IV.

1.1K 129 14
                                    

Wtedy Todoroki nie mógł jeszcze wiedzieć, że ciepła, czarna bluza nie ukryła wszystkiego. Przyłapywał blondyna na coraz częstszych spojrzeniach. Podejrzliwych, ale nie wrogich. Nie miał pojęcia dlaczego tak to wygląda, ale ze względu na bacznie obserwującego ojca, nie zatrzymywał się przy nim na dłużej niż było to konieczne. Może nawet nie chciał wiedzieć. Lepiej było trzymać nos w swoich sprawach, bez udziału osób trzecich tak długo jak to możliwe. 

-Dobrze wam dziś poszło. W takim tempie pracy jestem pewien, że każdy bez problemu zaliczy główny egzamin. -Pokusił się o pochwałę, korzystając z chwilowej nieobecności ojca. To były jedyne momenty kiedy pozwalał sobie na pochlebstwa w stronę uczniów. Były one niezbędne. Z własnego doświadczenia wiedział jak wiele motywacji do pracy może to wnieść, jednak w tej jak i w wielu innych kwestiach miał odmienną opinię. Dlatego nie robił tego często. 

-Widzimy się w kolejny piątek. To wszystko na dziś. -Oświadczył, na koniec kłaniając się prawie do podłogi. Dopiero gdy pierwsze osoby zaczęły wstawać z poduszek on także wyprostował się, starając nabrać głębszego tchu mimo krępującego pasa i nie zerkając za siebie ruszył w stronę schodów. W dwóch krokach pokonał kilka stopni, po czym przemknął do pomieszczenia najczęściej zwanego przez pracowników przebieralnią i szybko zaczął majstrować przy pasie, aby następnie rzucić go niedbale na oparcie krzesła. Pozbawiony ograniczeń nabrał tak głębokiego wdechu, że prawie zakrztusił się powietrzem. Bez wątpienia, tym czego najbardziej nienawidził w swojej roli był przymus ubierania pasa. Wyciągnął górną część odzienia z szerokich spodni i w momencie w którym miał zsunąć materiał z ramion zerknął w lustro i zamarł niczym spetryfikowany. Bakugou stał oparty o framugę, napastliwym spojrzeniem przejeżdżając po częściowo odkrytym torsie. Najwyraźniej zauważył odkrycie swojej obecności w pokoju, ale w żaden sposób nie zareagował, kontynuując szukanie śladów. Nie pomylił się. Blednące już, fioletowe siniaki były najbardziej widoczne w okolicy żeber. Tak długo, jak Todoroki mu na to pozwolił. 

-Co ty tu robisz? -Spytał nieco ostrzej niżeli by chciał. Nie zamierzał zdradzać żadnych oznak zaskoczenia i irytacji mimo iż wewnętrznie go rozsadzało. W tej chwili marzył tylko o tym aby złapać za stojący w rogu pogrzebacz do kominka i wbić go Bakugou prosto w głowę. Oplótł się szczelnie materiałem po czym szybko ruszył w kierunku niewzruszonego blondyna, aby wypchnąć go z pokoju. Ani drgnął. 

-Skąd te siniaki? -Zapytał i zamiast przejąć się unikaniem dłoni Todorokiego sam sięgnął po wcześniej mocno ściśnięty materiał i zaczął go rozsuwać. Zanim zdołał się zorientować było już za późno. Odsłonięte ramię, ślady na nim, a także kilka niższych, przy obojczykach były z bliska nie do przeoczenia. Katsuki zmrużył powieki gdy został brutalnie odepchnięty, niemalże wpadając na drzwi.

-Jesteś jakąś ofiarą czy coś? Niby w szkole zawsze udajesz mocnego, a to jest to, co się dzieje naprawdę? Kto cię tak urządza? Neito z 1-B? A może Shigaraki ze swoją bandą? -Blondyn parsknął, wyszczerzając się w szerokim, chamskim uśmiechu. To był pierwszy raz gdy czuł tak wielką przewagę nad Todorokim. Nie mógł się powstrzymać aby jej nie wykorzystać, mimo iż jego twarz z sekundy na sekundę przybierała coraz chłodniejszy wyraz, a usta zacisnęły się w cienką kreskę.  Tylko przez chwilę tknęło go przeczucie, że nie powinien tego robić. Jedna, mała iskierka w jego stalowych oczach doprowadziła do tego zawahania.

-Nacieszyłeś się? Więc spadaj do domu. Nie chcę cię tu widzieć. Nigdy więcej. -W przeciwieństwie do poprzedniej wypowiedzi, w tą nie włożył żadnej złości. Tylko chłodna obojętność. Przybrał dokładnie tą samą twarz, którą uraczał ludzi zanim zdobył jakichkolwiek znajomych, do których swoją drogą zaliczał się także Midoriya. Jednak cała złość tak po prostu przeszła na dalszy plan, ustępując miejsca systemowi obronnemu, który opracował jego umysł. 

Perfekcyjny chłód.

Gdyby miał nazwać sposób w jaki się zachowuje w trudnych sytuacjach, te dwa słowa idealnie by go opisywały. Wyminął blondyna, nie odmawiając sobie potrącenia go ramieniem. Zasłużył na o wiele gorsze rzeczy. Przecież specjalnie unikał z nim kontaktów, aby nie zaczął pchać się butami tam gdzie nie powinien. Mógł przewidzieć, że tak to się skończy. Im bardziej próbujesz odseparować swoje życie od Bakugou, tym bardziej próbuje je podeptać swoimi brudnymi butami. 

-Todo, co się...

-Nie teraz. -Przerwał siostrze, wymijając ją w ostatniej chwili przed zderzeniem. Tym razem dokładnie zamknął za sobą drzwi pokoju, podszedł do szuflady i wyciągnął najbardziej zakryte i zwyczajne ubrania jakie posiadał. Tym samym też pobił swój osobisty rekord w przebieraniu się. Schodząc z powrotem na dół nie patrzył na to, czy chłopak dalej stoi tak jak go zostawił. Wcisnął w uszy czarne słuchawki, podkręcając muzykę i wziął głęboki, uspokajający oddech. Na niewiele się to zdało. Wiedział, że w tym momencie powinien być w gabinecie ojca i że potem będzie tego żałował, ale nie potrafił się opanować. Dłonie zbyt mocno mu drżały aby tego nie zauważył. Endeavor nie był idiotą. Decyzja o rozładowaniu stresu po przez bieganie wydawała mu się w tym momencie najbardziej racjonalną. Robił tak tylko wtedy gdy było to absolutnie konieczne. Zarzucił kaptur na głowę i rzucił się pędem w stronę mniej uczęszczanych uliczek, próbując o niczym nie myśleć. Ilekroć w jego głowie pojawiał się obraz czerwonych oczu miał ochotę niszczyć wszystko na swojej drodze. Wsłuchał się w słowa piosenki, tracąc poczucie czasu. Pomimo początkowej zadyszki, ciało szybko przyswoiło tempo, pozbywając się adrenaliny we krwi. Zaczęło się ściemniać od nadmiaru burzowych chmur, minęło już parę godzin. Upewniło go w tym spojrzenie na wyświetlacz prawie rozładowanego telefonu. Ostatnie 10% biło do niego złowrogo jakby chciało oznajmić "przesadziłeś". Uśmiechnął się w duchu, rozbawiony tymi myślami i pokręcił głową, stabilizując oddech. Pierwsze krople deszczu spadły na szybkę, zmuszając go do rozejrzenia się po okolicy. Kojarzył jeszcze gdzie był, co nie zmieniało faktu, że przebył naprawdę długą drogę. Powrót do domu w czasie pozwalającym uniknąć zmoknięcia wydawał się nierealny, a mimo to zamierzał spróbować. Stanął przy pasach, czekając aż sygnalizacja zmieni kolor, pozwalając na przejście. Znał krótszą drogę, jednak musiał sobie ją przypomnieć. Usilnie starał się znaleźć w pamięci nazwę ulicy, którą powinien teraz iść. Jak na złość bezskutecznie. Wyjął telefon, przetarł ekran pragnąc uniknąć zmoczenia elektronicznego sprzętu i spróbował z nawigacją. Przy ostatnich 7% baterii. 

-No dalej. -Wyrzucił z siebie w nagłym przypływie frustracji. Ikonka ładowania kręciła się w jednym miejscu od dobrych dziesięciu minut. W taki też sposób z 7% nie pozostało kompletnie nic. Zamrugał zdezorientowany gdy telefon sam z siebie zgasł, zapominając wcześniej o niedogodności w postaci szybkiego spadku zasilania przy używaniu internetu.

-To tak nie działa, Tooodoroki-kun. -Zamrugał i natychmiast przerzucił całą swoją uwagę za siebie, odskakując w odwrotnym kierunku. Ułamek sekundy dzielił go od dostania się w ramiona, które właśnie pochwyciły powietrze. Mimo iż odsunął się na bezpieczną odległość, pozostał całkowicie czujny, niczym zwierze gotowe skoczyć w każdej chwili.

-Dabi. -Syknął głosem w którym nie było krzty życzliwości. Jedynie jadowity niesmak. 

Zaczęło lać. Płacz nieba skutecznie zasłonił pole widzenia, a jeszcze niedawno ruchliwa ulica opustoszała. Nikt przecież nie chciał zmoknąć. Ludzie nie byli przygotowani na deszcz. Na placu została tylko ich dwójka. 

Kaligrafia // Bakugou x TodorokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz