X.

1K 115 11
                                    

Jeżeli rozdział ma sporo błędów to będę wdzięczna jeśli przymkniecie na to oko. Pisałam większość na telefonie i muszę przyznać, że nie jest to miły zabieg.

O tym że rozgniewał matkę dowiedział się dopiero w momencie, w którym jej zimna dłoń spotkała się z jego policzkiem. Nie żeby się tego nie spodziewał. Gdyby nie podniosła ręki, nie byłaby sobą. Beznamiętnie obserwował jak na drżących nogach opada na swój wózek. Dał jej chwilę, aby uspokoiła rozszalały oddech. Już dawno przywykł. Słowa były zbędne, skoro i tak nigdy nie działały w sposób jaki by sobie tego życzył. Otarł piekący policzek wierzchem dłoni i odsunął się nieco, gdy kobieta łypnęła na niego wrogim spojrzeniem.
-Jesteś taki sam jak on! Nie wyrażasz niczego! -Tego też się spodziewał. Porównywanie go do ojca było na porządku dziennym. Choć wewnętrznie stało się to dla niego największą obelgą, próbował zachować zimną krew. Przynajmniej do momentu w którym zostanie sam i będzie mógł odetchnąć. Bo co miał niby zrobić aby usatysfakcjonować matkę? Rozpłakać się na środku szpitalnego parku? Nie wyobrażał sobie tego scenariusza. Nie potrafiłby zrobić czegoś takiego specjalnie po to, aby ją zadowolić. Zresztą niczego by to nie zmieniło. Skoro nie potrafiła pokochać go takiego, jakim był... 

-Też się cieszę, że cię widzę. -Przełknął gulę w gardle, mając nadzieję, że jego głos nie zadrżał przy mówieniu. Było mu do tego blisko. Jakkolwiek by nie wyglądał, też miał uczucia. Przymknął powieki i policzył do pięciu, po czym zbliżył się, aby wręczyć jej na drżące dłonie pakunek. Tym razem go nie uderzyła. Właściwie to nie zareagowała. Jakby cała bojowa aura ją opuściła, tak samo jak zainteresowanie synem. Szybkim ruchem szczupłych palców odwiązała wstążkę, aby dobrać się do zawartości, którą były ręcznie robione ciasteczka. 

-Zrobiliśmy dla ciebie z okazji urodzin. -Rzekł najnormalniej w świecie, opierając się plecami o drzewo najbliżej matki. Tak jakby nic nie zaszło. W ten sposób mógł jedynie odrobinę sobie pomóc. Nie spał zbyt wiele, a samo to spotkanie kosztowało go więcej energii niż niejedna ciężka praca. Zarówno psychicznej, jak i fizycznej. 

Nigdy nie czuł się źle ze swoją blizną po oparzeniu. Nie zwracał na nią uwagi bardziej niż to było potrzebne, dopóki w pobliżu nie znajdowała się matka. Gdy ją widział, sprawa nabierała znaczenia. Nie dość, że ukrywał znamię za dłuższą połową włosów, to bardzo namacalnie czuł ślad i irytował go swoim pulsowaniem. Zupełnie jakby rana była świeża, dopiero co zagojona. 

-Będę już szedł. Do zobaczenia. -Ograniczał wszelkie spotkania z nią do minimum. Tak jak teraz, mimo iż był prawdopodobnie jedyną osobą, która ją jeszcze odwiedzała. Nie posądziłby o to ojca. Siostrę też nie. Dziewczyna, mimo iż nie miała żadnej podstawy, podświadomie nie czuła się godna, aby odwiedzić kobietę. A wszystko przez jeden głupi ślad, który zostawiła tamtej nocy na twarzy Todorokiego. Czuła się winna, że jej wtedy nie powstrzymała. Już w dzieciństwie matka zaczynała wykazywać tendencję do zaburzeń psychicznych, a incydent z Shoto stał się tego największym dowodem. Ojciec o mało wtedy jej nie zabił za oszpecenie twarzy dziedzica. Dlatego wszystko skończyło się w ten sposób. Kobieta mieszkała tutaj od lat, odwiedzana jedynie przez osobę, której najbardziej widzieć nie chciała. 

-Przepraszam, Shoto. -Usłyszał za sobą, gdy był już praktycznie u metalowej bramki, kierującej go kolejno na dziedziniec. Zatrzymał dłoń na pręcie, nie odwracając się jednak w jej kierunku.

-W porządku mamo. -Rzucił w końcu, biorąc głębszy wdech dla odwagi. Zabrzmiało to naturalnie. Dokładnie tak, jak potrzebował. -Do zobaczenia. -Dodał jeszcze, nim ruszył przed siebie, zostawiając kobietę tam, gdzie była, z pudełkiem w ręku. Nim zdobędzie się na odwagę i po raz kolejny tu przyjdzie z pewnością minie sporo czasu. Był o tym przekonany, a jednak myśl ta nie wydawała się taka zła, jak sądził na początku. Przesunął dłonią po bliźnie, obrysowując jej kształt. Mógł powiedzieć gdzie się znajduje. Wyczuwał pod palcami różnice w strukturze i gładkości naskórka. Po za tym miał pustkę w głowie. Nawet nie wiedział, że ktoś mu się przygląda dopóki spojrzenie nie przeszło w natarczywe, wręcz wściekłe. Wtedy zerknął na siebie. Sam nie wiedział czego się spodziewał. Podirytowanej pielęgniarki, czy matki próbującej dogonić go w nieznanym mu celu. Ale z pewnością nie blondyna. Doznał samoistnego szoku. Stał na samym środku chodnika, palce zaciskając na obandażowanej dłoni, a wzrokiem wiercąc mu dziurę w brzuchu.
-Jak wiele widziałeś? -Zapytał w końcu, dziwnie przekonany o tym, że widział wszystko. Włącznie z uderzeniem. Zresztą miał czerwony ślad na twarzy. Tego nie dało się przeoczyć. Ze szpitala błonie ogrodowe były idealnie widoczne.
-Chyba wszystko. -Przyznał, zaskakując go swoim spokojnym tonem. Po ostatniej awanturze w zasadzie o nic i wielu nieobecnościach spodziewał się czegoś innego. Być może kolejnej fali krzyku.
-Możemy pogadać? -Zapytał w końcu cicho, niestety nie mogąc zostawić tego bez słowa. Na dodatek i tak chciał z nim wymienić kilka zdań więc z drugiej strony dobrze, że dostał ku temu okazję. Nie przemyślał swojej decyzji do końca, jednak gdzieś wewnętrznie miał nadzieję, że skoro pierwsze sekundy ich spotkania przebiegły bez "ty mieszańcu!" Na dzień dobry, to mogli spokojnie dobrnąć do samego końca. Chyba.
-Chodź. -Bakugou wyminął go, łapiąc jedynie zranioną dłonią za nadgarstek i ciągnąc przed siebie. Zupełnie jakby uraz nie miał miejsca. Co do sposobu poruszania się, przywykł. Ile to już razy zdarzało się, że został wyciągnięty niemalże siłą? Powoli tracił oddech, próbując nadgonić za idącym w pośpiechu blondynem. Obserwował jego plecy, zastanawiając się jak wielkie upokorzenie przeżyje przez wpadkę z matką. Dopiero teraz dostrzegł różnicę w wyglądzie. Katsuki nie miał na sobie swojego standardowego ubioru "chuligana", a jedynie białą koszulę. W wolnej dłoni ciągnął za sobą czarną marynarkę. Todoroki był pewien, że nigdy go takiego nie widział. Nawet na zakończeniu szkoły.
-Dokąd? -Pokusił się zapytać, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Jedynie mocniejszy zacisk na nadgarstku, jakby bał się że wraz z tym spróbuje dać mogę. Nie zamierzał. Jemu prawdopodobnie bardziej zależało na wyjaśnieniu albo chociażby złagodzeniu sprawy. Gdyby szkoła się dowiedziała... wolał nawet nie myśleć jakie życie czekało by go w domu. Najgorzej, że nie tylko jego. Siostrę, matkę. Wszyscy by się dowiedzieli, że ich wspaniała rodzina jednak odrobinę odstaje od kanonu. Zwrócił uwagę na drzwi, które zaskrzypiały zaraz po tym jak Bakugou silnie je pchnął aby wejść do środka. Potem na panujący w środku gwar. Nie wiedział gdzie został wyprowadzony, ale posiadał pewność, że to jedno z tych miejsc do których nie zapuściłby się samotnie ani razu.
-Oj, Bakugou! Przeprowadziłeś sobie panienkę?!
-Morda tam zanim się do ciebie przejdę! -Shoto prawie podskoczył gdy wrażliwe uszy zostały poszkodowane niespodziewanym krzykiem. Zaraz potem uścisk zelżał, a oni znaleźli się przy najbardziej zasłoniętym stoliku w całej knajpie. Jeszcze chwilę temu siedziała tu jakaś para, ale Bakugou wygonił ich jednym, konkretnym spojrzeniem.
-Nawijaj. -Padł rozkaz, a chłopak zajął miejsce w najgłośniejszy możliwy sposób. Siłą rzeczy zaraz poszedł w jego ślady. Nie wiedział od czego zacząć więc splatał palce pod stołem, szukając odpowiedniego początku. One zawsze były najtrudniejsze.
-Kim była ta kobieta? -Zerknął na niego z wymalowanym zaskoczeniem. Nie spodziewał się inicjatywy, ani tym bardziej chłodnej ciekawości. To był... bardzo spokojny zalążek rozmowy.
-Moją matką. -Przyznał, powstrzymując odruch zgryzienia dolnej wargi. Zawsze tak robił kiedy się denerwował. -Pewnie jesteś zaskoczony, co? Idealna rodzina Todorokich od lat trzyma kobietę pod kluczem w szpitalu. -Zaśmiał się krótko, bez przekonania. Nie potrafił dłużej skupić na nim wzroku. Sama sprawa nie wydawała się aż tak zła, ale kiedy o tym mówił nie umiał się kontrolować.
-Dlaczego cię uderzyła? -Postawa blondyna wydawała mu się pocieszająca. Nigdy nie interesowało go to, co ma do powiedzenia. Tylko krzyk i kpiny.
-Bo mnie nienawidzi. Ze względu na swój stan psychiczny i to, jak bardzo przypominam jej ojca. To przez nią noszę tę bliznę. -Lekko, wręcz przelotnie musnął palcami ślad na twarzy i oparł łokcie o mały stolik. -Odwiedzam ją raz, może dwa, na kilka tygodni i zanoszę coś z domu. -Wzruszył ramionami jakby to nie miało na niego większego wpływu, choć bardzo chciałby teraz wiedzieć co działo się w głowie Bakugou. Przez brak reakcji nie miał pojęcia jak się zachować.
-Dlaczego nic nie mówisz? -Odważył się zadać ciążące mu pytanie, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie głębokie westchnięcie. Jakby dla blondyna sytuacja była o wiele cięższa niż dla niego. Odważył się podnieść wzrok, przez co skrzyżował z nim spojrzenie. Nie spodziewał się, że ujrzy na jego twarzy przygnębienie. Zupełnie jakby mu współczuł, co chyba nie było możliwe... Katsuki pochylił się nad stolikiem i korzystając z tego, że nie był aktualnie rozgarnięty ani w swoich myślach, ani uczuciach, uniósł  blady podbródek stanowczym uściskiem ku górze. Dopiero wtedy Todoroki zamrugał i odzyskał rozum.
-Przestań niepotrzbnie bujać w obłokach albo cię zabiję. -Z tymi słowami jego wargi zostały agresywnie zaatakowane, a mokry język natarczywe wślizgnął się do środka, nie napotykając żadnego siłowego oporu.
Nie wiedząc czemu Todoroki odpowiedział na to, prawie przewracając solniczkę na stole gdy rzucał się w jego kierunku.

Kaligrafia // Bakugou x TodorokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz