XI.

1K 117 13
                                    

Jeszcze godzinę po rozejściu z Todorokim nie mógł się pozbierać. Kopał każdy napotkany śmietnik jakby wadził mu samym istnieniem, a śmieci wysypywały się wprost na ulicę. 

Można powiedzieć, że Katsuki Bakugou był naprawdę w szoku. Całe życie postrzegał Todorokiego jako głupiego mieszańca z nadmiarem kasy, ułożoną rodzinką i w ogóle taki idealizm że aż idzie zwymiotować. Dlatego podług swojej szarości zaczął go irytować, jak nikt wcześniej. To zwracanie na siebie uwagi dzięki statusowi i układom ojczulka wpieniały go za każdym razem, gdy ktoś chociaż wspomniał ich nazwisko. Jednak w życiu nie pomyślałby że rodzina, która z zewnątrz wygląda jak najwyższa arystokracja, w środku jest całkowicie inna. Ojciec, który znęca się nad innymi członkami rodziny, wprowadza dyktaturę. Matka zwyrolka, psychiczna kobieta która uderzyła własne dziecko. Wybrał się tego dnia do szpitala tylko po dodatkowe usztywnienie na ranę, ewentualnie jakieś maści. Można snuć domysły jak bardzo był zaskoczony gdy w pierwszej kolejności zobaczył Todorokiego, a zaraz potem akt przemocy jakiego w życiu by się nie spodziewał. Po raz pierwszy szczegółowe wyobrażenie stworzone w jego umyśle prysło jak bańka mydlana. Nie miał pojęcia co robić. Dalej wmawiać sobie słodkie kłamstwo i udawać, że niczego nie widział, czy wycisnąć z niego prawdę. Podświadomie wybrał to drugie. Tylko nie sądził, że tak łatwo mu wszystko wyśpiewa. To doszczętnie zburzyło wykreowany obraz. Właśnie dlatego się wpienił. Nie lubił gdy coś okazywało się kompletnie inne niż sądził na początku bo wychodził na... błazna. Samo to słowo nie chciało mu przejść nawet przez myśl. Prychnął pod nosem i kopnął kolejny śmietnik, tym razem strasząc za sobą kota, który cały najeżony wpierw dziko na niego zamiauczał po czym zwinnie wspiął się po siatce i biegiem uciekł w nieznanym kierunku. 

-Ja pierdolę. -Wyszeptał cicho pod nosem, uderzając się niedelikatnie w policzki. Zapiekły tępym bólem, ale to nic. Dzięki temu mógł opanować fantazję, która znowu poniosła o krok za daleko. Co go do cholery podkusiło, żeby wtedy tak po prostu, z własnej woli go pocałować? Nie był ani typem współczującym ludziom, ani pocieszającym ludzi, a jednak w tamtej chwili ta potrzeba pojawiła się tak dziko i gwałtownie, że nie potrafił postawić granicy instynktowi. Właściwie to pierwszy raz tak intensywnie analizował własne zachowanie. Nigdy wcześniej nie zauważył u siebie podobnych skłonności. Robił to na co miał ochotę, a ewentualne konsekwencje załatwiało się dopiero kiedy zaszła taka potrzeba. 

-Aaaaaaaaaaaaa! Jakie to posrane! -Krzyknął, uderzając głową w ścianę, która to akurat napatoczyła mu się po drodze. Pomyślał, a raczej zadecydował to zrobić, zanim pomyślał o tym, że uderzenie w mur załatwi sprawę i przestanie gdybać nad pierdołami. 

-O mój boże, co za diabeł. Uderzył głową w ścianę, widziałaś? -Odwrócił się w stronę dwóch dyskutujących staruszek z wielkim "haaaaa?!" na twarzy. Te niemalże natychmiastowo odwróciły się w inną stronę i odeszły szybko, wyczuwając niebezpieczeństwo. Jeszcze przez jakiś czas słyszał ich zaniepokojone głosy, jednak nie zareagował na żaden z nich. Wcisnął dłonie do kieszeni, skupiając się na bólu czaszki i uniósł kąciki ust ku górze. Tak, to pulsowanie zdecydowanie pomogło mu skupić się znowu tylko i wyłącznie na sobie. Na chwilę uwolnił głowę od problematyki własnych myśli i emocji, zmierzając powoli, bardzo powoli w stronę domu. 
-Kat-su-ki. Odbiór, kretynie!
-Zamknij się i przestań drzeć ryja! -Ryknął, autentycznie przerażony. Nie spodziewał się tego. W ogóle jej nie zauważył i w tym największy problem, bo naraził się na dziki atak z zaskoczenia. Zwłaszcza że nie zdążył jeszcze dojść do domu. Kobieta musiała być na zakupach. Rzadko wychodziła, pomijając obowiązki, chyba że w tym właśnie celu. Zaraz upewnił się zerknięciem w dół. Oczywiście miała pełne ręce reklamówek. Z jednej nawet wystawał pokaźny por. Wymruczał coś niezrozumiale pod nosem i z miną wyrażającą pokrętną irytację złapał część pakunków, ruszając przygarbiony dalej. To nie był przypływ życzliwości. Po prostu wiedział, że zaraz sama go tym obarczy i nie będzie miał nic do powiedzenia. Wolał udawać, że to była jego inicjatywa. Mieć kontrolę nad sytuacją.
-Co słychać u Todo-kuna?
-Todo-kuna? -W pierwszej chwili całkowicie nie zrozumiał. Gdy jednak doszło do niego o kim siostra mówi aż przeszły mu zimne dreszcze po plecach, jakby właśnie wlazł w coś wyjątkowo obrzydliwego. -Ja pierdolę. -Skwitował, krzywiąc się.
-Skąd ci się to wzięło, idiotko? -Zapytał niemalże sykiem, zarzucając na głowę kaptur bluzy. Tylko po to aby nie czuć się tak niekomfortowo z palącą twarzą. Wstyd. Nie wiedział skąd, nie wiedział jak, ale to określenie wpłynęło na niego tak, jakby siostra powiedziała coś niesamowicie zawstydzającego.  
-No bo jest słodziutki. Dlatego ładnie mi to brzmi. -Dziewczyna się zaśmiała, sprawiając, że Bakugou jeszcze bardziej utonął w swoim kapturze. Wyobraził sobie coś kompletnie nieadekwatnego do sytuacji i jego zarumieniona twarz gdy się całowali sama wlazła mu do głowy. Wraz z pamiętnym uczuciem, którego na chwilę się pozbył. Teraz wróciło z podwójną siłą, skacząc po nim jak po trampolinie.
-Podoba ci się, ty mały zgrywusie.
-Morda. -Nie zaprzeczał, bo nawet nie pomyślał żeby zaprzeczać. W końcu najefektowniejszą formą obrony był atak. W jego przypadku słowny. Westchnął w najbardziej męczeński i cierpiętniczy sposób, w jaki potrafił i wcisnął dłonie z powrotem do kieszeni, wyłączając się przed jej ujadaniem. Znał już formułę siostry na pamięć. Kiedy rozkręcała jadaczkę w danym temacie, nikt nie potrafił jej przerwać. A jeżeli ktoś spróbował, kończył z limo pod okiem. Gdyby całkowicie uważnie słuchał co ma mu do powiedzenia to prawdopodobnie psychicznie by nie wytrzymał. Pociągnęłaby go za język, prędzej czy później. 

Wolał później. 

Nie odezwał się ani słowem aż do momentu, w którym mógł szybko czmychnąć na górę, zostawiając zakupy na podłodze w przedpokoju. Już dawno nikt nie widział go pokonującego schody w dwóch dużych krokach. Byleby uciec, zatrzasnąć drzwi do pokoju tak mocno, że niemal wypadły z zawiasów, owinąć się w kołdrę i spróbować wyrzucić cały dzień z myśli. A przynajmniej chciałby żeby właśnie tak to wyglądało. 

-Kurwa. -Przeklął cicho, wplatając palce w blond włosy i chodząc w kółko po niedużym pokoju. Starał się w ten sposób rozładować napięcie, ale niekoniecznie mu wychodziło. Irytował go każdy najmniejszy dźwięk i rzecz, która akurat była nieopodal, pod ręką. W ostatecznym rozrachunku wypuścił powietrze z płuc i spróbował tej tandetnej metody z telewizji, polegającej na wdechach i wydechach. Wydawało mu się to śmieszne, ale chwytał się niczym tonący brzytwy. Po kilkunastu próbach ponownie zaklął pod nosem, uznając, że już nigdy w życiu nie zaufa niczemu co usłyszy w mediach. Usiadł na łóżku, ukrywając czerwoną twarz w dłoniach i spróbował opanować swoje ciało, nie mające nawet minimalnej ochoty na wysłuchanie cichych, mentalnych próśb. Ostatecznie poderwał się jak oparzony, chwycił wczorajszy ręcznik z krzesła i równie mocno jak zatrzasnął za sobą drzwi pokoju, zrobił to z tymi łazienkowymi. 

Wejście pod strumień lodowatej wody uchodziło jako jedyna słuszna rzecz, jaką mógł zrobić aby pozbyć się... podniecenia. Cholernie nie chciał przyznać tego sam przed sobą, ale jakkolwiek by nie próbował znaleźć innej nazwy dla swojego stanu, tak nie mógł nic wymyślić. Niestety nie był typem, który łatwo znajduje zamienniki. Miał określone, proste słownictwo i był prymitywny aż do bólu. Dlatego czy tego chciał, czy też nie, musiał przyznać sam przed sobą, że jeden głupi, świadomy i obustronny pocałunek obudził w nim coś, czego niekoniecznie by sobie życzył. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, zwłaszcza tamten osioł, to chyba spłonąłby żywcem. Nieważne czy zmienił swoją opinię o Todorokim, czy też nie, jeszcze wczoraj byli największymi wrogami i nie mogło być to normalne, że tak łatwo ulega jednej, wspólnej chwili. 

Syknął wraz z pierwszymi kroplami zimnej wody i zacisnął dłonie w pięści przy kafelkach. Zamknął oczy, odliczając w myślach do trzech. Nigdy nie szło mu dobrze uspokajanie się. Gdy ostatnio próbował to zrobić za pomocą tej metody, doliczył tylko do czwórki i sprał jakiegoś kolesia tak dotkliwie, że złamał mu nogę i żebro. 

Zimna woda pozornie pomagała. Pozornie, albowiem czuł się lepiej, ale to nadal nie było na tyle efektowne aby całkowicie minąć. Nieważne jak długo tam stał, odmaczając sobie palce i dostając gęsiej skórki. Musiał posunąć się do ostateczności. Zamknął oczy, wytykając sobie wewnętrznie tchórzostwo. Przecież nie robił tego po raz pierwszy i z pewnością nie po raz ostatni. Nie widział niczego złego w masturbacji, jednak świadomość, że robił to, wspominając dzisiejszą sytuację, będzie go prześladować za każdym razem gdy spojrzy na mieszańca. 

Wziął ostatni głębszy wdech i już bez żadnych obiekcji sięgnął w dół. Robienie z siebie cnotki, która nie potrafi czegoś przyjąć jak mężczyzna, byłoby ostatnią rzeczą do jakiej by się przyznał. Wolał sczeznąć niż chodzić fizycznie niewyładowany. 

Kaligrafia // Bakugou x TodorokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz