VIII.

1K 119 23
                                    

-Przestań. To rozpraszające. -Rzucił w końcu z irytacją, zerkając w bok. Tak jak się spodziewał, stał tam, wlepiając w niego swoje przeszywające spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Prawdopodobnie wyglądałoby to jeszcze bardziej komicznie gdyby nie gruby szal, zasłaniający pół twarzy. Todoroki nie był w stanie dostrzec ani jego nosa, ani tym bardziej ust. Mimo iż jesień jeszcze nie dobiegła końca na zewnątrz zrobiło się zimno. Drzewa już od dawna gubiły swoje barwne liście, powoli zapowiadając nadejście białego puchu. 

Odłożył ostrożnie kupione pędzle do torby, po czym pokręcił głową z rezygnacją, nie otrzymawszy odpowiedzi. Nie czekał. Ruszył przed siebie, dobrze wiedząc, że i tak blondyn podąży za nim niczym polujące zwierzę. 

Można powiedzieć, że od tamtej chwili między nim i Bakugou wszystko się ustabilizowało. Blondyn przestał tyle przeklinać, a nawet stał się pilniejszy na zajęciach. Jak gdyby to, że Todoroki w końcu uległ i powiedział mu to, czego chciał, pozytywnie wpłynęło na ich znajomość. Gdyby nie stare przyzwyczajenia śmiało mógłby rzucić tezą, że jest jakimś rodzajem rozwścieczonego niedźwiedzia i po prostu zimą zapada w hibernację. Zerknął orientacyjnie na listę, z zadowoleniem nie zauważając już żadnej pozycji do odhaczenia.

-Wracamy. -Rzucił, ale nie tak, aby zabrzmiało to jak rozkaz. Inaczej natychmiastowo spotkałby się z odmową. Wraz z czasem zaczynał  przywykać do sposobu egzystowania Bakugou i dzięki temu mógł wyjść z inicjatywą, aby uniknąć niepożądanych rodzajów jego zachowań. Do tej pory skutkowało to całkiem nieźle. Schylił się i zapiął kurtkę, gdy poczuł pierwszy powiew zimnego powietrza. Lubił zimę i szczerze powiedziawszy potrafił bez ryzyka zachorowania wyjść na mróz w podkoszulku. Od zawsze posiadał tę zdolność, a w grubych warstwach ubrań czuł się jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Niestety ludzie zbyt wiele gadali. Niejednokrotnie spotkał się z domowym nakazem poprawnego ubioru. Spojrzał leniwie w bok, starając się ocenić jak wiele warstw ma na sobie blondyn. Szedł mozolnie i wyglądał na czterokrotnie bardziej masywnego niż był w rzeczywistości. Rzadko kiedy można było zobaczyć go w tak zabawnej sytuacji, więc nie mógł się powstrzymać aby czasami nie zerknąć. 

-Nie za ciepło ci? -Rzucił z ukrytym gdzieś głęboko sarkazmem, nie do końca świadomie łamiąc swoje postanowienie o "nieagresji". 

-Nienawidzę zimy. -Wypluł to krótkie zdanie spod szalika, jakby mówił o wyjątkowo paskudnej chorobie, a następnie pociągnął nosem, kopiąc w jakiś przypadkowo napotkany śmietnik. Mieli szczęście, że był przymocowany, bo inaczej cała jego zawartość natychmiastowo znalazłaby się na chodniku. Jakaś starsza kobieta wymieniła się z blondynem wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniem. Trwało to na tyle długo, że w pewnym momencie Todoroki miał już podejść i złapać chłopaka za ramię, ale wtedy ten też ruszył przed siebie, prychnąwszy cicho pod nosem. 

-Jak dziecko. -Westchnął do siebie na tyle cicho, aby się nie przyczepił.

-Słyszę cię, Mieszańcu. -Odparł burkliwie, choć nie zrobił niczego więcej. Todoroki zerknął na niego badawczo, jak zwykle próbując upewnić się, czego powinien się spodziewać. 

-Przeziębiłeś się? -Zapytał w końcu, doznając nagłego olśnienia. Oczywiście, słyszał jak kicha i pociąga nosem, ale nie zwracał na to większej uwagi. Nie przejmował się nim na tyle aby dobrowolnie pchać nos w kłopoty. 

-Nie twój zapchlony interes. 

-Czyli tak. -Stwierdził, w środku gratulując sobie tego małego zwycięstwa. Po prostu pytał, jeśli miał na to ochotę. A rzadko miał.

Kaligrafia // Bakugou x TodorokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz