Hocki

484 27 13
                                    

Nowy porządek, stary bałagan. Jak się domyślacie w moim życiu niewiele się zmieniło przez kolejny tydzień. Mateusz nie odpisywał na smsy, choć nie wysłałam ich wielu. Pewnie wpadł w cug i zajada się psychotropami, ale nie mam prawa być zła, to jego ucieczka, ja też mam swoją – amfetamina. Tak bardzo się złościłam, kiedy Mati mówił, że mam z tym problem, tak bardzo starałam się wmawiać mu, że jest inaczej, że to kontroluje, ale nie kontroluję. Wszyscy próbują szukać winy, zwalać na rodzinę, znajomych, miłość, ale winnych nie ma. Nie ma i nie będzie, to my sami jesteśmy sobie winni, sami chcemy być nałogowcami, chcemy tkwić w obłędzie. W nałóg wpisana jest całkowita samotność. Bycie nietrzeźwą, zaciera wszystkie barwy życia, doprowadza do powolnej agonii i stanu obrzydzenia do siebie. Mam nadzieję, że kiedyś pokocham zdrowego człowieka, kogoś kto nie będzie widział we mnie schizo, narkomanki, lekomanki, artystki czy dziwadła. Teraz kocham swoją ciszę, w samotności, pragnę samotności. Z wiekiem nauczyłam się, że wcale nie potrzebuję towarzystwa. Kiedyś wchodząc do pomieszczenia pełnego ludzi zastanawiałam się czy mnie lubią, dziś zastanawiam się czy to ja ich lubię. I choć jest tyle osób, którym na mnie zależy, ja uciekam im na samotne wyspy. Zaistniałam w wielu osobach, ale odchodziłam, kiedy orientowałam się, że dalej mogę tylko niszczyć. Gdyby każdy był podobny do mnie, Wrocław wyglądałby jak szpital samotnych wariatów. Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. I lubię te moje nocne rozmowy z księżycem, on opowiada mi o słońcu, ja opowiadam mu o Tobie. Muszę wszystko uporządkować. Muszę się zdecydować, czego chcę się trzymać. Muszę wiedzieć, co twa, a co przeminęło. I czasami ustalić, czego nigdy nie było. I muszę sobie pewne rzeczy odpuścić. Może powinnam odpuścić też Mateusza? To zupełnie bez sensu, za każdym razem jak się człowiek zakocha, musi walczyć o przetrwanie, jakby mu jakaś pieprzona ość stanęła w gardle, a przecież miłość nie jest karpiem. Czasem tak bywa, raz sypały się prochy, raz życie. Muszę brnąć przez to dalej, udając, że wszystko jest dobrze. Choć na pytanie o to „co u mnie" mam ochotę odpowiedzieć „wszystko okej, tylko jestem widmem."

Był właśnie czwartkowy poranek, a ja kończyłam pakowanie. O 18 przyjeżdżają po nas busy. Ja, Andżelika i trzynaście koleżanek kretynek. Zapowiada się wspaniały weekend. Miałam dwie walizki, w jednej były moje rzeczy, a w drugiej tona kretyńskich gadżetów na wieczór panieński. Umówiłyśmy się na parkingu sklepu Obi na Bielanach, bo tam zazwyczaj jest bardzo mały ruch. Zawiozłam zwierzaki na weekend do rodziców, żeby nie musieć prosić nikogo o pomoc. Wkładałam właśnie do walizki moją sukienkę i kosmetyki kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Na zablokowanym ekranie zobaczyłam, że nadawcą jest Mati.

„Co tam mała? Gotowa na Warszawkę?"

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i ucieszyłam, że w końcu się odezwał. Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią. W międzyczasie posypałam na talerz kreskę i wciągnęłam ją na lewą dziurę.

„Jak już mówiłam, nie mogę się doczekać 😂"

Poszłam zapalić papierosa i przygotować się przed wyjazdem. Wykąpałam się, pomalowałam, wyprostowałam włosy i ubrałam w dres adidasa. Ten wyjazd zaczął mnie stresować, aż rozbolał mnie brzuch. Wzięłam torebkę, walizki, słuchawki i udałam się na Bielany. Na miejscu jako organizatorka byłam pierwsza. Zaszłam więc po kawę do Costy i wpakowałam swoje rzeczy do czekających na przyjazd reszty pasażerek busów. 20 minut po osiemnastej byłyśmy już wszystkie w komplecie. Mogłyśmy ruszyć w trasę. Wsadziłam w uszy słuchawki i puściłam muzykę klasyczną, żeby odizolować się od płytkich rozmów moich towarzyszek. Całą drogę do Warszawy trwałam w stanie hibernacji. Wiadomo, nie mogłam spać, ale nie chciałam otwierać oczu, bo mogłyby próbować zachęcić mnie do konwersacji, a ja naprawdę mam to gdzieś. Podniosłam głowę dopiero kiedy kierowca zatrzymał się pod hotelem Intercontinental Warsaw. Wyjęłyśmy z dziewczynami swoje walizki i udałyśmy się do recepcji. Moje towarzyszki podzieliły się pokojami, a ja na całe szczęście nie musiałam swojego z nikim dzielić. Porozchodziłyśmy się i zmęczone ustaliłyśmy, że widzimy się dopiero na śniadaniu w hotelowej restauracji o 10 rano. Weszłam do mojego pokoju i szeroko się uśmiechnęłam. Był zlokalizowany na 15 piętrze z przeszkloną ścianą z widokiem na centrum Warszawy. Lubiłam to miasto, jak byłam młodsza mieszkaliśmy tu z rodzicami dwa lata, ale na szczęście wróciliśmy do Wrocławia. To tam jest moje miejsce na ziemi. Rozpakowałam się i wzięłam prysznic, kiedy leżałam już wygodnie w łóżku dostałam sms'a

Prawie północ - GUZIOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz