- nie sądziłam, że babcia tak bardzo ucieszy się z bezterminowej opieki nad Jankiem. - przyznałam, zwracając się do Mateusza, kiedy siedzieliśmy w jego samochodzie wracając z Oleśnicy, gdzie mieszkała.
- Dlaczego cię to tak dziwi? Janek to bardzo pocieszny pies, a ona jest starszą samotną panią, która rozwiązuje krzyżówki i rozmawia ze storczykami. Mnie to specjalnie nie szokuje. - zaśmiał się lekko.
- W sumie masz rację. Dobrze, że łyknęła bajkę o wyjeździe w delegację do Gdańska, gdzie „muszę nadzorować realizację projektu". - zacytowałam naśladując swój przesłodzony ton głosu.
- To akurat całkiem wiarygodne, ale dlaczego nie chciałaś jej powiedzieć, że się do mnie wprowadzasz? - spytał Bluza, skręcając na Poświętne.
- Starczy, że babcia mówiła o tobie „zosi narzeczony", przez cały dzień. Nie chciałabym jej dawać do tego większych powodów, wiesz jakie są babcie, raczej nie wierzą w przyjaźń damsko-męską. No i zaczęłaby pytać o prawdziwy powód. Jako jedna z nielicznych wie o zakazie zbliżania się. - odparłam.
Guzik pokiwał głową ze zrozumieniem, jednocześnie się nad czymś zastanawiając.
- rodzicom też o tym nie powiesz?
- Na razie nie, nie chcę ich martwić, a jeśli będę musiała, to naprawdę będziemy zmuszeni udawać parę. Nie chcę spędzać im snu z powiek po raz drugi.
Musiałam zgodzić się na propozycję Mateusza, o wspólnym zamieszkaniu. Psa postanowiłam oddać babci pod opiekę, a Władek - mój kot, został z nami. Większa część rzeczy już została przewieziona do Matiego i czekała jedynie na rozpakowanie. Dziwnie czułam się w jego domu, z myślą, że od dziś to też mój dom. Nie wiem na jak długo. Było ledwie po 17.00, kiedy przekroczyliśmy próg mieszkania. Postanowiłam, że znajdę moim rzeczom jakieś miejsce, ogarnę i posprzątam, pod okiem Matiego. Grzecznie pytałam o zajęcie jakiegokolwiek skrawka szafy, czy też szuflady.
- mała, przestań mnie o takie gówna pytać. Mi casa es su casa, więc czuj się jak u siebie. Możesz tu nawet pierdolnąć przemeblowanie jak ci się podoba. - westchnął ciężko i przytulił się do moich pleców, kiedy logistycznie rozplanowywałam szafę.
- Dziękuję Mati. - powiedziałam i odwróciłam się przodem do niego.
- Nie masz za co, mała. - spojrzał mi w oczy, spod ociężałych powiek.
- Mam. Pomagasz mi i mnie pilnujesz, marnując tym samym swój czas. Jestem bardzo problematyczna. - paplałam na jednym wdechu, trzymając jego twarz za policzki.
Gbur uśmiechnął się zadziornie i cmoknął mnie w usta.
- wcale nie jesteś, baba w domu ma też swoje plusy, strasznie kiepsko idzie mi prasowanie. - zironizował i skwitował śmiechem, więc mu zawtórowałam.
Tkwiliśmy chwilę w ciszy, patrząc sobie w oczy i zmniejszając między nami odległość, całkowicie nieświadomie. Wtem otrząsnęłam się i wypaliłam
- mam pomysł. Znajdę twoim rzeczom z kartonu jakieś miejsce? Może zabawisz w tym mieszkaniu nieco dłużej? Przestaniesz zachowywać się jak włóczykij idealista?
- Jeśli tylko masz ochotę. - wciąż staliśmy w objęciach.
- Dlaczego właściwie tak często zmieniałeś mieszkanie? Co było z nimi nie tak? - spytałam.
- W sumie nie wiem, wyprowadzałem się, kiedy robiłem się smutny i tamte miejsca mnie przytłaczały.
- A więc ucieczka. Od czego? Od problemów? Od ludzi?
- Sam nie wiem. - przyznał.
- Trzeba się przyzwyczaić, że ludzie ważą lekce życie. Pojawiają się w twoim życiu, by zaraz zniknąć. Wchodzą i wychodzą, jak „z" i „do" tramwaju.
- dlatego nienawidzę publicznego transportu. - przewrócił oczami, na co delikatnie prychnęłam, a kąciki moich ust powędrowały ku górze.
Mati spojrzał na mnie i sam lekko się zaśmiał. Nasz kontakt wzrokowy znacznie się pogłębił, zapadła cisza, a wtedy pomyślałam: „za co tak kocham ten anemiczny kawałek mięsa z zielonymi oczami?". Czy ja się właśnie przyznałam, przed sobą, że kocham Mateusza? Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, Bluza cmoknął mnie w czoło i poszedł otworzyć, wrócił niosąc pudełko z moją ulubioną pizzą. Postanowiłam, że nie zjem ani kawałka dopóki się nie rozpakuję, ale dzięki moim zdolnościom logistycznym, szło to dosyć szybko.
- mała, zostaw to i chodź tu. Zaraz wystygnie, albo zjem ją całą. - krzyknął guzik z kanapy, przeżuwając jedzenie.
- Nie krępuj się, jeszcze nie skończyłam.
- Chyba oszalałaś, że nic nie zjesz. - przybrał pretensjonalny ton.
- Nie jestem szczególnie głodna, jeśli masz ochotę to zjedz ją całą. - odparłam z uśmiechem, zamykając szafkę i siadając obok chłopaka.
- „Wracam w pizdę zmęczony, ale zjem cię dzisiaj całą" - zanucił Mati do kawałka pizzy, na co wybuchłam śmiechem.
- „Kosztujesz trochę więcej niż kokaina" - zaśpiewałam mu nad uchem wcześniejszy wers.
- Teraz będziemy to śpiewać przez resztę dnia, kurwa mać. - mruknął
- Ten dzień się w sumie zaraz kończy.
- Ach, właśnie, zapomniałem ci powiedzieć, że bez sensu się rozpakowujesz.
- Nie rozumiem? - zmarszczyłam brwi zmieszana.
- Spakuj się na dwudniowy wyjazd, zabieram cię poza Wrocław, żebyś trochę od tego odetchnęła. - powiedział jak gdyby nigdy nic, wertując seriale na Netflix.
- Dokąd?
- Niespodzianka, idź się spakuj. Rano wyjeżdżamy i mówię poważnie, jako kierownik wycieczki, nie zaakceptuję spóźnienia. Obudzę cię. - uśmiechnął się lekko, widząc moją zszokowaną minę i cmoknął moje rozchylone wargi. - no leć, mała. - ponaglił.

CZYTASZ
Prawie północ - GUZIOR
Fanfic„zabijamy samych siebie, by nie ranić innych" Opowieść o guziorze, którego twórczość od 2014 roku zostawiła po sobie właśnie takie wyobrażenie jego postaci