~ 18 ~

383 32 9
                                    

Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie z rodziną.  Zostałam świadkiem i obiektem chyba największej kłótni rodzinnej w dziejach. 
- JAK MOGŁAŚ BYĆ TAK NIEODPOWIEDZIALNA?! CHCESZ ZAPRZEPAŚCIĆ NASZE DZIEDZICTWO! - Krzyczał dziadek do mojej matki,  która ze złości była już cała czerwona.
- CAŁE ŻYCIE SŁYSZAŁAM O TWOIM PIEPRZONYM DZIEDZICTWIE! JA PRZYNAJMNIEJ W PRZECIWIEŃSTWIE DO WAS WSZYSTKICH MIAŁAM WYBÓR KOGO POKOCHAĆ!  -  Nigdy nie widziałam mamy w takim stanie. 
- I co Ci wyszło z tego kochania?! Bękart, który może wszystko zniszczyć... -  Te słowa dość mocno mnie zabolały.  W tamtym momencie zrozumiałam, że nie należę do tego świata, skoro własny dziadek nazywa mnie bękartem...
- NIE WAŻ SIĘ TAK MÓWIĆ DO MOJEJ CÓRKI! -  Warknęła moja mama,  z prędkością światła podpływając do swojego ojca i groźnie mierząc go wzrokiem.  Byłam przekonana że zaraz dojdzie do rękoczynów,  jednak niespodziewanie dziadka i moją mamę rozdzieliła woda.  Dosłownie oboje zostali zamknięci w wodnych kopułach.  Zdezorientowana rozejrzałam się po całej komnacie i zauważyłam babcie,  która najwyraźniej była w stanie panować nad wodą.  Już nawet takie rzeczy nie są w stanie mnie zdziwić. 
- Eryku przesadziłeś. -  Powiedziała stanowczo.  -  Clarissa jest naszą wnuczką i wyrażaj się jak na króla przystało.  -  Mówiąc to,  skinęła dłonią do góry,  przez co bańka,  w której siedział dziadek uniosła się nad wodę. - Domyślam się, że jesteś bardziej zdezorientowana,  niż my wszyscy razem wzięci. Przepraszam,  że w takich okolicznościach doszło do naszego spotkania.  -  Podpłynęła do mnie i delikatnie pogładziła po policzku.  Dziwne,  jednak z tym gestem jakoś zostałam uspokojona.  Ten sam gest wykonała na mamie i dziadku,  a z ich obojga jakby na zawołanie uszły wszelkie negatywne emocje. Nie miałam pojęcia,  co tak właściwie się stało, ale babcia najwyraźniej musi mieć zajebistą siłę perswazji. 
- Mam tu coś do powiedzenia i nie życzę sobie by w moim domu były takie sytuacje.  Wy powinniście sobie wszystko wytłumaczyć...  Na spokojnie. Ja,  oczywiście jeśli pozwolisz Clarisso,  chciałabym Cię lepiej poznać.  -  Rzekła, a ja wciąż będąc w lekkim szoku popłynęłam za nią. Płynęłyśmy przez ciąg krętych jaskiń i nawet przez myśl mi nie przeszło, że ta kobieta mogłaby zrobić mi krzywdę. Z tej dwójki, ona chyba bardziej ucieszyła się na wnuczkę.
Wypłynęłyśmy dopiero w dużej komnacie. Na gołych skałach, które stanowiły ściany były bogate zdobienia muszlami, koralowcami i algami morkimi. Między nimi były żłobienia, swoiste portrety i obrazy, które przedstawiały syreny.
- Wow... - Tylko tyle udało mi się wydusić z zachwytu. Babcia jedynie uśmiechnęła się i wysunęła się na skały, ponad wodę.
- To nasi przodkowie. Od setek lat są uwieczniani na tych rycinach. Legenda głosi, że Eryk I... - Wypowiadając te słowa wskazała na rycinę przedstawiającą potężnego syrena z długą brodą i trójzębem w ręku. - Jako pierwszy przypłynął w te strony, wraz ze swoim bratem i poddanymi z Europy, około 900 lat temu. Musieli uciekać, bo byliśmy łapani i mordowani dla korzyści i uciechy piratów oraz żeglarzy. Nasze łzy i krew była uważana jako lekarstwo na trąd, co oczywiście było bzdurą. Zasuszone ciała wieszali na dziobach statków, jako trofea. - Nie odwracałam wzroku od obrazu, który przedstawiał wielkie statki pirackie oraz uciekające przed hakami syreny z dziećmi. Przerażające.
- Eryk i Piotr, bo tak miał na imię jego brat, założyli tu kolonię, która rozrosła się do ogromnych rozmiarów. Tu, na środku oceanu byliśmy bezpieczni. Król Atlantydy i jego brat mieli nadzwyczajne moce, Eryk władał niebem i piorunami, a Piotr wodną roślinnością. Do czasu, aż poróżnili się o tron. Piotr uważał, że jako najstarszy z rodu, po śmierci króla, on powinien dziedziczyć władzę, a Eryk i jego żona Lina, za następcę ustanowili swojego syna, Wiktora I. - No tak, jak nie ma się o co kłócić w rodzinie, to o spadek.
- Zgaduję, że Piotr nastawił ludzi i doszło do buntu? - Zapytałam i odzyskałam nogi, gdyż byłam już sucha. W Białej, bawełnianej bieliźnie podeszłam do obrazu, który przedstawiał sceny walki.
- Nie do buntu. To była wojna domowa, która zabrała wiele tysięcy żyć. Ostatecznie wygrał Eryk I, jednak nie chciał zabijać brata. Wygnał jego i jego sprzymierzeńców, a tamci osiedlili się na wodach Alaski. Między tymi rodami dochodziło do wielu wojen. Miliony istnień zginęło w imię głupiej gonitwy za władzą. Aż w końcu pradziadek mojego męża, Ludwik V i Piotr IX zawarli pokój. Jednak nie bez konsekwencji. Ustalili, że zawsze, najstarsze córki z rodu Eryka, będą wydawane za mąż, za synów rodu Piotra... - Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Czyli... - Zaczęłam, ale nie byłam w stanie dokończyć myśli.
- Tak, twoja matka jest moją pierworodną córką. Dwadzieścia lat temu, kiedy była w twoim wieku, miała być wydana za księcia imperium Alaski. Henryk był od niej dwa razy starszy i był okropny z charakteru. Twoja mama od dziecka chodziła swoimi ścieżkami, aż w dniu ślubu... Po prostu zastaliśmy pustą komnatę i list. Napisała w nim, że zrzeka się wszystkiego i nie chce takiego życia... Co prawda, nie chciałam jej wydawać tak młodej, jednak tradycja nakazywała... - Nie skończyła, bo wtrąciłam się w zdanie.
- Więc o to chodziło dziadkowi z dziedzictwem? Ta ucieczka doprowadziła do wojny? - Zapytałam, a babcia westchnęła. Podeszła do mnie, lekko chwiejnie. Widocznie nie tak często się przemienia.
- Całe szczęście nie. Joanna, młodsza siostra twojej mamy, poświęciła się dla królestwa i dotrzymała tradycji. Henrykowi i jego ojcu Julianowi przedstawiono sytuację, że Wiktoria ciężko zachorowała i kilka dni później zmarła. Nie było to łatwe, ale wszyscy byli zamieszani w tę intrygę. - Nie wierzyłam własnym uszom. Moja mama oficjalnie jest uznana za zmarłą.
- To... To w takim razie dlaczego ciocia Rossalia jej szukała? Nie mogliście wszyscy zapomnieć? - Zapytałam. Dziadek ma jej najwyraźniej za złe, a mama też nie garnęła się, by tu wrócić.
- Nie uważaj nas za bezdusznych. Kocham wszystkie swoje dzieci, mimo ich czynów. Tak samo twój dziadek. Jest często porywczy i za dużo mówi, ale on po prostu bardzo troszczy się o nasze królestwo. - Uśmiechnęła się delikatnie gładząc jeden obraz na którym byli przedstawieni dziadkowie i czwórka dzieci. Trzy dziewczynki w wieku nastoletnim i jeden chłopiec, który miał nie więcej niż 5 lat.  Rozpoznałam mamę i ciocię Ros. Pozostała dwójka to musiała być Joanna i...
- To mój wujek? - Zapytałam wskazując na najmłodszego chłopca na obrazie.
- Tak, to Liam. Jest twoim wujkiem i następcą tronu. Też powinniście się poznać. - Powiedziała i wskoczyła do wody. Jeszcze chwilę przyglądałam się portretowi rodzinnemu i ruszyłam za babcią.
Płynęłyśmy krętymi korytarzami, aż dotarłyśmy do zbrojowni. Przynajmniej tak to pomieszczenie wyglądało. Było pełno broni, mieczy i trójzębów. W kącie na podwyższeniu siedział przystojny syren o czarnych jak smola włosach i ostrych rysach twarzy. W zamyśleniu polerował swoją broń i nucił pod nosem. Miał niezwykle melodyjny głos, ale to cecha naszego gatunku.
Gdy tylko nas dostrzegł uśmiechnął się do swojej matki i odłożył broń.
- A więc to co mówią delfiny jest prawdą. - Podpłynął do nas i ucałował swoją rodzicielkę, a mnie mocno przytulił. - Liam jestem.
- Clary. - Przedstawiłam się uprzejmie.
- Musi to być dla ciebie szok. Dla mnie też, że mam niewiele młodszą od siebie siostrzenicę! Ale obrażę się, jak będziesz nazywać mnie wujkiem.
Nie sądziłam, że będzie tak pozytywnie do mnie nastawiony.
- No dobrze, jeśli chcesz... - Zaśmiałam się i poczułam się o wiele swobodniej.
Kto by pomyślał, że ja, cicha aspołeczna myszka, będę czuła tak pozytywne wibracje od kogoś obcego.

Moja mała, mokra tajemnicaWhere stories live. Discover now