Rywanol

477 40 0
                                    

Zamarłam kiedy pracownik ochrony świecił mi latarką prosto w oczy, czułam się jak sarna, którą za chwilę potrąci samochód.
- co tu robicie? - powtórzył ochroniarz.
- Nie musi pan krzyczeć nie jesteśmy głusi - odparł Mati za co dźgnęłam go w żebra.
- Auć, No co? - zwrócił się do mnie.
- Nie bądź nieuprzejmy. - skarciłam bruneta.
- Spokojnie proszę pana, chciałem po prostu zabrać dziewczynę w romantyczne miejsce, nie jesteśmy grafficiarzami.
- To teren prywatny, włamaliście się, złamaliście prawo! - krzyknął mężczyzna.
Mateusz spojrzał na mnie wymownie i po odliczeniu do trzech oboje rzuciliśmy się w stronę schodów. Refleks mężczyzny dał nam sporą przewagę, zatrzymaliśmy się dopiero w bramie nieznanej mi kamienicy śmiejąc się do siebie w przerwach pomiędzy oddechami.
- A więc chciałeś zabrać dziewczynę w romantyczne miejsce, tak? - zapytałam uśmiechając się.
- Nie łap mnie za słowa, myślałem, że wyluzuje jak pomyśli że jesteśmy zakochani.
- Oh...zostawiłam na dachu słonecznik od ciebie. - posmutniałam.
- Nie przejmuj się, kupię ci drugiego, a teraz chodź na górę, muszę się przebrać, spociłem się jak świnia tym biegiem. - powiedział.
- Chyba jak Guziec, taka świnia z Afryki. - zaśmiałam się ze swojego żartu.
Nie wiedziałam, że Mati tu mieszka. Po wejściu na pierwsze piętro, przekroczyliśmy próg jego mieszkania, było typową męską jaskinią, utrzymane w ciemnych kolorach, panował tam też lekki bałagan.
- rozgość się, a ja wezmę szybki prysznic.
Przytaknęłam i usiadłam na kanapie włączając telewizor, odpaliłam Netflix i wznowiłam 7 odcinek drugiego sezonu Ricka i Morty'ego. Opatuliłam się kocykiem, który leżał na rozłożonym narożniku w salonie Mateusza. Zaczynałam robić się senna, zasypiałam, ale nagle usłyszałam obok siebie serię przekleństw i chaotycznych ruchów. Otworzyłam oczy, a przede mną stał cały zakrwawiony Mateusz dzierżąc w dłoni rolkę papieru toaletowego. Poderwałam się z miejsca i krzyknęłam:
- Jezu Mati co ci się stało?
- Ugh, to nic, spij dalej mała. - spanikowany szukał jak mniemam apteczki, robiąc wokół siebie kałużę krwi.
- Siadaj, pomogę ci. - pchnęłam go na łóżko i wzięłam się za szukanie pudełka z plastrami i bandażami. Kiedy je znalazłam wróciłam do bruneta i chwyciłam wodę utlenioną.
- To trochę zapiecze. - szepnęłam patrząc to w jego oczy to na ranę na jego kolanie.
Syknął z bólu, ale nie dał przekonać się do tego by jechać na pogotowie. Rana była ewidentnie do szycia.
- Zosia daj spokój to zaraz przestanie krwawić.
- Mati, potrzebujesz conajmniej czterech szwów, rana jest naprawdę głęboka. - kontynuowałam owijanie jego kończyny bandażem elastycznym, który w mgnieniu oka przesiąknął krwią.
- Powiedz mi, jak można sobie zrobić taką krzywdę będąc w domu? - dodałam.
- Sam nie wiem, chciałem sprzątnąć potłuczoną szklankę, którą zbiłem przed wyjściem i tak jakoś klęknąłem na jeden z odłamków przez nieuwagę. - wzruszył ramionami.
- Zamawiam übera i jedziemy do szpitala. - zarządziłam.
- Daj spokój, możemy przecież pojechać moim, jak już jesteś taka uparta.
Zgromiłam go wzrokiem i pomogłam mu wstać, kluczyki leżały w przedpokoju, więc długo nie myśląc opuściliśmy mieszkanie i chwilę później byliśmy w drodze na SOR. Na szczęście los mi sprzyjał i praktycznie na każdym skrzyżowaniu miałam zielone światło. Wpadłam na poczekalnie jak poparzona i podeszłam do pielęgniarki tłumacząc, że Mateusz ma mocno krwawiącą ranę na kolanie, prawdopodobnie do szycia. Brunet został usadzony na wózku i przewieźli go do innego pomieszczenia, w którym czekał chirurg, mnie przypadł zaszczyt wypełniania dokumentów na podstawie dowodu osobistego mojego towarzysza. Po około 20 minutach z pomieszczenia wykuśtykał Mati. Uśmiechnęłam się z wyraźną ulgą kiedy zobaczyłam jego twarz. Odebraliśmy dokumenty i opuściliśmy szpital.
- boli cię? - zapytałam prowadząc go pod rękę do samochodu.
- Zosia, dostałem takie znieczulenie, że kompletnie nie czuję nogi, bólu tym bardziej. - zaśmiał się lekko.
Wracaliśmy powoli pod kamienicę, prowadził już Mati. Chciałam jeszcze pomóc mu posprzątać tą krew z podłogi, bo pewnie nie zrobiłby tego sam. Kiedy przekroczyliśmy próg wpadłam do łazienki by do miski nalać wody i wziąć jakąś szmatkę. Rzeź rozpoczęła się właśnie w tym pomieszczeniu więc czekało mnie sporo pracy. Ścierałam lekko już zaschniętą krew, nie miałam jak się podeprzeć ze względu na moją pokaleczoną -po piątkowym wieczorze- rękę. Domywałam ostatnie kropelki w salonie kiedy do pokoju wtargnął brunet z dwoma kieliszkami wina i nakrzyczał na mnie, za to sprzątam. Nie słuchając jego narzekań ogarnęłam cały burdel i przepłukałam szmatę wrzucając ją do prania, a wodę wylałam. Dokładnie umyłam ręce i dołączyłam do chłopaka wypijając lampkę jednym haustem.
- czemu oboje jesteśmy tacy pokraczni? Ja ręce, ty nogi. - zaśmiałam się opadając na kanapę obok Mateusza po dolaniu sobie wina.
- Nie wiem, ale przyznaj, na teraz to dość zabawne, a właśnie, jak twoja ręka?
- Um, wciąż trochę boli więc od wczoraj nie zmieniałam opatrunku, nie chce na to nawet patrzeć.
- Zosia! Trzeba to przemywać rywanolem, inaczej nie będzie się dobrze goiło. - jęknął i pociągnął mnie za rękę do łazienki, chwytając w biegu apteczkę, którą zostawiłam na stole przed naszą wycieczką na SOR.
Mati kazał mi usiąść na brzegu wanny i wystawić rękę. Mam naprawdę słabą głowę do alkoholu, a tabletki tylko potęgowały fazę. Szumiało mi już w głowie i czułam jak cała płonę. Brunet delikatnie odwijał mój opatrunek i podskoczył kiedy nagle czknęłam.
- oszalałaś? Myślałem, że cię zabolało. - spojrzał na mnie wzrokiem karcącego ojca.
- Myślałam, że jesteś odważniejszy. - zachichotałam i znów czknęłam.
W końcu uśmiechnął się też wiecznie grumpy Mati. Lubie widzieć na jego twarzy uśmiech. Lubie jak wokół jego oczu tworzą się urocze zmarszczki. A on sam wydaje z siebie śmiech, który można porównać do „hehe". Przemywając moją ranę starał się być poważny, ale bawiło go to, że miałam fazę po dwóch lampkach trzynasto procentowego alkoholu.
- Zosia to nie wygląda dobrze, musisz częściej zmieniać opatrunki. - powstrzymywał uśmiech.
- Oszalałeś? Jak mam sobie zawiązać bandaż jedną ręką kretynie. Daj spokój, do wesela się zagoi. - zachichotałam bujając się na boki.
Kiedy brunet skończył wiązać biały kawałek materiału wokół mojej dłoni, przytrzymał mnie za ramiona, a jego twarz znów znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Nie myślałam wtedy ani o Gosi, ani o tym że Mateusz to mój przyjaciel z gimnazjum, ani o moich problemach, ani o tym, jak bardzo skomplikowałabym sobie życie całując go. Myślałam tylko o tym, jak świdrujące są jego oczy, a te idiotyczne usta aż się proszą, by ich zasmakować. Zosia zejdź na ziemię!
Potrząsnęłam głową by odgonić od siebie każdą myśl krążącą wokół tego chłopaka, natomiast on znów pociągnął mnie za rękę i powiedział:
- chodź, położysz się spać. Wyglądasz na zmęczoną.
Od tamtej pory pamiętam niewiele. Jedynie fakt, że zasypiałam z głową na ramieniu Mateusza, który męczył jakiś dokument na Netflixie. Spało mi się cholernie dobrze dopóki nie obudził mnie dzwonek do drzwi. Mati twardo spał, a ktoś kto się dobijał nie odpuszczał ataku na dzwonek. Obudziłam chłopaka szepcąc, że ktoś przyszedł. Mati poderwał się do pozycji siedzącej i złapał za telefon. iPhone był na szczęście wyciszony, a na ekranie oprócz miliarda powiadomień widniało 7 nieodebranych połączeń od Gosi.
Mati zatkał mi usta dłonią, a ja spojrzałam na niego z poczuciem winy. Siedzieliśmy tak dobre 3 minuty, kiedy nagle usłyszeliśmy.
„co się z tobą do cholery dzieje", a zaraz po tym odgłos oddalających się na klatce schodowej kroków. Dziękowałam Bogu, że Janek to pies, który prawie nie szczeka i nie wzbudził tym w Gośce podejrzeń. Odetchnęłam z ulgą przepraszając Mateusza za to wszystko i rzuciłam się do wyjścia.
- nie chce między wami mieszać. - powiedziałam stojąc już w drzwiach, kompletnie ignorując nawoływania Mateusza. Trzasnęłam drzwiami i wciąż oszołomiona skierowałam się do wyjścia. Nie miałam pojęcia, że to co się za chwilę stanie wywoła prawdziwą lawinę.

Prawie północ - GUZIOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz