~17~

475 33 6
                                    

 Żebrakiem będąc, błagam o wieczór 
Błagam o nadzieję

Następnego dnia po wydarzeniach w sypialni wróciłam do rodziców, tak jak obiecałam. W podzięce za gościnę kupiłam rodzicom Chris'a kwiaty i wielki kosz czekolady i innych słodyczy. Byłam im naprawdę wdzięczna, że bez pytań, co się stało między mną, a rodzicami, starali się być wsparciem. Mimo, że pan Anderson jest dość zaborczy, zdarzyło się, że rozmawiałam z nim o tym, jak ciężko jest się zaklimatyzować w szkole, gdy całe dzieciństwo było się odizolowanym. 

W weekend postanowiliśmy wszyscy wypłynąć w rejs, tak jak planowaliśmy. Ojciec z Chrisem zajęli się sterami, a ja z mamą i ciotką całymi godzinami rozmawiałyśmy o Atlantydzie. Chciałam wiedzieć wszystko. Jak powinnam się zachować, gdy spotkam się z dziadkiem? Przecież to król... Poza tym, czy zostanę przyjęta, jako pół syrena? To najprawdopodobniej jeden z najważniejszych dni w moim życiu, a ja mam wrażenie, że literalnie nie jestem do niego przygotowana. 

Będąc niecałe pół godziny od celu, podeszłam do mojego chłopaka, który rozmawiał o czymś z tatą na dziobie. Nie wyglądali na zadowolonych, a raczej oboje byli zmartwieni. Nie dziwię się. Oboje się o nas martwią. Jednak mam wrażenie, że muszę się spotkać z dziadkiem. To moja rodzina i w jakimś stopniu przeznaczenie. Nie wybaczę sobie tego nigdy, jeśli teraz stchórzę. Ojciec zostawił mnie i chłopaka samego, mówiąc, że powinien sprawdzić kurs. 

- Boisz się? - Zapytał blondyn przyciągając mnie do siebie. W odpowiedzi tylko objęłam go jeszcze mocniej. Bałam się i to potwornie. I pomyśleć, że największym problemem nastolatków w naszym wieku powinien być wybór imprezy w weekend. - Pamiętaj, że z Twoim tatą będziemy na Was czekać cały czas. Kocham Cię. - Ostatnie słowa wypowiedział ciszej i pocałował mnie w czubek głowy. 

- Ja Ciebie też kocham. - Wyszeptałam i jeszcze przez chwilę staliśmy tak w ciszy. Wiem, że nie wrócę taka sama. Wiele w moim życiu się wyjaśni, po tej wizycie. Mam tylko nadzieję, że będą to zmiany na lepsze. 

- Powinnyśmy za chwilę wypływać. - Powiedziała ciocia wychodząc spod pokładu.

Pocałowałam Chrisa ostatni raz tuż przed tym, zanim wyskoczyłyśmy we trzy do oceanu. Pierwszy raz widziałam ciotkę po przemianie. Miała śliczny szaro-zielony ogon, który w wodzie mienił się na niebiesko. Od małego fascynowało mnie wszystko co związane z życiem morskim. Oczywiście wynikało to z tego, że poza matką i teraz ciocią, nie miałam styczności z innymi syrenami. 

Płynęłyśmy jeszcze dobre dwadzieścia minut, a ja byłam zafascynowana wszystkim co widziałam. Ocean tak daleko od brzegu wygląda zupełnie inaczej. Sama nigdy nie miałam prawa oddalać się tak daleko. Jednak to co zobaczyłam dopływając do Atlantydy przekroczyło wszelkie moje wyobrażenia. 

Nie wyglądało to jak miasto, które było opisywane w książkach, nie było pokryte magiczną kopułą, która dawała niewidzialność całemu otoczeniu. Płynęłyśmy głębokość, gdzie nawet z pełnym wyposażeniem do nurkowania byłoby ciężko, jednak dla stworzeń wodnych, było to miejsce bezpieczne. W całej okolicy rosły koralowce, które świeciły się na fluorescencyjne barwy. Prawdę mówiąc, słyszałam, że takie istnieją, jednak nigdy nie widziałam ich osobiście. Cała okolica wyglądała jak z bajki, magicznie. Ryby i inne stworzenia morskie były jakby całkowicie przyzwyczajone do naszego widoku, a niektóre nawet same podpływały, jakbyśmy były z nimi od lat. Wiedzą, że tu, z dala od ludzi, nic im nie grozi, a syreny ich nie skrzywdzą. 

Zastanawiałam się jedynie, gdzie tak naprawdę jest Atlantyda, bo do tej pory nie mogłam dostrzec żadnej innej syreny. Jednak moje pytania się rozwiały, kiedy wpłynęłyśmy w szczelinę między dwoma skałami w środku rafy koralowej. To było jak brama do innego miasta. Płynąc w dół było pełno jaskiń, w których można było dostrzec ogony innych syren. Wiele z nich było tak zajętych swoimi sprawami, że nie zwracało uwagi na nic innego. Mogę się założyć, że odnogi jaskiń prowadziły do innych części miasta. Nareszcie mogłam zobaczyć kogoś takiego jak ja. I co więcej, nikt nie zwracał tu uwagi na to, że mam ogon. Tu było to oznaką normalności. 

W pewnym momencie się zatrzymałyśmy. Przed wejściem do jaskini, która była wyjątkowo ozdobiona muszlami i koralowcami. Najprawdopodobniej tu było wejście do pałacu. Podpłynęło do nas dwóch syrenów, mężczyzn o potężnej budowie i niezbyt przyjemnym spojrzeniu. Skinęli głową cioci, a widząc moją matkę na ich twarzach można było wyczytać zdziwienie malowane z konsternacją. Mnie obrzucili tylko krótkim spojrzeniem, a następnie dali znak, byśmy płynęły za nimi.  Czyżby to była swego rodzaju straż? Może wojsko? Ciężko stwierdzić. W tym momencie żałowałam, że nie mam umiejętności czytania w myślach. Byłoby to na pewno pomocne w komunikacji pod wodą. Chociaż nie jestem pewna, jak to działa w przypadku dwóch syren. 

Rozświetlonymi korytarzami płynęłyśmy bardzo długo. Gdybym miała wrócić, na pewno bym się zgubiła w tym labiryncie. Wpłynęłyśmy do wielkiej, oświetlonej groty, gdzie można było wypłynąć nad tafle wody. Jakby podwodna jaskinia, tylko wielkości boiska w mojej szkole. 

- Tryton na was czeka. - Powiedział jeden z domniemanych strażników i oboje odpłynęli. Na brzegach w jaskini siedziało pełno syren i syrenów, którzy widząc ciotkę i mamę, zaczęli wpływać do wody i wypływać z jaskini. Zrobiło się poważnie... Powoli podpłynęłyśmy do końca jaskini, gdzie w skale był wyrzeźbiony podest, albo coś w rodzaju tronu, którego zdobność i przepych był ogromny. 

- Moje córeczki... - Wykrzyknęła syrena o siwych włosach, niebieskich oczach i przepięknym czarnym ogonie. W jej włosach była korona z muszli oraz na ciele miała wiele tatuaży, które przypominały dziwnego rodzaju runy. Podpłynęła i przytuliła mamę oraz ciocię. - Wiktorio... Tak bardzo za Tobą tęskniłam. - Powiedziała łamiącym się głosem, jednak na jej twarzy było widać uglę. 
Spojrzałam na potężnego mężczyznę, który siedział na tronie i przyglądał się w milczeniu na tę sytuację. Wbrew pozorom tryton nie miał długiej brody i trójzębu w ręku. Jego włosy były elegancko obcięte tak samo jak zarost. Na głowie miał złotą koronę, a jego złoty ogon był bardzo podobny do tego, który miała moja mama. 

- Elizabeth... - Powiedział do kobiety, a ta upomniana cofnęła się na swoje miejsce przy mężu. - Gratuluję Rossalio. Wypełniłaś swoje zadanie. - Ciocia na te słowa schyliła głowę na znak ukłonu, a mama złapała mnie za dłoń pod taflą wody. - Wiktorio, cieszymy się, że możemy Cię widzieć. Dwadzieścia lat... 

- Ojcze... - Zaczęła mama, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć więcej, dziadek podniósł dłoń w geście, by zamilkła. 

- A Ty kim jesteś? - Zapytał spoglądając na mnie i przeszywając mnie wzrokiem. Nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie z rodziną. Myślałam, że wpadniemy sobie w ramiona, ale nie, że będzie tak zdystansowanie i chłodno. - Nie jesteś jedną z nas...

- To moja córka, Clarissa. Ma siedemnaście lat. Jest w połowie człowiekiem. - Odpowiedziała mama, a na twarzach króla i królowej wymalowało się zdziwienie. 

- Em... Dzień dobry, babciu i dziadku... 


~~~~~~~~~~~~~

Hi. I'm back. 

Moja mała, mokra tajemnicaWhere stories live. Discover now