Mateusz odprowadzał mnie do mieszkania, droga mijała nam w ciszy, a ja wciąż myślałam o jego słowach. „chcę ci kupować kwiaty", to straszne, że zaczynasz wyolbrzymiać słowa i gesty za każdym razem kiedy zorientujesz się, że masz do kogoś słabość. W trzymaniu myśli na wodzy wcale nie pomagał mi alkohol, czułam się lekko wstawiona i nawet nie słuchałam tego co Mati do mnie mówił. Owszem byłam skupiona na nim, ale w mojej głowie. Otrząsnęłam się dopiero kiedy zatrzymaliśmy się pod drzwiami od mojego mieszkania. Odwróciłam się twarzą do Mateusza, by się pożegnać.
- Pa Zosiu, dzięki za dzisiaj. - powiedział i wziął mnie w swoje ramiona.
- Pa Mati, to ja dziękuję. - odpowiedziałam z policzkiem przyciśniętym do jego klatki piersiowej.
Nim wyswobodziłam się z jego uścisku pocałował mnie w czubek głowy i odwrócił się w stronę windy. Wchodząc do mieszkania szczerzyłam się jak wariatka, pełna energii nakarmiłam zwierzaki i postanowiłam wziąć relaksującą kąpiel oglądając jakiś serial w wannie. W kuchni zrobiłam to co zwykle, posypałam sobie kreskę i z wielką radością ją wciągnęłam. Ja już chyba po prostu inaczej nie potrafię. Nalałam wody do wanny i odpaliłam kolejny odcinek PD Paradise na Netflixie. Po krótkiej chwili dostałam sms-a od Matiego.„Przepraszam cię za Gośkę, mam nadzieję, że nie popchnęła cię zbyt mocno, ale jeśli lądowanie na pupie było bolesne to oferuję masaż!"
Zaśmiałam się pod nosem z tej wiadomości i odpisałam.
„Nie przepraszaj mnie za nią, haha było dosyć bolesne, ale za masaż podziękuję"
Z uśmiechem na ustach zablokowałam telefon i wróciłam do oglądania serialu, jednak kilka minut później dostałam kolejnego SMS-a.
„Mnie się nie odmawia malutka. Swoją drogą jestem już w domu i lecę w kimę. Gośka strasznie mnie dziś zmęczyła tą awanturą, chyba będę spał trzy dni, dobranoc"
„Śpij dobrze gburku."
Znacie to uczucie kiedy od uśmiechania się bolą was policzki? Tak właśnie miałam. Po kąpieli ubrałam się w dres i bluzę z kapturem, postanowiłam porobić jakieś projekty. Wena zawsze odpala mi się nocą tak samo produktywność. Tylko nie wiem czy to zasługa dragów, czy tak po prostu jest. Sprawdziłam w mailu wytyczne dotyczące projektu dla nowej restauracji. Projektuję im logo, menu i wszelakie bannery. Żeby praca leciała mi nieco milej puściłam sobie playlistę G-Eazy'ego i nim się obejrzałam na dworze zrobiło się jasno. Około 9 rano skończyłam projekt i po wypiciu kawy postanowiłam wyjść z psem na dwór. Chodziliśmy z Janem wokół bloków a Samoyed wesoło merdał ogonkiem. Przyznam, że pogoda dziś była wyjątkowo ładna. Usłyszałam w kieszeni dźwięk wiadomości i myśląc, że to Guzi pospiesznie wyjęłam urządzenie z kieszeni. Jakież było moje zdziwienie kiedy zamiast wiadomości od niego dostałam wiadomość od tego wariata.
„tym razem się wam udało, ale jeszcze cię zniszczę księżniczko"
Chyba zaczynam się bać, choć czasem mi wszystko jedno. Wróciłam do mieszkania i z zepsutym humorem zaległam na kanapie z kubkiem kolejnej kawy. Około 12 postanowiłam wykąpać się i ogarnąć by zająć sobie czas czymkolwiek. Kiedy wychodziłam z łazienki usłyszałam dzwonek do drzwi. Ponownie nie spodziewałam się gości więc spojrzałam przez wizjer. Coś zasłaniało obraz więc niepewnie otworzyłam zamek. W progu stał Mati z kolejnym słonecznikiem. Uśmiechnęłam się lekko co on odwzajemnił.
- Minę masz raczej nietęgą, ale wiem jak mogę poprawić ci humor. - powiedział po chwili.
- Jak? - zapytałam.
- Zakładaj buty, porywam cię.Nie stawiałam oporu, po prostu wsunęłam na nogi obuwie i opuściłam mieszkanie zamykając je na dwa zamki. Wsiedliśmy do samochodu Mateusza i jechaliśmy nie wiadomo gdzie. To znaczy, on wiedział gdzie jedziemy, tylko ja nie miałam pojęcia. Dopóki po chwili nie zorientowałam się, że obraliśmy kierunek Muchobór.
- Powiesz mi co robimy? - zapytałam.
- Jedziemy w odwiedziny. - odparł zmieniając bieg na niższy i skręcając w prawo.
Dłoń Matiego przy redukcji musnęła moje kolano, przez co przeszły mnie przyjemne ciarki.
Nie pytałam do kogo. Zbyt dobrze znałam okolicę. Po chwili zaparkowaliśmy pod rodzinnym domem Bluzy i stanęliśmy przed drzwiami. Dłonie zaczęły mi się pocić, tak dawno nie widziałam mamy Mateusza, i jego młodszego brata, nie miałam pojęcia czy pani Monika w ogóle mnie pozna.
Mati z uśmiechem zadzwonił dzwonkiem i cierpliwie czekał, nagle w drzwiach pojawiła się drobniutka brunetka w kuchennym fartuszku i różowych crocsach. Jej mina sugerowała, że długo nie widziała syna i zamknęła go w żelaznym uścisku.
- cześć mamuś, wpadłem z niezapowiedzianą wizytą i niezapowiedzianym gościem. - powiedział odsuwając się lekko by mnie odsłonić.
- słodki Jezu, Zosia jak ty wydoroślałaś. Ostatni raz widziałam cię na zdjęciu z balu maturalnego, ten czas tak pędzi, a ty coraz piękniejsza. - pani Monika i mnie prawie zmiażdżyła swoim niedźwiedzim uściskiem, ale przyznam, że było mi bardzo miło.
- Dziękuję pani Moniu, pani również wygląda świetnie, czas się dla pani zatrzymał w miejscu! - powiedziałam.
- Ach, cholera, nie przez próg, wchodźcie dzieciaki. - zaprosiła nas gestem ręki i zabroniła ściągać butów. Jak każda typowa matka twierdziła, że podłoga jest brudna, choć wcale nie była. Usiedliśmy w jadalni, która była połączona z kuchnią. Pani Monika zrobiła nam dwie kawy i kończyła przyrządzać pieczeń wołową. Mateusz powiedział jej, że rzucił Gośkę, a jego rodzicielka nie kryła radości z tego powodu. Jak każda mama skwitowała oświadczenie Matiego takimi słowami „Mówiłam ci, że źle jej z oczu patrzy, matka zna się na ludziach". Zachichotałam pod nosem i zaoferowałam pani Monice pomoc, kroiłyśmy razem młode ziemniaczki wspominając stare czasy, a Mateusz latał po domu szukając kota.
- A pamiętasz jak bawiliście się późnymi wieczorami w podchody? Mój synek zawsze gubił kredę i nie mieliście czym rysować strzałek. - zaśmiała się.
- Tak, haha. Pamiętam też, jak wracaliśmy ze szkoły i prawie codziennie Mateusz z kolegami obrzucali mnie i koleżanki orzechami włoskimi, które spadały na drogę z ogródka pani Madej. Nienawidziłam go wtedy z całego serca.
- Boże, co za dureń. - westchnęła z przejęciem.
- Oh, nienawidziłam go też za wypychanie mi plecaka kasztanami. - po moim policzku spływała samotna łza, a ja sama prawie tarzałam się ze śmiechu po podłodze.
Kiedyś sądziłam, że Mateusz mnie nie lubi. Zawsze w podstawówce mnie zaczepiał, czasem nawet śmiał się ze mnie ze swoimi kolegami, ale kiedy poszliśmy do gimnazjum i okazało się, że w klasie znamy tylko siebie, jakoś się zakumplowaliśmy. Nagle do kuchni wszedł Mati.
- o czym gadacie? - zapytał z uśmiechem trzymając na rękach szarego kotka dachowca.
- Zosia mi właśnie opowiedziała jaki byłeś wredny w podstawówce. Nie tak cię wychowałam synu.
- Spokojnie pani Moniu, dobrze wspominam znajomość z Matim w dzieciństwie, po prostu dzieciaki takie są. Każdy chłopiec taki był. Każdy ciągał za włosy. - zachichotałam.
Mateusz zbliżył się do mnie podsuwając mi prawie śpiącą kotkę pod nos, spojrzał na mnie i zrobił zabawną minę by za chwilę w stu procentach spoważnieć.
- Zuzia i mama są świadkami wypowiadanych przeze mnie słów. Przepraszam Zosia, za dokuczanie ci w podstawówce, ale jako łepek sądziłem, że tylko tak zwrócę na siebie twoją uwagę. Nie wiem czemu wypychałem ci plecak kasztanami, ale przyznaj, że przydały się potem kiedy wszystkie trzecie klasy miały zrobić ludziki na plastykę, i w okolicy nie było już żadnych kasztanów, bo te bachory zabierały to gówno kilogramami jakby tworzyły kasztanowe armie.
Obie z panią Moniką wybuchłyśmy śmiechem, wciąż wesołe wróciłyśmy do nakrywania stołu i nakładania obiadu. Mati postawił Zuzię na ziemi i pomógł mi przenieść na stół szklanki i dzbanek z kompotem.
- Pójdę zawołać młodego. - odparła jego mama i wycierając ręce w ściereczkę ruszyła w głąb korytarza do pokoju brata Bluzy całkowicie znikając z naszego pola widzenia.
- To jak, wybaczasz mi? - zapytał przyciągając mnie bliżej siebie za rękę.
- No nie wiem. - udałam, że się zastanawiam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Daj spokój, podobałaś mi się, jako gówniarz znałem tylko podryw na kasztany. - odparł oburzony wyrzucając ręce do góry.
Rozbawił mnie jego komentarz, więc stłumiłam śmiech przytulając się do jego klatki piersiowej, a on oplótł mnie swoimi ramionami.Odsunęliśmy się od siebie kiedy do pomieszczenia wszedł Filip z panią Moniką. Młody spojrzał na nas podejrzliwie i zajął miejsce przy stole. Kiedy konsumowaliśmy posiłek pogrążeni rozmowami z podziałem na płci usłyszałam jak Filip mówi do Matiego: „Dobrze, że skasowałeś Gośkę, wyjątkowo irytująca sztuka, a Zosię lubiłem zawsze. Bawiła się ze mną jak byłem mały, bo ty nigdy nie chciałeś spędzać ze mną czasu". Udawałam, że słucham pani Moni jak opowiada o tym jak ostatnia burza połamała jej pelargonie na tarasie, a tak naprawdę nasłuchiwałam odpowiedzi Mateusza. „Wiem, też ją lubię. I sory za nękanie cię w dzieciństwie, od tego są starsi bracia". Po skończonym posiłku pomogłam mamie Mateusza posprzątać, a ten cały w skowronkach biegał po kuchni popijając koktajl z jarmużu ciesząc się jak dziecko, bo zobaczył na wadze 104kg. Cieszyłam się z tego, że on się cieszy. To jakieś wariactwo. Kiedy wychodziliśmy, pani Monika była bardzo smutna, że nasza wizyta trwała tak krótko, zapraszała nas za tydzień na niedzielę na rosół. Oczywiście nie obyło się bez wyprawki, mieliśmy ręce pełne słoików z gulaszem, żurkiem i bigosem. Wsiedliśmy do samochodu i odetchnęliśmy z ulgą, ten obiad był bardzo miły, ale wiadomo, że najlepiej czujemy się po prostu sami ze sobą. Po krótkiej wymianie zdań zdecydowaliśmy, że zajdziemy też przywitać się z moimi rodzicami. Podeszliśmy do wielkich czarnych drzwi i cierpliwie czekaliśmy, aż moja mama zareaguje na dźwięk dzwonka. Nagle ujrzałam przed sobą wymalowaną i gustownie ubraną blondynkę z wyraźnie zdziwioną miną.
- Zosia? Nie mówiłaś, że wpadniesz. Dawno cię nie było, wyglądasz na przemęczoną, jesteś strasznie blada. - zaczęła swój lament mama.
- cześć, ciebie też miło widzieć...byliśmy z Mateuszem u jego mamy i pomyśleliśmy, że tu też wpadniemy. - powiedziałam przechodząc z przedpokoju do ogromnego salonu.
- Jeju Mateusz jak ty wyrosłeś, w liceum nie byłeś taki wysoki i z pewnością nie miałeś tych tatuaży. - kontynuowała z uśmiechem.
- Dużo mleka piłem od liceum. - zaśmiał się Guzik.
Kiedy mama męczyła Matiego pytaniami ja zaparzyłam kolejne dwie kawy i nałożyłam na talerzyki sernika, który ewidentnie upiekła mama.
- Mamuś? Gdzie tata? - zapytałam.
- Na tenisie z mecenasem Dębskim, wiesz jak to oni, nie mogą odpuścić dopóki nie wygrają każdego seta z Brzozowskim i jego wspólnikiem.
- Tata nadal rywalizuje z ich kancelarią jak Homer Simpson z sąsiadem? - skwitowałam retorycznie na co ona tylko pokiwała głową na tak. Po kawie i cieście poczułam się tak pełna, że bałam się, że jak coś powiem to wybuchnę, ale mama chciała koniecznie podtrzymać ze mną rozmowę.
- Wymyśliłaś już jakiś plan na wieczór panieński Andżeliki? Jesteś świadkową, na tobie spoczywa ciężar organizacyjny.
- Um, nie, ale spokojnie, mam jeszcze prawie dwa tygodnie do panieńskiego, ze wszystkim zdążę. - zapewniłam.
- Słuchaj, mam nadzieję, że pójdziesz z Mateuszem na wesele, a nie sama. - dodała.
- Mamo, nie stawiaj go w niezręcznej sytuacji. Jeszcze mu nie mówiłam, jak będzie chciał to pójdzie.Wstałam z kanapy i zaniosłam talerzyki do zmywarki czując jak moje policzki płoną z zażenowania. Moja matka właśnie zaprosiła Matiego na wesele w moim imieniu, a on nawet nie wiedział, że ktoś bierze ślub. Czy ktoś wie jak szybko zapaść się pod ziemię, albo ma na sprzedaż jakieś bilety na księżyc?
![](https://img.wattpad.com/cover/154214060-288-k828607.jpg)
CZYTASZ
Prawie północ - GUZIOR
Fanfic„zabijamy samych siebie, by nie ranić innych" Opowieść o guziorze, którego twórczość od 2014 roku zostawiła po sobie właśnie takie wyobrażenie jego postaci