Dysząc, Latynos wspiął się na najwyższe piętro szkoły.
Kto wymyślił pierwszą lekcję na najwyższym piętrze?
Zadzwonił dzwonek, kiedy chłopak stanął obok Hunka, opierając się o niego i próbując uspokoić oddech.
- W samą porę, stary. - stwierdził przyjaciel, klepiąc Kubańczyka po plecach.
Kilka chwil później do klasy dołączyła nauczycielka. Jedną ręką otworzyła klasie drzwi, drugą zaś trzymała kubek z kawą. Cudem udało jej się tego nie wylać. Wpuściła młodzież do sali i zamknęła za sobą drzwi.
Lance tradycyjnie usiadł obok Hunka.
Mimo tego, że nie chciał przejmować się tajemniczym problemem przyjaciela, Lance nadal chciał się dowiedzieć o co chodzi. Próbował nie być na niego zły, za to, że nie chciał mu powiedzieć, ale nie udawało mu się. Byli przyjaciółmi od kilku dobrych lat. Mówili sobie o wszystkim. Czemu nagle Hunk przestał mu ufać?
- Um, Lance. - odezwał się sąsiad z ławki, akurat kiedy szatyn skończył się wypakowywać.
- Hm? - Latynos udawał, że z wielką ciekawością przegląda swój zeszyt.
- Chciałbym cię przeprosić za... to coś w piątek.
- "Coś"?
- Ogólnie, za to jaki byłem. To nie był dobry dzień. Musiałem sobie coś przemyśleć.
Lance oderwał wzrok od zeszytu i spojrzał przyjacielowi w oczy.
Naprawdę było mu przykro.
Nie musiał za nic przepraszać. Za uczucia nigdy nie trzeba przepraszać.
Kubańczyk uśmiechnął się.
- Przeprosiny przyjęte.
Hunk odwzajemnił gest.
Nauczycielka posłała w ich stronę mordercze spojrzenie, na co nastolatkowie natychmiast zaaregowali i uciszyli się.
***
Hunk wszedł do biblioteki, oglądając się nerwowo za znajomą twarzą.
Gdy ją napotkał, przełknął głośno ślinę.
Dziewczyna siedziała przy stoliku w kącie i z zaciekawieniem coś czytała.
To nie będzie łatwa rozmowa.
- Hej. - chłopak przysiadł się do Pidge.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i uśmiehnęła się.
- No hej. Co tam?
Chłopak splótł swoje dłonie i westchnął.
- Muszę z tobą o czymś porozmawiać.
- O co chodzi? - dziewczyna zaniepokoiła się.
- O tę całą sprawę z Lancem.
Blondynka machnęła ręką.
- Nie martw się o to, wszystko idzie zgodnie z planem!
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - powiedział Hunk całkiem poważnie.
Pidge westchnęła.
- Nie masz co się o niego martwić. Lance zrozumie żart i będzie niezły ubaw.
- Pidge, ty nie widziałaś jego stanu kilka lat temu. Lance może i wydaje się silny, ale wierz mi, wcale tak nie jest. W ostatnich latach wiele przeszedł i nie chcę, żeby znowu... - chłopak przerwał.
Przypomniały mu się te wszystkie chwile, kiedy siedział wraz z Latynosem w jego pokoju, a po twarzy przyjaciela płynęły łzy. Siedział skulony przy łóżku, a Hunk próbował go pocieszyć, chociaż nie miał pojęcia jak.
- Co jest ze mną nie tak, Hunk? - zapytał zapłakany Lance. Jego nos był czerwony, tak samo jak policzki. Spojrzał przyjacielowi prosto w oczy.
- Nic z tobą nie jest nie tak. Jesteś Lancem, moim prawie bratem. I niezależnie od wszystkiego, zawsze cię będę kochał. - wyznał Hunk, również patrząc głęboko w oczy Latynosa. Chciał, żeby jego słowa brzmiały prawdziwie, bo takie były. Chciał, żeby Lance wiedział, że on zawsze będzie tutaj, żeby go wspierać. Niezależnie jak bardzo schrzani mu się życie.
Nie chciał wiedzieć swojego najlepszego kumpla w takim stanie. Znowu.
- Po prostu... muszę mu powiedzieć o Keithie jak najszybciej. Zanim będzie za późno. - Hunk już wstał i ruszył w stronę drzwi.
- Hunk, nie! - Pidge również wstała i próbowała zatrzymać chłopaka. Bezskutecznie. Brunet już wyszedł z biblioteki.
Dziewczyna klapnęła z powrotem na krzesło i z impetem zamknęła książkę.
Położyła na niej głowę i walnęła pięścią w stół.
Rozumiała, że Hunk się martwi o Lance'a. Ale sytuacja nie zdążyła się jeszcze rozwinąć. Nie mogą teraz tego zepsuć.
***
Pierwsze klasy skończyły dzisiaj wcześniej lekcje, z powodu choroby nauczyciela.
Lance od razu po dzwonku na przerwę, pobiegł do planu. Zerknął na plan klas drugich. Kończą za godzinę. Miał więc jeszcze trochę czasu.
- Jeszcze raz, gdzie ty chcesz iść? - zapytał Hunk, którego Lance ciągnął za nadgarstek przez całą szkołę. - Spokojnie, możesz mnie puścić, nigdzie nie ucieknę.
- Oh tak. - Latynos puścił wreszcie rękę przyjaciela. - Idziemy do kwiaciarni. Muszę kupić coś Julii. Wiesz, coś w ramach podziękowań.
- Dobra, rozumiem. Ale po co ja mam tam iść?
- Stary, jesteś moim najlepszym przyjacielem. Musisz mi pomóc! Kompletnie nie znam się na kwiatach!
- Okej, okej.
Nastolatkowie dotarli do najbliższej kwiaciarni. Miejsce było całkiem małe. Przy każdej ścianie stały różnorodne i różnokolorowe kwiaty. W kącie stała lada z kasą, a z tyłu za nią blat. Leżały na nim liście, łodyżki i kawałki wstążek.
Kiedy weszli do pomieszczenia, zadzwonił dzwoneczek.
- Dzień dobry! - przywitał się Lance od wejścia.
Zza lady wyszła na oko sześdziesięcioletnia kobieta.
Miała na sobie ogrodniczki i białą bluzkę. Otrzepała ręce z ziemi i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
- Na razie się rozglądamy. - powiedział Latynos, uśmiechając się promiennie.
- Dobrze. - opdowiedziała właścicielka sklepu i zajęła się sprzątaniem zagroconego blatu.
Przyjaciele podeszli do regału z różami.
- Niee, róże są przereklamowane. - stwierdził Latynos z grymasem.
- Ale są romantyczne. - odpowiedział Hunk, ale widząc entuzjazm kumpla, wzruszył ramionami.
Kubańczyk westchnął ciężko.
- Może jednak w czymś pomóc? - zagadnęła staruszka.
- W zasadzie... szukam czegoś dla bardzo wyjątkowej osoby, którą...ummm...
Kobieta zaśmiała się.
- Dziewczyna czy chłopak?
- Słucham? - zapytał zszokowany Latynos.
- Dziewczyna. - odpowiedział za przyjaciela Hunk.
- Rozumiem. - kobieta pokiwała głową.
Lance już zdążył się otrząsnąć z lekkiego szoku. Kiedy właścicielka ruszyła, Latynos podążył za nią.
- Fiołki są dobre dla takiej sytuacji. Wyrażają wierność oraz ukryte uczucia, szczególnie miłość.
Szatyn miał już coś powiedzieć, ale zamknął usta. W sumie miała rację.
- Albo coś większego, storczyk na przykład. Oznaczają głębokie uczucia, podziw i fascynację drugą osobą.
Latynos przyglądał się obu kwiatom. To będzie trochę dziwne, jak podejdzie do Julii z donicą ze storczykiem.
- Poproszę fiołki.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Które?
Lance zerknął na półkę z fiołkami. Były różnokolorowe, ale jedne rzuciły mu się od razu w oczy. Fioletowe. Dokładnie taki sam odcień, jak oczy Julii.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Te fioletowe poproszę.Po załatwieniu formalności, nastolatkowie wyszli z kwiaciarni. Właścicielka życzyła jeszcze Latynosowi powodzenia na do widzenia i zapraszała do ponownego odwiedzenia.
- Teraz muszę ją tylko złapać, kiedy wyjdzie ze szkoły.
Chłopcy ruszyli w drogę powrotną do szkoły.
Przez całą drogę Hunk nie odezwał się słowem do Lance'a. Trochę to niepokoiło Latynosa, ale stwierdził, że nie będzie naciskał.
- Słuchaj Lance...- zaczął Hunk, bawiąc się nerwowo palcami.
- Tak?
- Mam ci coś do powiedzenia.
- Słucham?
- To dotyczy Julii i...
Lance odwrócił wzrok i spojrzał na drzwi szkoły. Akurat w nich pojawiła się znajoma twarz.
- Powiesz mi jutro, okej? - Latynos już pobiegł do swojej ukochanej.
Hunk westchnął ciężko.
To będzie jeszcze trudniejsze niż mu się wydawało.
***
Keith ruszył powoli w stronę domu. Ten dzień był całkiem przyjemny, nie licząc kilka klasowych dram. Na szczęście nie dotyczyły jego osoby.
Ten spokojny dzień nagle runął w gruzach, kiedy ktoś zaszedł chłopaka od tyłu, zakrywając mu oczy dłońmi.
Koreańczyk spanikował, ale zaraz potem przypomniał sobie wszystko na temat samoobrony. Łokieć to najmocniejsza broń. Brunet wziął już zamach, żeby uderzyć przeciwnika, kiedy ten puścił.
Chłopak odwrócił się i na widok znajomej twarzy, uspokoił się.
- Lance, ty idioto... przestraszyłeś mnie.
Latynos zaśmiał się.
Keith pokręcił głową.
- Mogłam ci zrobić krzywdę, wiesz?
- Naprawdę? - szatyn wziął się za boki.
- Tak! - koreańczyk szturchnął go w bok.
- Dobra, dobra. Nie odzywam się już. - zaśmiał się Lance.
Keith pokręcił głową.
- To... co ode mnie chciałeś?
- A. Tak! - Lance podniósł coś z ziemi.
Keith spojrzał na przedmiot z zaciekawieniem. Jednak zanim zdążył coś ustalić, Latynos schował obiekt za plecy.
- Chciałem ci podziękować za korepetycje. - chłopak wyciągnął zza pleców doniczkę z fiołkami.
- Róże wydawały mi się przereklamowane. Poza tym patrz, są w kolorze twoich oczu.
- Są śliczne. - pochwalił Keith, odbierając prezent.
Latynos uśmiechnął się.
- Cieszę się, że ci się podobają.
Brunet odwzajemnił uśmiech.
- Tak zmieniając temat...jak ci poszła matma?
- Chyba dobrze. Wiesz, nie chce powiedzieć, że mi wyszło wspaniale, bo zapeszę. Powiedzmy, że nastawiam się na mocną czwórę.
- Co ty, trzeba być dobrej myśli. Liczę na piątkę.
- Wow. Ja i piątka? Niemożliwe.
- Nauczyciel zawsze musi wierzyć w swojego ucznia. - stwierdził Keith.
Lance zaśmiał się.
- To zabrzmiało jak jakiś tekst z Gwiezdnych Wojen. - stwierdził.
Koreańczyk popatrzył na niego pytającym wzrokiem.
Już drugi raz ktoś mu wypomina, że nie obejrzał tego filmu. Nie wiedział, co jest w nim takiego niezwykłego, ale musi go wreszcie obejrzeć.
- Nie mów, że... - Latynos przeraził się. - Z kim ja się przyjaźnię...
- Przyjaźnisz się ze mną? - Keith zaśmiał się lekko.
- No, a nie? Ty mi pomogłaś...dwa razy, rozmawiamy ze sobą, a teraz odprowadzam cię do domu. Tak wygląda przyjaźń, nie?
- Lance, my znamy się dopiero kilka dni.
- No i? Czuję tę chemię między nami.
Keith zaśmiał się.
- Oczywiście przyjacielską. - dodał po chwili.
- No dobrze, przyjacielu. Idziemy?
Lance pokiwał głową i uśmiechnął się.
Koreańczyk odwzajemnił uśmiech i razem ruszli przed siebie.| O matko.
Miało mnie nie być dwa tygodnie, a tu takie coś...
Moi rodzice postanowili, że jednak zostaniemy dłużej i oczywiście dowiedziałam się o tym już na wyjeździe ;-;
No w każdym razie, wróciłam!
CZYTASZ
Romeo i Julia | Klance
De TodoLance McClain, w związku ze swoim zamiłowaniem do kobiet, zostaje ochrzczony imieniem "Romeo". Keith Kogane, przez swoją dziewczęcą urodę dostaje pseudonim "Julia". Historia o tym, jak głupi żart może połączyć dwie osoby. 07.09.22 - 1. w #Voltron