~8~

758 45 3
                                    

Ty weszłaś nagle w kadr
Choć nie był twój

Nie byłam zadowolona z pomysłu chodzenia do Chris'a i ćwiczenia piosenki na dzień patrona. Wcale nie byłam zadowolona z pomysłu występowania tam, ale nie miałam wyboru. Pan Harris już kilka razy pytał się mnie o to, czy już rozmawiałam z chłopakiem o współpracy. Rozumiem, że się martwi, ale wpychanie mnie na siłę do basenu pełnego piranii nie pomoże mi z lękiem.
Było kilka minut po szesnastej, gdy przyjechała po mnie taksówka. Rodzice dzisiaj wiedzieli, że wychodzę, ale zostali dłużej w pracy, więc nie mogli mnie podwieźć. Co prawda mogłam sama wziąć samochód, ale moja obecność za kierownicą przyniosłaby więcej ofiar niż druga wojna światowa, więc wolę nie ryzykować.
Przez całą podróż słuchałam muzyki na słuchawkach. Z kierowcą rozmawiałam jedynie o tym, gdzie ma mnie dowieźć i ile płacę. Z grzecznym dziękuję wysiadłam z auta płacąc i stanęłam przed domem Andersonów. Mam tylko nadzieję, że gospodarze nie uważają mnie za wariatkę, po ostatniej kolacji, gdzie bałam się rozlanego soku.
Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam dzwonkiem. Przez drzwi usłyszałam słodkie "ja otworze" i przed moimi oczami ukazała się mała Lily.
- Clary! - Pisnęła dziewczynka i rzuciła mi się na szyję. - Chris przekazał ci moją laurkę? Długo rysowałam tego konika. - Więc to był koń, a nie szop jak przypuszczałam.
- Tak była bardzo ładna. - Powiedziałam mimowolnie się uśmiechając. Beztroska dziewczynki jest urocza.
- Lily! Mówiłem ci tyle razy, żebyś nie otwierała sama drzwi! - Za jej plecami w korytarzu pojawił się Chris. Chłopak w krótkich jeansowych spodenkach do kolan i czarnej bluzce na ramiączkach wyglądał naprawdę świetnie. Posłał mi szeroki uśmiech i wziął czarnowłosą dziewczynkę na ręce.
- Księżniczka cię woła, bo herbatka stygnie. Leć do salonu. - Polecił i czarnowłosa pobiegła w stronę pomieszczenia gdzie ostatnio odbywała się kolacja. - Cześć Clary. Ślicznie wyglądasz. Wejdź, napijesz się czegoś? - Co prawda nie uważałam, że w czarnych spodniach i białej bluzce wyglądam jakoś wyjątkowo ładnie, ale zawsze miło jest usłyszeć komplement nie tylko z ust rodziców.
- Jak można to jakiegoś soku. - odparłam idąc za chłopakiem do kuchni.
- Może być pomarańczowy? - Zapytał, a ja potwierdziłam kiwnięciem głowy. Wziął karton napoju i dwie szklanki i poszliśmy na górę kręconymi schodami. Na końcu korytarza były drzwi,  na których był wielki napis "nie wchodzić bez pukania". Pokój chłopaka przyprawił mnie o zdumienie. Był duży, w odcieniach szarości i ciemnego drewna. Wielkie dwuosobowe łóżko było posłane lekko niedokładnie. Koło biurka stała wielka szafa z lustrem na drzwiach, ale nie to mnie zaskoczyło. W rogu koło okna stała perkusja, na ścianie wisiały dwie gitary. Elektryczna i akustyczna, niedaleko biurka stało elektryczne pianino, a w kącie stał statyw z mikrofonem.
- Wow... Człowiek orkiestra? - Zapytałam rozglądając się z zaciekawieniem.
- Można tak powiedzieć. - Zaśmiał się i nalał nam obojgu soku. Z szuflady biurka wyjął segregator z nutami. - A ty grasz na czymś? - zapytał przeglądając coś między kartkami.
- Jedynie na nerwach. Chociaż zawsze fascynowały mnie skrzypce. Ale tylko śpiewam. - Stwierdziłam biorąc szklankę z sokiem i siadając obok chłopaka na łóżku.
- Skrzypiec nigdy nie potrafiłem ogarnąć. Strasznie niewdzięczny instrument, który kochała moja matka. - Stwierdził nie odrywając wzroku od nut. Dopiero teraz zauważyłam, że przy łóżku stała niewielka ramka ze zdjęciem. Na nim był malutki blondynek, kobieta bardzo do niego podobna i udało mi się rozpoznać pana Andersona. Chłopak odziedziczył urodę po matce.
- To myślałaś nad jakąś piosenką? - Z rozmyślań wyrwał mnie Chris, który uruchamiał pianino.
- Szczerze to nie bardzo. Najchętniej bym tam nie występowała. - Mruknęłam lekko się krzywiąc.
- Czemu? Myślałem, że chcesz iść na studia wokalne. - Blondyn teraz intensywnie mi się przyglądał, co wprowadziło mnie w lekkie zakłopotanie.
- Bo kocham śpiewać. Tylko... Nie przed tą szkołą. Nie przed tymi ludźmi. Pewnie już zauważyłeś, że w klasie nie przepadają za mną... Po prostu im nie ufam i wolę nie robić z siebie idiotki. - Wyznałam nie patrząc na chłopaka. Ten pewnie też uzna, że jestem walnięta.
- Ja tam cię lubię i nie uważam za idiotkę. - Stwierdził wzruszając ramionami. - Zaśpiewasz coś a capella? Chciałbym  zobaczyć z kim mam zaszczyt pracować. - Zapytał uśmiechając się pokrzepiająco.
Poprawiłam się na łóżku i zaczęłam chwilę się zastanawiać, co bym mogła zaśpiewać.
Po chwili ciszy zaczęłam śpiewać piosenkę "Sia - Chandelier". Od zawsze miałam śliczny głos, który jest właściwie wizytówką każdej syreny. Jednak przez to, że długi czas miałam nauczanie indywidualne, nikt poza moją rodziną o tym nie wiedział. Dopiero w pierwszej liceum wydało się, że mam śliczny głos. Właściwe wie o tym głowie pan Harris, bo któregoś razu przyłapał mnie w szatni, jak podśpiewywałam sobie pod nosem, odrabiając matematykę. Był wtedy zachwycony i cieszył się, że mam jaki talent.  Bo najwyraźniej zdolności w sporcie mi brak.
Śpiewałam jak zawsze skupiona na tym, by jak najlepiej wczuć się w tekst. A ta piosenka wyjątkowo do mnie przemawia. Mniej więcej w połowie drugiej zwrotki chłopak zaczął delikatnie przygrywać mi na pianinie jednocześnie uważnie się przyglądając.
Kiedy skończyłam przygryzlam delikatnie dolną wargę.
- Wow... Twój głos... - Chłopak na chwilę zamilkł. Przyłożył sobie palec do ust i zaczął skradać się do drzwi. O co mu chodzi?
Energicznym ruchem otworzył pokój i naszym oczom ukazała się Lily, skulona przy progu.
- Lily! Nie ładnie podsłuchiwać! - Warknął z dezaprobatą jej starszy brat. Czarnowłosa się podniosła i nerwowo zaczęła skubać rąbek swojej bluzki.
- No przepraszam, ale Clary tak ładnie śpiewała, że słychać ją było nawet w salonie! A pan Bonnie chciał posłuchać lepiej... - Powiedziała i wyjęła zza pleców pluszowego misia. Rozczuliła mnie tym.
- To może ty i pan Bonnie chcecie posiedzieć z nami? - Zapytałam patrząc błagalnie na Chris'a. No już niech nie będzie taki zły.
Chłopak wywrócił teatralnie oczami i westchnął.
- Ale nam nie przeszkadzacie. - Powiedział ostrzegawczo i zamknął drzwi. Dziewczynka wcisnęła się w poduszki na łóżku i przytuliła misia. Chris usiadł przy pianinie. - Twój głos jest... Wow. Nie wiem czego tu się wstydzić. Brzmisz lepiej niż niejedna gwiazdka popu. - Stwierdził przyglądając się mi uważnie. Czułam się dość nieswojo będąc tak wychwalana. Zazwyczaj staram się tego unikać.
- No tylko najchętniej bym chciała być nierozpoznawalna na tym występie. - Mruknęłam nalewając sobie kolejną szklankę.
Nie mam ochoty występować przed ludźmi, którzy nawet mnie nie lubią. Będzie to tylko kolejny powód do nieprzyjemnych docinek. Chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
- To chyba da się zrobić.

Moja mała, mokra tajemnicaWhere stories live. Discover now