Rozdział XIV

3.7K 436 53
                                    

Minęło parę dobrych minut zanim Julia przestała płakać.
Bez słowa oderwała się od Latynosa i utkwiła wzrok w ziemię.
- Przepraszam... za to wszystko. –powiedziała cicho.
- Hej, nie musisz za nic przepraszać. Czasami dobrze się komuś wypłakać.
Brunet pokiwał głową.
- Chcesz wejść do środka?
- Jeżeli to nie sprawi ci problemu...
Zamiast odpowiedzieć, Koreańczyk otworzył drzwi i zaprosił gestem chłopaka do środka.
Lance wszedł do domu.
Kiedy zdjął buty i wszedł głębiej, oglądając wszystko z zaciekawieniem.
Mieszkanie wyglądało na bardzo przytulne i uporządkowane, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach owoców leśnych.
Latynos wszedł do salonu.
Może to nie było zbyt uprzejme zachowanie, ale nie mógł się powstrzymać, żeby wszystko zobaczyć.
Wielka kanapa z kilkoma poduszkami stała na środku pokoju. Obok niej stał mały stolik, z wciąż zapaloną świeczką.Naprzeciwko kanapy stał telewizor, a na podłodze leżał fioletowy koc.
- Um, przepraszam za bałagan. – Keith natychmiast podniósł koc z ziemi i zwinął go.
- Nie szkodzi, mi to nie przeszkadza. –stwierdził Kubańczyk, siadając na kanapie.
Koreańczyk usiadł obok, nadal trzymając koc w ręku.
Lance spojrzał na Julię ukradkiem.
Nadal była smutna. Na dodatek pod jej okiem zauważył fioletowego siniaka .
Chłopak wahał się lekko, ale w końcu przybliżył się do Julii i delikatnie ujął jej twarz w dłonie.
Przyjrzał się ranie i syknął pod nosem.
- Lance?
Chłopak natychmiast puścił.
- Co tak właściwie się stało? –zapytał Latynos, patrząc w oczy Koreańczykowi.
Brunet pokręcił głową.
- Nic ważnego.
- Nic ważnego?! Do cholery, coś musiało się stać! Chyba że od czasu do czasu dostajesz krwotoków z nosa plus podbite oko, co?!
Koreańczyk westchnął.
- Lance...
- Julia, zrozum, nie chcę, żeby stała ci się krzywda.I nie mów mi, że nic się nie stało, bo coś się stało. I ja nie zamierzam tego tak zostawić. Za bardzo... - zawahał się na chwilę.- ...za bardzo mi na tobie zależy, okej?
Słysząc te słowa, coś w środku bruneta pękło.
Keith spojrzał Lancowi w oczy. Chłopak był speszony.
- Dlatego, proszę, powiedz mi o co chodzi. Chcę ci pomóc.
Koreańczyk opuścił wzrok i zagryzł wargę.
Musiał to wszystko przemyśleć. Za dużo emocji uderzyło go naraz.
Chciał powiedzieć Latynosowi wszystko, co leżało mu na sercu. Chciał po prostu znów się do niego przytulić i znów poczuć się tak dobrze. Tak dla kogoś ważnym. Tak kochanym.
Kochanym?
Dlaczego Keith chciał być kochanym przez Lance'a?
Najgorsze dla chłopaka było to, że zaczynał czuć coś więcej do Kubańczyka.
Chciał to ukryć przed sobą, wmawiając sobie, że tylko udaje, ale słysząc, jak szatyn się o niego martwi,zrozumiał, że nie ma co tego ukrywać.
Zakochał się w nim.Taka była prawda.
- Chodzi o to... - zaczął lekko drżącym głosem Koreańczyk. – Na początku pierwszej klasy powstała pewna... plotka na mój temat. Sprawa była dosyć głośna... cała klasa chodziła na wykłady z psychologiem czy coś takiego, ja musiałam odwiedzać jakiś lekarzy i psychologów, rozmawiać z wychowawcą...każdy dzień zaczynał i kończył się moim płaczem. To był najgorszy okres mojego życia. Ale z czasem sprawa przycichła. Do dzisiaj. Coś się stało i ten cały koszmar powrócił. Nie wiedziałam, że ludzie są tacy pamiętliwi...
Keith nawet nie zauważył, kiedy Lance wziął go za rękę.
- Kiedy wracałam do domu, ktoś mnie zaatakował. Próbowałam się bronić, ale rozproszyłam się czymś no i skończyło się na tym. –Koreańczyk wskazał wolną ręką na swoją twarz.
- Co za sukin...
- Lance.
- Przepraszam, ale kto do cholery, może bić dziewczynę?! Na dodatek z powodu jakieś plotki?! To wszystko jest jakieś pochrzanione, jak coś takiego może w ogóle się dziać?!
Brunet wzruszył ramionami i ścisnął mocniej dłoń Latynosa.
- Mówiłaś komuś o tym, co się stało?
- Nie, wróciłam do domu.
- Jutro masz o tym powiedzieć, okej?
- Nie wiem, czy jutro będę... Nie chcę tam iść.
- Julia, błagam cię. Najpierw wyżywają się na tobie psychicznie, teraz fizycznie i ty chcesz to przemilczeć?!
- A co mam zrobić?! Iść do dyrektora się naskarżyć?!
- Tak, właśnie tak masz zrobić!
- Nie jesteśmy już dziećmi, Lance.
- Co mnie obchodzi, że nie jesteśmy już dziećmi?! Robią ci krzywdę i w końcu muszą coś z tym zrobić! Jeżeli psycholog czy wychowawca nic nie mogą zrobić, to idź do dyrektora.
Keith westchnął ciężko.
I co powie? „Przepraszam, proszę pana, pobito mnie, bo mam inną orientację."
- Cholera by to wszystko! – Koreańczyk wstał gwałtownie z kanapy, puszczając rękę Latynosa.
Rozejrzał się po pokoju i zaczął szperać o szafkach, wywalając wszystko, co znalazł w środku.
Miał ochotę w coś uderzyć, ale nie mógł niczego znaleźć.
Mruknął jakieś przekleństwo pod nosem i wrócił na kanapę, przytulając ciasno wcześniej zwinięty koc.
W pokoju zastała cisza, ale tylko na chwilę. Ni stąd, ni z owąd, Lance wybuchł głośnym śmiechem.
Brunet spojrzał na niego zezłoszczony.
- O co ci chodzi, co? – zapytał.
- Przepraszam, ja...- Latynos starał się ogarnąć, ale trochę słabo mu to wychodziło. – Po prostu trochę zabawnie wyglądał twój wybuch złości.
- Zabawnie?
- No nie wiem, po prostu... -Kubańczyk spojrzał na Keitha i zaśmiał się ponownie. – Twoja mina nie pomaga.
- Wal się, Lance. – stwierdził Koreańczyk,rzucając w niego poduszką.
Mimo że brunet był wściekły, jego humor trochę się zaczął poprawiać, słysząc śmiech Lance'a.
A kiedy chłopak odrzucił w jego stronę poduszką, cały zły humor wyparował.
- Tak się bawisz, McClain? – brunet wziął dwie następne poduszki i zbombardował nimi Latynosa, uśmiechając się przy tym.
- A żebyś wiedziała. – odpowiedział Lance,biorąc następną i rzucając nią w chłopaka.
Zabawa ciągnęła się kilka minut, przy akompaniamencie śmiechów obu nastolatków.
Niestety, wszystkie poduszki wylądowały na podłodze, po drugiej stronie pokoju.
Została jeszcze jedna, która leżała za Lance'm.
Koreańczyk nie miał zamiaru się poddać, nawet jeśli chodziło o głupią zabawę.
Na początku starał się zrobić to dyskretnie, ale nie wychodziło mu.
W końcu Keith, próbując dosięgnąć poduszki, położył się na Latynosie,zupełnie go obezwładniając.
- Ha! – krzyknął zwycięsko,kiedy w końcu ją wziął do ręki.
Dopiero teraz zauważył, w jakiej pozycji się znajdowali.
Koreańczyk zaczerwienił się i odwrócił wzrok.
Chciał jak najszybciej zmienić miejsce i zapomnieć o niezręcznej pozycji, ale z drugiej strony, to była by idealna okazja, żeby go pocałować.
Keith chwilę się wahał,ale w końcu rzucił poduszkę na bok i delikatnie dotknął policzka Latynosa.
Spojrzał na niego zaskoczony, ale chłopak skupił się na tym, jak gładka i miękka była jego skóra. Odkrył również,ile pieprzyków znajdowało się na jego twarzy, których wcześniej nie zauważył.
Pogładził kciukiem jego policzek, aż w końcu zamknął oczy i pocałował Latynosa.
Chłopak wydawał się zaskoczony, ale już po chwili objął Keitha ramieniem i odwzajemnił pocałunek.
Koreańczyk nawet nie wiedział, jakie to jest przyjemne. Czuć czyjąś bliskość. Czuć bicie serca drugiej osoby.
Kiedy się oderwali, Keith otworzył oczy i ujrzał najpiękniejszy uśmiech, jaki widział w swoim życiu. To spowodowało, że on również się uśmiechnął.
- Nie sądziłem, że to ty pierwsza zrobisz. – stwierdził Latynos.
- Tak jakoś wyszło...
- Wiesz co?
- Hm?
- Cieszę się, że tak wyszło. – przyznał się Lance, a na te słowa Koreańczyk zawstydził się.
- Taak, ja chyba też.
Kubańczyk zaśmiał się.
Brunet położył głowę na torsie chłopaka i zamknął oczy.
Przez ciszę, która zapadła między nimi, Keith prawie zasnął.
Było tak przyjemnie ciepło, a on był zmęczony tym dniem...
Zdrzemnie się tylko pięć minut...
- Prześpij się może, co? – zaproponował Kubańczyk.
Zamiast odpowiedzieć,Koreańczyk tylko wymruczał coś pod nosem i jeszcze bardziej wtulił się w chłopaka.
Tylko pięć minut.
***
Kiedy Keith się obudził, był przykryty kocem, a Lance nadal leżał w tej samej pozycji, przeglądając coś na swoim telefonie.
Cholera, musiało mu być strasznie niewygodnie.
Skarcił się w myślach za swoją bezmyślność.
- Która godzina? – zapytał prawie szeptem.
- Dwudziesta pierwsza.
Koreańczyk natychmiast się podniósł.
Pięć minut nagle zamieniło się w cztery godziny.
- Cholera jasna, przepraszam.
- Za co?
- Zasnęłam na cztery godziny.
- Oj tam. Mam nadzieję, że przynajmniej trochę lepiej się czujesz.
- Chyba jest okej.
- Cieszę się. – Latynos uśmiechnął się. – Nie chce psuć nastroju ani nic, ale chyba muszę się zbierać.
- Um, okej. Rozumiem.

W trochę niezręcznej ciszy przeszli do przedpokoju, gdzie Kubańczyk założył buty i razem wyszli na zewnątrz.
- Na pewno jutro nie idziesz do szkoły? – zapytał Latynos.
Brunet westchnął i pokiwał głową.
- No dobrze. Przyjdę do ciebie po szkole, okej?
- Okej.
- Dobra, to ja idę. – szatyn przytulił Koreańczyka, a później pocałował go w czoło. Keith poczuł wypieki na policzkach. – Trzymaj się.
- Ty też.
Brunet chwilę patrzył, jak Latynos idzie przed siebie. Kiedy skręcił w swoją uliczkę, chłopak wrócił do domu.
Wciąż nie wierzył, co tu się właściwie stało.
Kilkadziesiąt dni temu patrzył na Lance'a jak na zwykłego chłopaka ze szkoły, a przed chwilą obściskiwał się z nim na kanapie.
Życie jednak jest mocno pokręcone.
Z uśmiechem na twarzy położył się na łóżku i po chwili zasnął.


|Hej, hej!
Przeżyliśmy pierwszy tydzień szkoły, yey! ( ja mam już szczerze dość)
Mam nadzieję, że ten rozdział w jakikolwiek sposób wam poprawił humor <3
Dziękuję wam za wszystkie komentarze i gwiazdki, to bardzo motywuje!
A no i jeszcze dobijamy do 6 tysięcy wyświetleń! Dziękuję <3

Romeo i Julia | KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz