XII

4 2 0
                                    

Terry wraz z resztą współpracowników oddał chłopca w ręce dziadków, do momentu przyjazdu rodzicielki. O godzinie dwunastej razem z Lee oraz Inkiem spotkał się w biurze. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza. Mogło się zdawać, że wszyscy popadli w zamyślenie. Po części tak było. Mike próbował ułożyć wszystko w całość, Lee przeglądał jeszcze raz ustalone szczegóły, a Willow nie czuł potrzeby zabrania głosu.

— Ano-chan są co najmniej dwie sztuki, tak? — Ink spytał retorycznie. Lee ciężko westchnął i spiorunował porucznika wzrokiem.

— Nie ma czegoś takiego, jak dwie czy pięć Ano-chan... — skomentował. Terry przyglądał się mężczyznom, którzy sprawiali wrażenie wilków, szykujących się do walki. Terrence postanowił wstać i stanąć między nimi dla bezpieczeństwa.

— Zobaczymy, co na to Nancy. Po pracy do niej jadę — odpowiedział blondyn i włożył ręce do kieszeni. Zmierzył wzrokiem dorosłego oraz seniora, którzy dalej wymieniali się wrogimi spojrzeniami. — A znamy kogoś, kto mógłby śledzić Ano-chan w tej jej aplikacji? Chodzi mi o te ogłoszenia i inne takie.

— Nikomu nie chce się przeglądać pierdyliard ogłoszeń — skrytykował Lee.

Po szesnastej Terry udał się do biura. Stamtąd wziął pilot od drzwi garażowych oraz nawigację. Wstukał w nią adres Nancy i udał się do garażu. GPS zamontował na rączce, nacisnął start i otworzył drzwi pilotem, który później położył na siedzenie obok. Wyjechał kawałek, by znów wysiąść i zamknąć za sobą główne wejście. Dwa razy sprawdził, czy aby na pewno wszystko jest zakluczone i dopiero wtedy wrócił do samochodu. Zapiął pasy i ruszył zgodnie z instrukcjami urządzenia. Dojazd zajął mu dwadzieścia minut. Wjechał na podjazd i uważnie przyjrzał się domowi Nancy. Od razu było widać, że pani detektyw nie jest wielbicielką kwiatów, bo oprócz trawy i kostki brukowej nie było widać kwiatów, krzaków czy innych roślin ozdobnych. Dom był cały pomalowany na biało, a w miejscach okien i drzwi widniały pasy z czarnej cegły, dopasowane do odcienia czerni dachówek.

Terrence wysiadł z samochodu, a po zamknięciu pojazdu lekko pociągnął za klamkę. Schował klucze do kieszeni i podszedł do czarnych, szklanych drzwi. Zapukał i cierpliwie poczekał. A cierpliwością musiał się wykazać, bo kobieta kazała mu czekać na siebie pięć minut. Kiedy Nancy otworzyła drzwi, pokazała dłonią, aby wszedł do środka. Terry stanął przy komodzie i zdjął buty. Już przy drzwiach czuł specyficzną woń preparatów, które są używane podczas zabiegów u dentysty; klarowny, biały wystrój domu oraz śnieżnobiałe meble czy urządzenia sprawiały wrażenie izolatki. Zapach budził w młodym detektywie ten sam stres i ten sam strach z dzieciństwa. Powoli zaczął się zachowywać niepewnie. Poszedł z Nancy do salonu, gdzie czekała już kawa wraz z ciastkami. Tuż obok kobieta, nieco młodsza od blondyna, bawiła się z dwuletnim chłopcem.

— Eld, weź młodego do swojego pokoju, proszę. — Terry nawet nie słyszał głosu Nancy. Skupiał się na kanapie, która zaczęła mu przypominać fotel stomatologa.

Dziewczyna wzięła dziecko i wyszła, a w tym samym czasie Nancy lekko potrząsnęła Terrym za ramiona.

— Czuję się jak u wyrwizęba — skomentował i usiadł. Po chwili poczuł, że Nancy siada obok.

— Ten zapach, co? Środki czystości. Moja córka i wnuczek nie będą nam przeszkadzać. No mów — zachęcała. Terry napił się kawy i zaczął opowiadać wszystko z najmniejszymi szczegółami. Przy każdym łyku czuł w ustach chemiczny zapach, mieszający się ze smakiem kawy. Kiedy przeszedł do teorii o dwóch pań od anonsów, Nancy ledwo powstrzymała śmiech. Po przedstawieniu swoich argumentów za potwierdzeniem teorii oraz jednego przeciw, nastała cisza. Przerwała ją Nancy, która przeprosiła młodzieńca i poszła za dźwiękiem dzwonka telefonu. Detektyw usłyszał, jak współpracowniczka zamyka za sobą drzwi i odbiera połączenie. Postanowił wykorzystać okazję i szybko przeszukał szuflady. Starał się działać dokładnie, ale też szybko, aby zdążyć przed przyjściem Nancy. W szufladzie pod telewizorem znalazł kilka pendrive'ów. Schował je do kieszeni i wrócił na kanapę. W nadziei, że kobieta nic nie zauważy, zaczął powoli sączyć kawę. Miał już powoli dość specyficznego smrodu, więc wstał i uchylił okno. W tym samym momencie przyszła Nancy. Wrócił na miejsce i wymienili podejrzewające spojrzenia. Długo siedzieli w ciszy, ale w końcu mężczyzna odłożył kubek z kawą, spojrzał na godzinę i wstał.

— Muszę już iść. — Poszedł w stronę wyjścia, a Nancy go odprowadziła. Wsiadł do samochodu i odjechał.

Siedząc już przy komputerze w swoim domu wziął czarny, metalowy nośnik i włożył go do odpowiedniego portu, a następnie otworzył przypadkowy folder...

Ano-chan APPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz