Po całym zajściu odbył się pogrzeb Theodreda, który był synem Theodena. Gdy Saruman zawładnął królem nie liczyło się dla niego nic prócz władzy. Właśnie wtedy zginął jego syn, a biedny Theoden nie mógł się nawet z nim pożegnać.
Kilka godzin po tym zajściu, do Rohanu przyjechało dwoje dzieci - chłopiec i dziewczynka, którzy jak później się okazało byli rodzeństwem. Powiedzieli, że najechano ich wioskę, nie mieli żadnych szans więc mama wysłała ich po pomoc. Eowina dała im nowe ubrania i coś ciepłego do zjedzenia.
Gandalf starał się przemówić Theodenowi do rozsądku, chciał by stawił czoło Sarumanowi, by odciągnął go od kobiet i dzieci, ale król był zbyt uparty. Powiedzieliśmy królowi także o tym, że Eomer i jego wojska będą gotowi by wrócić i walczyć za króla, ale Theoden mówił, że są zbyt daleko i że nam nie pomogą.
- Wiem czego ode mnie żądasz. - król zwrócił się do Czarodzieja. - Ale nie dopuszczę do dalszej rzezi moich ludzi. Nie zaryzykuje otwartej wojny.
- I tak cię czeka. - wtrącił Aragorn. - Czy pragniesz ryzyka czy nie.
- Ostatnio to Theoden, nie Aragorn był królem Rohanu. - warknął Theoden na Aragorna.
- Ale to Aragorn ma rację, a nie ty. - wtrąciłam czym przykułam uwagę króla. - Skoro jesteś królem to chyba powinieneś dbać o swoich poddanych i...
- Dam o moich poddanych! - przerwał mi. - Byle krasnolud nie będzie mi mówił co mam robić.
- Nie jestem byle krasnoludem! - wkurzyłam się.
- A no tak... - westchnął król. - Córka Thorina Dębowej Tarczy... - powiedział z pogardą.
- Coś ci się nie podoba?! - warknęłam i wstałam na równe nogi. Aragorn chciał mnie zatrzymać, ale mu się wyrwałam. - Wiem więcej niż ci się wydaję. - podeszłam do niego. - Jestem pewna, że gdyby Thorin tu był, poparł by mnie... I na pewno sprawił by się o wiele lepiej w roli króla Rohanu.
- Uważaj na słowa. - powiedział srogo król.
- Bo co? - weszłam mu w słowa. - Nie pozwolę ci obrażać moich bliskich! Myślisz, że nie wiem co to ból? Że nie wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego... ?Otóż wiem! Straciłeś syna, a ja rodziców! Dzięki Thorinowi Dębowej Tarczy odzyskałam rodzinę na nowo, znowu poczułam jak to jest być kochaną. Jemu i naszej Kompanii zawdzięczam wszystko... - zerknęłam na Kiliego, który teraz posłał mi lekki uśmiech. - Nie waż się więcej obrażać mego ojca, bo gorzko tego pożałujesz. - z powrotem zwróciłam się do króla.
- Grozisz mi?
- Jak widać. - wzruszyłam ramionami. - Możesz mnie zabić jeśli chcesz... Mam to gdzieś. Ale wtedy pokażesz tylko, że miałam rację. Że nie nadajesz się na króla Rohanu, że nie obchodzą cię twoi poddani i że jesteś tchórzem... - mówiłam po czym westchnęłam i kontynuowałam. - Nie możesz się poddawać... - złagodziłam nieco głos. - Musisz stawić czoła naszym wrogom.
- Nie wiem czy jesteś odważna czy też głupia... - odparł król w zamyśleniu. - Powinienem za takie coś skazać cię na więzienie, albo raczej na śmierć. - na te słowa Kili zrobił krok do przodu i chwycił za miecz, ale jeszcze go nie wyjmował. - Ale tego nie zrobię. - powiedział. - Wybacz, że cię uraziłem. Dla mnie tak samo jak i dla ciebie najważniejsi są moi bliscy oraz poddani. Zrobię wszystko by ich chronić.
- Co zatem postanawia król? - wtrącił Gandalf.
Można się w sumie było tego spodziewać, że nawet mimo tej całej mojej gadaniny król i tak postawił na swoim i kazał opuścić miasto. Mieliśmy się udać do Helmowego Jaru.
Gandalf wkurzył się tak samo jak i ja. Co prawda Jar już raz ich ocalił, ale na Miłość Boską nie można ciągle uciekać. Trzeba stawić temu czoła. Theoden chce dla swych ludzi jak najlepiej, ale stamtąd nie ma ucieczki, król wiedzie ich prosto w sidła.
Nasz Czarodziej wyjechał z Rohanu w poszukiwaniu Eomera, mieliśmy wypatrywać go piątego dnia o świcie, a o brzasku patrzeć na wschód. Miałam nadzieje, że Gandalfowi się uda, bo inaczej mieliśmy małe szanse na wygranie walki, która niedługo nas czekała.
***
Siodłałam właśnie konia, gdy nagle znikąd pojawił się Kili.
- Wszystko dobrze? - spytał na co tylko skinęłam głową, że tak. - Dobrze, że wygarnęłaś wszystko Theodenowi, zasłużył sobie. - dodał, ale ja nic nie mówiłam tylko dalej siłowałam się z zapięciem siodła. - Lia... - Kili podszedł do mnie, ale ja nie reagowałam. - Lia. - powtórzył i wziął mnie za rękę po czym odwrócił do siebie i przytulił.
Staliśmy tak przez chwilę wtuleni w siebie, a ja starałam się z całych sił by ukryć łzy. Po chwili odsunęłam się od męża wciąż nic nie mówiąc.
- Kochanie... Wiesz, że możesz ze mną porozmawiać, prawda? - Kili położył mi rękę na ramieniu. - O wszystkim.
Stałam tak przez chwilę i głaskałam konia, ale do Kiliego nie odezwałam się ani słowem. Krasnolud westchnął tylko, odwrócił się i chciał już iść, ale w tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.
Gdy krasnolud się wrócił ponownie wtuliłam się w niego.
- Nie dam rady... - wyszlochałam. - N-nie wiem co się ze mną dzieje... Nie potrafię nic zdziałać. Nie jestem już tak silna jak kiedyś... Starałam się być silna, ale... Wiesz... Chyba, źle zrobiłeś, że się ze mną ożeniłeś.
- Co ty mówisz...? - przerwał mi Kili. Głos miał łagodny jak zawsze, gdy ze mną rozmawiał. - Posłuchaj... - ujął moją twarz w dłonie i kazał na siebie spojrzeć. - Każdy z nas ma chwilę słabości, każdy czasem musi pozwolić wybuchnąć emocjom. I wtedy właśnie powinno się mieć przy sobie bliską osobę, kogoś z kim można porozmawiać o wszystkim... Zawsze mnie wspierałaś i teraz moja kolej, kochanie nie pozwolę ci się poddać, słyszysz? Jesteś silna, dzielna, mądra, sprytna i piękna. - uśmiechnęłam się lekko na ostatnie słowo i dalej słuchałam jego słów. - Zawsze potrafisz znaleźć wyjście z jakiejkolwiek sytuacji... Potrafisz przemówić do rozsądku każdemu, bez wyjątku.
- Theodenowi nie przemówiłam. - wtrąciłam.
- Twoje słowa do niego dotrą, ale mam nadzieję, że wtedy nie będzie za późno. - odparł. - I nie waż się więcej mówić tego, że źle zrobiłem w związku z naszym ślubem. To była jedna z najlepszych chwil jakich w życiu doświadczyłem. Kocham cię, głuptasie. - złożył mi lekki pocałunek na ustach. - Rozumiesz? - uśmiechnął się lekko.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- Ja też cię kocham. - powiedziałam całkiem szczerze.
- Udowodnij. - Kili uśmiechnął się łobuzersko na co się tylko zaśmiałam i ponownie złączyłam nasze usta.
Założyłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w pasie i prawdopodobnie nic by nam nie przerwało, gdyby nie fakt o wojnie. Musieliśmy zatem ruszać wraz z Theodenem i pozostałymi do Helmowego Jaru.
---------------------------------------------------------------------
Co sądzicie o królu Theodenie? :)
CZYTASZ
The Lord Of The Rings | Kili (PL)
FanfictionMija dwadzieścia lat od odbicia Ereboru. Kili i Malia wiodą spokojne życie do czasu, gdy pewnego dnia przychodzi posłaniec z Rivendell. Oboje dołączają do Drużyny, która ma za zadanie zniszczyć pierścień Saurona. Jak potoczą się ich losy? Czy wyjd...