Iniekcja

525 30 16
                                    

- dobra, może jednak miałeś rację i zaczynam się trochę bać. - przyznałam, nerwowo wyglądając przez okno pasażera.
- nie jestem największym fanem niebieskich, ale mam nadzieję, że zgłosiłaś swoje podejrzenia na psiarnię. - odparł Mati, odwożąc mnie do domu, po stłuczce z Rubiconem.
- J-jeszcze nie. Nie wiem czy powinnam, bóg wie co się stanie jeśli On dowie się, że zgłosiłam sprawę na policję. - wyjąkałam.
- Powiesz mi w końcu co za „on", żebym mógł go połamać i zamknąć sprawę raz na zawsze?
- Nie, Mateusz. Nie chcę cię w to mieszać. - spojrzałam na niego łapiąc za klamkę, kiedy zaparkował pod moją klatką.
- Nie uciekaj. W takim razie masz ewidentnie pecha, bo sam wyraziłem wolę wmieszania się w to i nie wyjdę z twojego mieszkania dopóki mi wszystkiego nie powiesz, jasne? - złapał mnie za ramię.
Wywróciłam oczami i wpisałam kod do domofonu. Wjechaliśmy windą na siódme piętro w niezręcznej ciszy. Gdy tylko rozsunęły się drzwi, ruszyłam z pękiem kluczy pod swoje mieszkanie, Bluza był dwa kroki za mną. Skanowałam aluminiowe elementy przy breloku, w poszukiwaniu odpowiedniego, ale zamarłam widząc kartkę na wycieraczce. Schyliłam się, by podnieść biały skrawek papieru A4. Komunikat zapisany był za pomocą wyciętych literek i słów z gazety, co sprawiło, że czułam się jak gwiazda pierdolonego „W11", emitowanego przez TVN w 2008. Mateusz spoglądał przez moje ramie, czytając treść razem ze mną.

„Następnym razem zostaniesz zepchnięta na tory, nie skrzyżowanie. Zapłacisz za wszystko, kotku."

Trzęsącymi rękoma otworzyłam drzwi i wparowałam do środka jak z procy. Kiedy Mateusz przekroczył próg, zamknęłam zamek na trzy spusty, zasłaniając wizjer. Oparłam się o ścianę i wybuchłam płaczem.
- ej, chodź tu, nie płacz. Nic ci nie zrobi dopóki będziesz ze mną. - powiedział Mati przyciągając mnie do siebie.
- Przecież nie możesz być ze mną 24/7. To jest kurwa jakieś chore i jeszcze ten gość z balkonu naprzeciwko, który  robił mi zdjęcia dziś rano.
- Co? - zapytał zdziwiony.
- Paliłam fajkę i zauważyłam jak słońce odbija się od obiektywu lustrzanki, na balkonie w bloku naprzeciwko. Jak koleś zauważył, że go widzę, to wszedł do środka. - szlochałam w jego tors.
- Znasz go?
- Nie. Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale był lekko rudawy, może łysy, w każdym razie jasne włosy, spore zakola, po trzydziestce, dobrze zbudowany, w czarnej koszulce na długi rękaw. Tyle zdążyłam zarejestrować zanim zniknął.
- A ten z Rubicona? Możliwe, że to ta sama osoba? - zapytał głaskając mnie po głowie.
- Nie, ten wyglądał zupełnie inaczej, miał ciemny zarost i włosy tego samego koloru ulizane do tyłu, no i miał okulary przeciwsłoneczne, więc ciężko byłoby mi go rozpoznać. Tym bardziej, że działo się to tak szybko.
- Powiesz mi teraz, o co w tym wszystkim chodzi? Bo tracę cierpliwość. - odsunął mnie od siebie, prowadząc na kanapę w salonie.
Westchnęłam i zamilkłam na krótką chwilę, zastanawiając się, od czego zacząć.
- pamiętasz mniej-więcej okres, w którym zacząłeś spotykać się z Gośką? - zapytałam retorycznie.
- No.
- No więc wtedy, ja poznałam Łukasza. Był z dobrego domu, w którym nie brakowało niczego poza ojcem. Olał Łukasza i jego mamę jak był czterolatkiem, więc brakowało mu pewnych wartości. Kiedy się poznaliśmy miał depresję, dobrze go rozumiałam i psułam samą siebie, żeby naprawić jego, finalnie stwierdził, że jestem dla niego zbyt zepsuta. - zaczęłam.
- Kontynuuj.
- Po pół roku zaczęło mu coś odwalać, bywał agresywny i robił sceny o błahostki. Po jakimś czasie posuwał się coraz dalej. Najgorzej było jak wypił, po alkoholu był potworem, strasznie się go bałam. Podduszał mnie, szarpał, potrafił uderzyć, ale kiedy zorientował się, że zostawia ślady, to przypalał mi środek dłoni papierosami, kopał po kolanach. Po wszystkich aktach przemocy oczywiście przepraszał i tłumaczył, że to jego dwubiegunówka, nie on. Zwalał winę na borderline. Poszedł do wojska, próbując jednocześnie robić coś na lewo, nie wiem co, nigdy się w to nie mogłam zagłębiać. Uciekłam od niego dopiero, kiedy dowiedziałam się, że mnie zdradzał. Nachodził mnie, włamywał do mieszkania, straszył, aż dostał sądowy zakaz zbliżania się do mnie. Wiedział, że nie może zrobić mi krzywdy, bo jego dłonie traktowane są jako broń biała, wystarczyłby jeden cios, a wylatuje z wojska w dodatku z wyrokiem w zawiasach. Teraz jak mniemam się mści. - streściłam.
Pominęłam dalszą część historii, uważałam, że nie była istotna, a raczej - niezwiązana z Łukaszem. To osobny wątek, który poszerzał listę powodów do śmierci. Wstydzę się o tym mówić nawet przed samą sobą, a co dopiero przed Matim. Kiedy skończyłam mówić, gbur spojrzał na mnie marszcząc brwi z grymasem na twarzy.
- jestem wściekły, kurewsko wściekły, po pierwsze - na ciebie Zosia, że tak długo ukrywałaś przede mną, tak zajebiście istotną rzecz, a po drugie - jestem wściekły na tego skurwiela. Nawet w najgorszych snach nie śniło mu się to, co mu zrobię jak go dorwę. - odparł.
- Przepraszam, nie chciałam cię obarczać swoimi problemami.
- O czym ty pieprzysz? Znamy się tyle lat. Wiem, że jesteś tak ciepłą osobą, że byle kto może wejść do twojego mieszkania i „nanieść błota", w postaci swoich problemów, a ty mu z chęcią pomożesz, posprzątasz błoto i wyruszysz ramionami, jeśli ktoś tego nie doceni. I domyślam się, że nie mówiłaś mi tego, bo wiesz, że ja jestem zupełnym przeciwieństwem. Mam wszystkich w dupie, ale przyjaźnimy się tyle lat i czuję się zawiedziony. Nie pozwoliłbym, żeby spadł ci włos z głowy. - wyznał szczerze.
Resztę wieczoru przeleżałam na kanapie wtulona w Mateusza i pluszowy koc, w tle leciał jeden z naszych ulubionych filmów z Jasonem Stathamem. Guzi wyglądał na pochłoniętego fabułą, ja natomiast nie mogłam się skupić i w głowie miałam jedynie Łukasza i najczarniejsze scenariusze. Co jakiś czas spływała mi po policzku łza bezsilności, mocząc koszulkę chłopaka.
- nie płacz już maluchu. - pogłaskał mnie po włosach i spojrzał na moją twarz odsuwając się odrobinkę.
- Mati? - zagaiłam, przeciągając „i".
- Hm? - mruknął dźwięcznie, muskając oddechem moją szyję, na co przeszły mnie dreszcze.
- Bardzo się boję. - załkałam po chwili ciszy. Głos miałam bardzo załamany, brzmiałam jak 5 letnia dziewczynka, która zgubiła mamę w supermarkecie.
- Wiem, ale obiecałem ci, że nic ci się przy mnie nie stanie i słowa dotrzymam, a teraz zamknij już oczy i się prześpij mycho, jutro jedziemy na nagrywki.

Prawie północ - GUZIOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz