XV

733 51 35
                                    


*Jughead'sPOV*

Minęło pół godziny, siedzieliśmy niecierpliwie w poczekalni. Pan Andrews zadzwonił po rodziców Betty i już są w drodze. Lekarze nadal nie podali nam konkretnych informacji, ciagle mówili tylko, żeby czekać. Modliłem się, by Betts z tego wyszła i była cała i zdrowa. Chciałem coś zrobić, jakoś jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. W mojej głowie cały czas odtwarzał się ten wypadek... ale czy aby na pewno to był wypadek? Przecież B stała na poboczu, blisko drogi, ale jednak na poboczu, a ten samochód jechał tak szybko...

Z zamysłu wyrwał mnie widok biegnących i zmartwionych państwa Coopers. Od razu do nich podszedłem i powiedziałem wszystko, co do tej pory mówili lekarze, a pani Coopers przytuliła mnie mocno. Hal poszedł jeszcze poszukać doktora, by zapytać, czy nie ma jakiś nowych informacji, a my usiedliśmy i czekaliśmy. V spytała czy ktoś chce coś do jedzenia lub picia, bo pójdzie do szpitalnego sklepiku, a ja w tym momencie przypomniałem sobie, że przecież mamy dużo jedzenia, które nakupiła Betty. Powiedziałem im o tym, a Arch dodał, że jednak to Betty miała rację.

- Ona zawsze ma rację - dodałem i wszyscy lekko się teraz uśmiechaliśmy. Co prawda tylko na chwilę, ale atmosfera się poprawiła.

Minęło trochę czasu, teraz cała trójka; pan Andrews i państwo Cooperwie, poszli się dopytywać lekarzy o stan B,
zostaliśmy sami w poczekalni.
Cisza. Cisza. Wieczna cisza. Nie wytrzymałem.

- To moja wina - powiedziałem w końcu coś, co cały czas chodziło mi po głowie.

- Co?! - wykrzyknęli Veronica i Archie.

- Dlaczego tak mówisz? - zapytała V.

- Bo tak jest, to ja się wkurzałem o niewiadomo co i odszedłem od was, a Betts poszła za mną, gdyby nie moje idiotyczne humorki, to ten wypadek w ogóle nie miałby miejsca.

- Nie, Jug, nie możesz tak mówić, to nie jest twoja wina - rzekł Arch.

- To nie jest twoja wina Jughead, tak jak powiedziałeś to był wypadek, spowodowany przez kierowcę, który się nawet nie zatrzymał.

- A może to nie był wypadek? - ponownie ujrzałem na ich twarzach wielkie wyrazy zdziwienia i usłyszałem masę pytań, wypowiadając kolejną myśl, która mnie przerażała. - Ja tam byłem i to naprawdę nie wyglądało na wypadek, owszem B stała przy drodze, ale nie aż tak blisko, była na poboczu, to na pewno, a to auto jechało jakby specjalnie wprost na nią.

Trała cisza, wszyscy ponownie wróciliśmy do tego strasznego wydarzenia naszymi myślami.

- Jug, nie sądzisz, że to może twój umysł po prostu coś zmienił, wszystko działo się tak szybko, byłeś w szoku, może dalej jesteś... - zaczęła V.

- Byłem w szoku, ale pamietam co się stało - przerwałem jej poważnym tonem.

- Spokojnie, na razie najważniejsza jest Bets, może dowiemy się czegoś więcej, kiedy się obudzi, ale teraz musimy być z nią.

- Masz rację.

Wrócili rodzice Betty i Archiego, mówili nam, żebyśmy wrócili do domu, ale my nie zamierzaliśmy się stąd ruszać. Pan Andrews przyniósł przekąski, które kupiła nam Betty, jak zawsze pomyślała o wszystkim.
W końcu, gdy wszyscy zasypiali albo próbowali się czymś zająć, ubrałem słuchawki, by choć na chwilę oderwać się od tej nieznośnej ciszy i braku Betty.

Po kilku godzinach czekania lekarze powiedzieli, że operacja się udała, lecz Betty jest nieprzytomna i nie wiadomo, kiedy się obudzi.

Nie mogłem tak dłużej siedzieć, dlatego poszedłem się przejść, szedłem bez celu, aż zobaczyłem kaplicę. Wszedłem do niej i uklęknąłem. Zacząłem się modlić, jednocześnie przeklinając siebie, za to, że pozwoliłem, by to się stało.

Po kilkunastu minutach poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu, odwróciłem się w nadziei, że zobaczę Betty, co było głupie, bo przecież jest w śpiączce. Podniosłem oczy, z których cały czas wypływały łzy i ujrzałem mojego najlepszego przyjaciela.

- Tylko mi nie mów, że dalej się obwiniasz.

Siedziałem cicho, a Arch uznał to za potwierdzenie.

- Stary, to nie jest twoja wina, słyszysz? - przytrzymał mocno moje ramię, zmuszając, bym na niego popatrzył. - To wina tego kierowcy, ty zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy, by jej pomóc. I zrobiłeś to - mówił dalej patrząc mi prosto w oczy. - Gdyby nie ty, mogłoby być o wiele gorzej. Gdyby nie ty, Betty mogłaby tego nie przeżyć.

Gdy wyobraziłem sobie umierającą B, w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Archie zauważył to i przytulił mnie.

- Ja... j-a - zacząłem się trząść i jąkać. Emocje z dzisiejszego dnia przejęły nade mną kontrolę. - Nie wiem, co bym wtedy zrobił. Nie poradzę sobie bez niej. Ona jest dla mnie wszystkim. Dzięki niej tyle przerwałem - postanowiłem powiedzieć mu w końcu prawdę. - Arch - mówiłem przez łzy - ja ją kocham.

- Tak, Jug ja też ją kocham - powiedział, ale zrozumiałem, że nie miał na myśli tego samego, co ja.

- Nie, Archie, ja ją kocham, ale nie jak przyjaciółkę, tylko jak kogoś więcej... - wyznałem.

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, lecz po chwili zapytał:

- Dlaczego nic nie mówiłeś?

- Bo nie chciałem zepsuć naszej przyjaźni.

- Jug, nie zepsułbyś mówiąc mi, natomiast nie dzieląc się tym już prędzej. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, pamiętasz? Zawsze mówiliśmy sobie wszystko, nieważne czy chodziło o nasze rodziny, szkołę, dziewczyny czy cokolwiek innego.

- Tak, pamietam. Ale przyjaźnimy się też z Betty, a w najlepszych przyjaciołach się nie zakochuje. I gdybym powiedział tobie, musiałbym też powiedzieć jej, bo od razu zauważyłaby, że coś ukrywamy i byłaby na nas zła.

- Nie jestem zły, jest mi po prostu przykro, że mi nie powiedziałeś. Ale to uczucie to nie jest twoja wina, Jughead, nie kontrolujemy w kim się zakochujemy. Zresztą skąd wiesz, może B czuje to samo?

- Nie żartuj tak sobie.

- Mówię poważnie.

- Dobra, czekaj, serio nie jesteś zły?

- Nie.

- I między nami okay?

- Tak, ale pod warunkiem, że zrobisz jedną rzecz - uśmiechnął się jak jakiś złoczyńca z filmu, który uknuł właśnie jakiś niecny plan zagłady świata.

- Co? - zmarszczyłem brwi.

- Kiedy Betty się obudzi masz jej powiedzieć co czujesz - już chciałem coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi dojść do słowa. - I nie ma żadnego ale.

- Dobra, spróbuję - powiedziałem, gdy zobaczyłem jak czeka na potwierdzenie.

Zostaliśmy jeszcze w kaplicy, by wspólnie pomodlić się za Betty, po chwili dołączyła do nas V i reszta rodziny i przyjaciół mówiąc, że nie mogli nas znaleźć i się martwili.

Boże, błagam Cię, niech Betty się obudzi. Nie umiem bez niej żyć. Nie potrafię bez niej wytrzymać pięciu głupich minut, a co dopiero dnia czy kilku. Nie mogę sobie wyobrazić bez niej życia. Jest dla mnie wszystkim, jeśli jej nie ma, nie mam po co żyć.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 06, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Just Friends?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz