Po południu deszcz ustał. Mama musiała mnie zostawić i pojechać do firmy ojca, żeby oddać jakieś tam projekty, a ja z braku laku stwierdziłam, że pójdę na spacer. Nasza posesja była ogromna, więc mogłam oglądać morze, nawet nie wychodząc z podwórka.
Przeszłam się na plażę i z satysfakcją zauważyłam, że fale były ogromne. Idealna pogoda do pływania z delfinami.
Lubiłam taką pogodę, bo cudownie się pływa w oceanie, gdy czuję się opór wody.
W oddali zauważyłam jednego, dość zdesperowanego surfera. Skrajnie nieodpowiedzialne jest wypływanie na ocean w taką pogodę samemu. Będąc człowiekiem oczywiście.
Przyglądałam mu się przez chwilę, bo był naprawdę świetny w tym co robił. Kiedy jego sylwetka zniknęła w tunelu przez jakiś czas czekałam z uśmiechem aż się pojawi na końcu w ostatniej chwili, tak jak zawsze powinno to wyglądać.
Jednak fala się uspokoiła, a chłopaka dalej nie było widać.
- Cholera... - Powiedziałam sama do siebie zbiegając po zboczu i zdejmując ubrania do samej bielizny. Na szybko zrzuciłam buty i wskoczyłam do wody, praktycznie od razu dostając ogona. Popłynęłam w miejsce, gdzie ostatnio widziałam ciało chłopaka. Przez silne prądy wodne, trochę wolniej znalazłam go niż powinnam. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to Chris! Wzięłam ciało nieprzytomnego chłopaka i wypłynęłam nad powierzchnię wody.
- Chris, nie umieraj! Błagam nie umieraj! - Powiedziałam spanikowana, ale kolejna fala przykryła nasze głowy. Ile sił w ogonie płynęłam na brzeg. Plusem prywatnej plaży jest to, że nikt tu nie zagląda.
Wyciągnęłam nieprzytomnego chłopaka na brzeg, ale niestety przez ogon, daleko nie mogłam go wyprowadzić.
Uważając, żeby nie dotykać wody sprawdziłam, czy jest przytomny. Nie oddychał...
Zaczęłam przeprowadzać reanimację i w tamtej chwili dziękowałam temu komuś na górze, że uważałam na zajęciach z pierwszej pomocy.
- Idioto! Nie rób tego! Żyj, rozumiesz?! Kurwa, przecież Lily się załamie! - Zaczęłam warczeć do niego jednocześnie uciskając klatkę piersiową. Nie bardzo myślałam co robię. Działałam pod wpływem impulsu, bo przecież nie mogłam pozwolić mu umrzeć.
Dzięki wiatru, dość szybko odzyskałam swoje nogi i teraz klęczałam przy chłopaku pół naga.
W pewnym momencie chłopak zaczął kaszleć. Odetchnęłam z ulgą, bo żył. Był wciąż nieprzytomny, ale oddychał. To najważniejsze.
Zaciągnęłam go bardziej w głąb plaży i ułożyłam w pozycji bezpiecznej. Później nałożyłam swoje ubrania i znowu przy nim klęknęłam. Był wychłodzony, ale nie miałam przy sobie nic, czym bym mogła go przykryć. Żeby wziąć koc z domu, zajęłoby to za dużo czasu, a musiałam cały czas pilnować chłopaka. Wiem, że w normalnej sytuacji powinnam zadzwonić po karetkę, ale nie mogłam im wytłumaczyć tego jak go tu zaciągnęłam. Przecież podobno panicznie boję się wody...
- Chris? Chris, obudź się, proszę... - Mówiłam do niego cały czas. Martwiłam się, że pod wodą w coś uderzył i dostał urazu czaszki.
Po chwili chłopak powoli się wybudzał. Zaczął kaszleć i mrużyć oczy. Dzięki ci Posejdonie...
- Clary? - Kaszlał, a ja pomogłam mu wstać. Wciąż zastanawiałam się, czy nie wezwać pogotowia, ale chłopak wyglądał na zdrowego. - Jak ty... - Napad kaszlu znowu przerwał mu wypowiedź.
- Csii... Nic nie mów. Dasz radę wstać? - Zapytałam spokojnie i pomogłam mu się podnieść. Był lodowaty.
- Przecież ty się boisz wody... Uratowałaś mnie. Tam w wodzie. Widziałem... - Powiedział cicho dysząc. Czyli gdy go ratowałam, był jeszcze przytomny. To dobry znak.
- Bzdura. Nawet nie podeszłam do wody. Leżałeś nieprzytomny na brzegu, gdy cię znalazłam. - Stwierdziłam spokojnie, lecz przekonująco.
- Jakim cudem byłaś na plaży? - Zapytał zatrzymując się, gdy zobaczył, że prowadzę go w górę kamiennych schodów.
- Ta cześć wybrzeża należy do mojego ojca. Tam mieszkam. - Stwierdziłam spokojnie i wskazałam palcem wielką willę. - Napewno dobrze się czujesz? Może powinniśmy pojechać do szpitala? - Zapytałam z troską, kiedy byliśmy już na szczycie wzgórza, na którym stał mój dom. Przecież takie utonięcia mogą nieść za sobą zachłystowe zapalenie płuc, albo co gorsza, wtórne utonięcie...
- Tak, wszystko dobrze. - Zapewnił. Zaprowadziłam go do swojego salonu, dałam koc i zrobiłam herbatę, bo nie mam pojęcia gdzie są jego rzeczy.
- A twoje ubrania, komórka? - Zapytałam spokojnie stawiając przed nim szklankę z gorącym napojem.
- Są w szatni na plaży, tej strzeżonej. - Powiedział upijając łyk. Dobrze, przynajmniej jest pewność, że nikt nie zabierze sobie jego dokumentów.
- Uratowałaś mnie. - Stwierdził po chwili.
- Ty mnie wtedy na plaży też, więc jesteśmy kwita. - Stwierdziłam wzruszając ramionami i poszłam do kuchni po jakieś ciastka.
- Wcale nie! Ja cię tylko przeniosłem pięć metrów, a ty mnie uratowałaś! - Jego podziw był wyczuwalny w głosie. Gdyby tylko wiedział, jakie dziwadło go na brzeg wyciągnęło...
- Uwierz, że tamta sytuacja była dla mnie też sprawą życia i śmierci... - Stwierdziłam spokojnie.
Siedzieliśmy tak chwilę kłócąc się, kto ma rację, aż w końcu chłopak zaproponował kompromis.
- To chociaż daj się zaprosić na kolację. - Co? Chyba sobie żartuje...
- To nie jest dobry pomysł. Poza tym muszę nadrobić zaległości w szkole z dzisiaj. - Nigdzie z nim nie pójdę.
- No proszę... A właśnie, czemu nie było cię w szkole? - Zauważył chłopak i ugryzł kawałek wafelka.
- Byłam na badaniach. - Powiedziałam oficjalną wersję dla wszystkich niewtajemniczonych.
- Coś poważnego? - Zapytał z troską w głosie.
- Nieuleczalnego, ale nie chcę o tym rozmawiać. - Ucięłam temat.
Chwilę tak rozmawialiśmy, kiedy usłyszałam dźwięk parkującego auta w garażu.
- No, ale nie możemy tego projektu zrobić na tyle pięter... - Usłyszałam głos mojej mamy, a po chwili ona razem z tatą weszli do salonu. Zaskoczeni stanęli jak wryci. Dopiero teraz zorientowałam się, jak to mogło wyglądać. Ja, największy odludek na Ziemi i Chris, popularny chłopak w szkole, bez koszulki, w samych kąpielówkach i kocu. To musiało wyglądać dziwnie.
- Clarisso... Nie mówiłaś, że będziesz miała gościa. Witaj Christopherze. - Zaczął mój tata i podał zaskoczonemu chłopakowi dłoń.
- Znalazłam Chris'a nieprzytomnego na plaży. Chyba stracił przytomność, jak był w wodzie i pomogłam mu...
- Bardzo dobrze zrobiłaś. Chris, ja może dam ci jakąś męską koszulkę, dobrze? - Zapytała mama i bez słowa poszła do garderoby, żeby dać chłopakowi mniej oficjalną koszulkę taty z czarnym napisem.
Było mi okropnie niezręcznie, ale przynajmniej chłopak już mnie nie rozpraszał swoją klatą.
- To może... Ja już pójdę po swoje rzeczy. Czuję się świetnie i... Wyśle ci notatki na Fejsie z dzisiaj. Do widzenia.
Gdy tylko chłopak wyszedł, rodzice zaczęli mnie przepytywać jak to naprawdę wyglądało, więc odpowiedziałam im zgodnie z prawdą.  Po dość długiej chwili ciszy mama powiedziała:
- Powinnaś ograniczyć z nim kontakty. To miły chłopiec, ale nie może się dowiedzieć...

Moja mała, mokra tajemnicaWhere stories live. Discover now