Rozdział 5

1.1K 92 3
                                    

Następnego poranka poszedłem na śniadanie i po raz pierwszy spotkałem Cassie od tego dziwnego wydarzenia.Jak tylko przechodziłem obok niej, pomachała mi i się uśmiechnęła, ale ją zignorowałem. Jej uśmiech od razu zniknął. Nie miałem teraz ochoty w ogóle z nią rozmawiać. Nie miałem ochoty z kim kolwiek rozmawiać. Dziewczyna podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.

-Hej Michael, coś się stało? - zapytała dziewczyna i znowu się uśmiechnęła.

-Zostaw mnie w spokoju, okey? - powiedziałem i poszedłem po śniadanie i usiadłem w stoliku gdzie nikt nie siedział.

Cassie miała łzy w oczach, ale mnie to nie ruszało. Komplętnie nie rozumiem co jej się dzieje. Zachowuje się jakby ktoś ją opentał. Dziewczyna usiadła przy stoliku i ciągle jedząc, rzucała mi wściekłe spojrzenia. Ja tylko się do niej tylko uśmiechałem.W końcu nie wytrzymała. Wstała, podeszła do mojego stolika i uderzyła mnie prosto w twarz.

-O co ci chodzi?! Czemu jesteś takim idiotą! - krzyczała, a potem zepchnęła moje śniadanie ze stolu i rzuciła się na mnie, spychając z mojego krzesła.

Leżeliśmy na ziemi, a ona biła mnie bardzo mocno jak na dziewczynę. Jej ręcę, zacisnięte w pięści biły mnie po całej twarzy, klatce piersiowej. Wszystko znowu zaczynało mnie boleć, ale dziewczyna nawet nie chciała przestać.

-Nienawidzę Cię! - krzyknęła, ale pochwili pocałowała mnie w usta. Ja kompletnie zdziwiony nie widziałam co zrobić. W końcu przestała, wstała ze mnie i ruszyła ku wyjściu. Wstałem z podłogi i od razu pielęgniarka podeszła do mnnie.

-Nic ci nie jest? - zapytała.

-Dzięki że zaaregowałaś jak się na mnie rzuciła - prychnąłem i wyszedłem z sali.

Ruszyłem do swojego pokoju i obok drzwi do niego zobaczyłem Cassie, która siedziała na podłodzę i płakała. Usiadłem obok niej. Cassie się do mnie uśmiechnęła. Tak, zdecydowanie nie rozumiem dziewczyn.

-Wiesz mój kolega chce Cię poznać. Powiedział że musi poznać chłopaka, który tyle razy zranił jego najlepszą przyjaciółkę. - uśmiechnęła się, ale ja nie widziałem powodu do uśmiechu. Co jeśli ten jej przyjaciel jest groźny, tak jak ona. - No chodż, Michael -złapała mnie za rękę i poprowadziła mnie do schowka na miotły, poczym mnie do niego wepchnęła. -Michael, to właśnie jest Brad - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.  Wskazała ręką na... miotłę. Nigdy nie przyzwyczaję się do jej choroby. Ona pewnie tu widziała jakieś genialnego chłopaka, a ja widziałem tylko miotłę.

-Hej Brad, miło mi Cię poznać  - powiedziałem nie pewnie i udałem że ściskam jego dłoń w geście przywitania. Jak dziwnie jest mówić do miotły.

-Och widzisz Brad! Nie musiałeś się martwić, Michael, jest bardzo fajny - powiedziała do swojego ,,przyjaciela''.

-Tak, jestem okey - powiedziałem, chowając ręcę do kieszeni mojego kombizonu.

-Brad się pyta ile masz lat - powiedziała Cassie - Wiesz, dobrze że zapytałeś Brad, bo ja też nie wiem.

-Mam 19 lat, a Ty Cassie? - zapytałem.  Jezu co chora sytuacja.

-Genialnie! - krzykneła dziewczyna - Brad i ja też mamy tyle samo lat! Możemy robić teraz wszystko razem! - tak, mi się ta perspektywa nie podobała. W ogóle nie mam ochoty spędzać czasu z ludźmi, a zwłaszcza z Cassie i jej zmyślonym kolegą  - Będziemy niczym Harry, Ron i Hermiona!

~

Zapukałem cicho do drzwi, a po chwili usłyszałem ciche ,,proszę'' i wszedłem do środka.Doktor Bell siedział za swoim biurkiem i pisał coś w zeszycie. Usiadłem na białym fotelu, a dopiero wtedy doktor spojrzał na mnie. Uśmiechnął się do mnie.

-Witaj Michael, jak się dzisiaj czujesz? - zapytał mnie mężcyzna.

-Wie pan, bardzo dobrze. Po za tym że zostałem pobity dwa razy, widziałem coś czego nie powinieniem i byłem zmuszony do rozmawiania z miotłą - powiedziałem z wrednym uśmiechem na twarzy.

-Widzę że poznałeś Brada - zaśmiał się doktor.

-Och widzę że jest popularny. - zaśmiałem się.

-Cassie to jest dziwna osoba. I nie chodzi tu o jej chorobę. Chodzi o coś więcej.

Asylum ~ M.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz