Po wyjściu Matiego poczułam pustkę. Choć przez chwilę moje mieszkanie było przytulne i czułam się w nim jak w domu. Teraz to tylko cztery przytłaczające ściany. Odpaliłam telewizję, miałam nadzieję, że leci coś sensownego, ale nic z tego, więc padło na Netflix. Puściłam „Rozczarowani" nowy serial animowany przesycony czarnym humorem. Położyłam się na kanapie w salonie i marzyłam o tym żeby zasnąć. Sama ze sobą nie czułam się najlepiej. Wzięłam jeszcze dwie tabletki alprazolamu i pozwoliłam sobie zamknąć oczy na o wiele za długo. Obudziłam się, bo ktoś przeraźliwie dobijał mi się do drzwi. Na dworze robiło się szarawo więc jak sądziłam dochodził sobotni wieczór. Spojrzałam przez judasza, ale osoba, która tak się do mnie dobijała, właśnie obróciła się na pięcie w geście kapitulacji. Otworzyłam drzwi na co chłopak się odwrócił. To Mati.
- co się stało, ktoś umarł? - zapytałam zaspana
- Sądziłem że ty! Nie odbierasz telefonu, sam nie wiem ile razy dzwoniłem. - zaprosiłam go gestem dłoni do środka.
Mati wszedł do kuchni i oparł się o blat.
- Co się z tobą działo, od kiedy wyszedłem?
- Jak to co? Ucięłam sobie drzemkę. Która jest godzina?
- Dwudziesta - odparł lekko poddenerwowany.
- Ty wyszedłeś jakoś koło czternastej. Czyż nie? - kontrowałam
- Tak Zosia, ale to było wczoraj. Jest niedziela godzina dwudziesta. Chcesz mi powiedzieć, że przespałaś prawie trzydzieści godzin? - otworzył oczy z niedowierzaniem.
- Ch-chyba tak. - złapałam się za głowę i usiadłam na kanapie. Mati natomiast rzucił się do szafek z jedzeniem moich pupili.
Nakarmił Janka i Władka, po czym usiadł obok mnie. Westchnął i powiedział:
- wiem, że długo nie mieliśmy kontaktu, wiem że średnio lubisz się z Gosią, ale wiem też, że coś się z tobą dzieje i pluję sobie w brodę za to, że dopuściłem do tego by nasz kontakt tak obumarł.
Nic nie odpowiedziałam więc kontynuował.
- chciałbym, żebyś nadal mi ufała i wiedziała, że mnie obchodzisz i możesz mi powiedzieć o wszystkim.
W tym momencie nie wiedziałam czy powinnam martwić Mateusza moimi problemami, więc po prostu patrzyłam na niego tępo z lekko przeszklonymi oczami. Guzi westchnął i przesunął się na większą część narożnika, złapał za puchaty kocyk i przyciągnął mnie bliżej siebie nakrywając szczelnie. Pozwolił mi przytulić się do siebie i głaskał mnie po włosach. Puścił simpsonów i ziewnął. Mnie się raczej spać nie chciało, w końcu przespałam 30 godzin do cholery. Ale intensywnie myślałam o tym co powiedział Mateusz. Po kilku odcinkach zostawiłam chlopaka samego w salonie i poszłam do łazienki. Ubrałam się, pomalowałam delikatnie i opuściłam pomieszczenie. W kuchni zrobiłam herbatę i kawę. Pamiętam jeszcze, że Mateusz definitywnie woli herbatę, a poza tym był późny wieczór, nie chciałam sprawić mu kłopotu ze snem. Podałam mu kubek na co on się lekko uśmiechnął, ogólnie rzadko to robi, więc uznałam to za miły gest.
- przepraszam za kłopot, nie sądziłam, że śpię tak długo.
- To nie kłopot, po prostu się martwiłem. - odłożył naczynie na stolik
- Niepotrzebnie. - skwitowałam.
- Daj spokój, po prostu wystraszyłaś mnie w piątek i nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
- Dzięki, a jak z Gośką? - zapytałam czując dziwne ukłucie w środku.
- Sam nie wiem, strasznie mnie irytują jej zachowania, jak ją widzę to wywracam oczami, chyba jej nie kocham. - powiedział opierając się wygodniej o zagłówek, ja natomiast stałam w osłupieniu, bo moje pytanie dotyczyło piątkowego wieczoru. Chciałam wiedzieć czy łyknęła jego kłamstwa.
- Oh, pytałaś o to czy mi uwierzyła wtedy w piątek, prawda? - widać było, że czuł się lekko niezręcznie. - uwierzyła. Poprosiłem Adamo żeby mnie krył.
- Marcin nie pytał, co naprawdę robiłeś? - zapytałam lekko się uśmiechając, bo znałam ciekawość Adamo.
- Pytał, ale nic mu nie powiedziałem. Nie uwierzyłby, albo gorzej uwierzyłby i najebany mógłby palnąć coś przy Gośce. - wyszczerzył się.
Zaczęłam zakładać buty, Mati spojrzał na mnie pytająco, a ja pomachałam mu przed oczami psią smyczą.
- Oh, a więc bez użycia słów zapraszasz mnie na spacer? - powiedział cwaniacko.
- Czyny mówią więcej niż słowa. - uśmiechnęłam się i przypięłam obrożę Janka do smyczy.
Opuściliśmy moje mieszkanie przy ulicy tęczowej i powolnym krokiem szliśmy w kierunku Placu Orląt Lwowskich przez Pseudopark Grabiszyńska, Mateusz wygłupiał się i dziecięcym głosem gadał do psa wywołując tym u mnie serie szczerych uśmiechów.
- A co tym razem powiedziałeś Gośce? - zapytałam szczerząc się. Natomiast mina Matiego nieco zrzedła.
- Pokłóciliśmy się i aktualnie nie gadamy, zrobiła strasznie szczeniacką rzecz, ale nie chce mi się o tym gadać. - wzruszył ramionami chowając dłonie w kieszenie swojej katany.
Właśnie mijaliśmy płac Jana Pawła znajdując się koło pasażu Niepolda, mimo że była niedziela, znajdowało się tam mnóstwo młodych ludzi, jedni byli pijani, inni mniej, jeszcze inni byli naćpani. W końcu rok akademicki jeszcze się nie zaczął więc moi rówieśnicy wykorzystują ostatnie tygodnie wolnego by się wybawić. Spojrzałam z lekkim rozżaleniem na naćpane panny mniej więcej w moim wieku, które wyzywały przechodniów w swoich zbyt wyzywających strojach.
- Mati? Ja też tak wyglądam? - zapytałam z posępną miną.
- Nie, nawet tak nie żartuj, one są żałosne. Ty nie robisz takich pojebanych rzeczy, tylko masz zbyt wiele energii. - odpowiedział spoglądając na mnie z góry leniwie. - był strasznie wysoki
- Trochę mi ulżyło, w przeciwnym wypadku zapadłabym się pod ziemię.
- Co nie zmienia faktu, że nadal tego nie popieram i się o ciebie martwię.
- Błagam Mateusz, nie zaczynaj. Myślisz, że uważam to za powód do dumy? - powiedziałam przystając przy ławkach na placu solnym.
- Czy ty się właśnie przyznałaś do tego, że masz z tym problem? - zaznaczył.
- Co? Nie! Ugh, proszę, daj mi spokój.
Szarpnęłam za smycz i ruszyłam zdecydowanym krokiem w kierunku filarów na Psich Budach. Mateusz wolał mnie dwa razy i szedł za mną, ale po chwili nawoływanie ustało. Szybko się poddał - pomyślałam czując zawód. Zwolniłam nieco kroku i pozwoliłam łzom zalać moje policzki. Stojąc na czerwonym świetle na pasach przy Świdnickiej poczułam nagłe szarpnięcie za ramie, a mój wzrok napotkał klatkę piersiową Guziego. Zza pleców wyjął wielki kwiat słonecznika z czerwoną wstążką i spojrzał na mnie smutno.
- Zosia przepraszam, obiecuję, że więcej nie poruszę tego tematu okej? - powiedział wręczając mi roślinkę.
Mijające nas starsze małżeństwo spojrzało na nas z rozczuleniem, a kobieta powiedziała: „zobacz Staszek, jacy zakochani, też kiedyś byliśmy tacy młodzi"
Mateusz obdarzył panią szczerym uśmiechem.
- Oh nie, nie jesteśmy razem. - wtrąciłam.
- Jeszcze! - dodał jak mniemam pan Staszek.
Guzi się zaśmiał i znów zwrócił swój wzrok na mnie.
- to jak? Przeprosiny przyjęte?
Po chwili patrzenia mu w oczy odebrałam słonecznik z jego rąk i lekko się uśmiechnęłam podając mu smycz pieska.
- czemu dajesz mi Janka? - zapytał zmieszany dotrzymując mi kroku.
- Jestem zajęta niesieniem słonecznika więc możesz go prowadzić, poza tym strasznie cię polubił. - uśmiechnęłam się spoglądając na szczęśliwą puchatą kuleczkę.
- Też polubiłem tą chodzącą chmurkę. Jest fajny. - prychnął.
- To co? Powiesz mi o co pokłóciłeś się z Gosią?
- Nakryłem ją na SMS-owaniu z ex, przeżyłbym to, ale najbardziej podejrzane było to, że usuwała wszystkie wiadomości. Jak zaczęliśmy się kłócić, powiedziała, że wie, że napewno piszę z fankami, że wysyłają mi nagie zdjęcia. Jak poszedłem wkurwiony się wykąpać zalogowała się na mojego instagrama i unfollownęła wszystkie osoby jakie obserwowałem, które miały długie włosy i cycki. Zostawiła ze czterdzieści osób, sami faceci i artyści, a do tego zablokowała możliwość wysyłania do mnie wiadomości prywatnych. Zachowała się jak dziecko. Mój fanbase pomyśli teraz, że mam się za chuj wie kogo. - powiedział ospale, a na jego twarzy wymalowane było wkurwienie.
- I co zrobiłeś? - zapytałam odpalając papierosa.
- Ubrałem się i pierdolnąłem drzwiami, po kilku godzinach prób dodzwonienia się do ciebie postanowiłem po prostu przyjść, sprawdzić czy wszystko w porządku.
- To miłe, że się martwiłeś. Dziękuję, dawno nikt się o mnie nie troszczył. - uśmiechnęłam się smutno.
Mateusz zarzucił rękę na moje ramiona i przytulił mnie do swojego boku.
- chodź, pokażę ci coś. - szarpnął mnie za rękę prowadząc w nieznanym mi kierunku.
Po kilku minutach marszu i moich pojękiwaniach, które miały na celu wyciągnięcie z niego informacji na temat jego planu, dotarliśmy pod jakiś budynek który wyglądał jak pustostan, lub magazyn w budowie.
- co my tu robimy? To teren prywatny Mati, nie wolno tu wchodzić. - krzyknęłam szeptem kiedy ciągnął mnie za sobą przez dziurę w płocie.
- Ciiii, od kiedy boisz się robić nielegalne rzeczy? - zaśmiał się.
- Nie lubię uczucia jakie towarzyszy przy przyłapaniu, czuję się wtedy jak 5 letnie dziecko, które nakryli na jedzeniu słodyczy o trzeciej nad ranem. - jęknęłam wchodząc po omacku po schodach. Mateusz wciąż prowadził mnie za rękę, doświetlając sobie drogę telefonem.
- Cicho mała, zaufaj mi.
Kilka pięter później znaleźliśmy się na dachu betonowego gmachu. Ściany na szczycie były pokryte różnorakim graffiti, a widok idealnie uwzględniał skytower i opustoszałe ulice. Było pięknie. Westchnęłam patrząc w gwiazdy i pełnię księżyca. Lekki wiatr potargał mi włosy, ale uśmiechałam się jak wariatka.
- wiesz czemu jesteś wyjątkowa? Niesamowicie cieszą cię banalne rzeczy, dostrzegasz jakieś nadnaturalne piękno w rzeczach tak oczywistych, że przypominasz przy tym małe dziecko. - powiedział przyglądając mi się z boku
- małe dzieci patrzą na ludzi łaskawym okiem tylko dlatego, że nie znają jeszcze perspektywy, dla dziecka uczucia ludzi i jego własne są warte tyle samo.
Mateusz zbliżył się do mnie i w milczeniu wpatrywał się w moje oczy. Powietrze zgęstniało, a jego twarz z każdą sekundą znajdowała się bliżej mojej. Kiedy już dzieliły nas centymetry obok pojawiły się błyski latarki razem z wykrzykiwanymi słowami: „kto tu jest? Stójcie chuligani!!!"
O cholera.
Mateusz, widzę że, przynosisz same kłopoty...
CZYTASZ
Prawie północ - GUZIOR
Fanfic„zabijamy samych siebie, by nie ranić innych" Opowieść o guziorze, którego twórczość od 2014 roku zostawiła po sobie właśnie takie wyobrażenie jego postaci