III. Self Control

558 56 19
                                    

— Wyłącz to gówno! — obudziły mnie wrzaski mojego współlokatora.

Po chwili dostałem w głowę jedną z poduszek. Szybko sięgnąłem po swój telefon i przycisnąłem go do siebie, by Stefan nie mógł się do niego dobrać. Celowo podgłośniłem budzik, co spotkało się z szybką odpowiedzią i w moim kierunku poleciały kolejne poduszki. Kiedy Krafti wystrzelał się ze wszystkich, rzucił się na mnie osobiście. Długo opierałem się jego siłowym rozwiązaniom jak i licznym łaskotkom, którymi próbował wyprowadzić mnie z równowagi.

W końcu nie wytrzymałem i wstałem, wyciągając rękę z telefonem wysoko do góry. Oczywiście Stefan nie miał szans do niego dosięgnąć, przez co zrobił się jeszcze bardziej agresywny. Nie pomógł również fakt, że zacząłem wesoło fałszować refren.

— Przestań wreszcie! — nalegał, próbując złapać telefon.

— Przestanę, kiedy powiesz mi, jak skończył się wczorajszy odcinek.

Stefan przestał się rzucać, jakby wreszcie pojął powód mojego złośliwego zachowania.

— No przyznaję się, zasnąłem. Przepraszam. Ale proszę cię, wyłącz już to.

Uśmiechnąłem się do siebie. Usłyszałem to, co chciałem usłyszeć. Obniżyłem rękę do wysokości dostępnej dla Stefana, a ten niemal od razu wyrwał mi z niej telefon. Szybko wyłączył muzykę i odetchnął z ulgą. Opadł bezwładnie na łóżko, odkładając komórkę na szafkę nocną.

— Nie wiedziałem, że możesz aż tak mścić się za takie błahe rzeczy. — Spojrzał na mnie przez ramię, dokładnie oceniając.

— To nie są błahe rzeczy. — Usiadłem obok niego. — Nie oglądałem tego serialu tylko dlatego, że mieliśmy zrobić to razem. A ty mi taki numer odstawiasz. Uważaj, bo następnym razem obudzi cię cała dyskografia Taylor Swift.

— Nie odważysz się — przeraził się.

— Chcesz się przekonać?

— O nie, nie. Już będę grzeczny, obiecuję.

Zaśmiałem się. Ta sytuacja wyszła na totalnie idiotyczną, ale przyniosła pożądane przeze mnie efekty. W odpowiedzi jednak obrażony Stefan popchnął mnie tak mocno, że przewróciłem się na łóżko. Mimo to nie byłem w stanie przestać się śmiać.

— Głupek — podsumował, ale widziałem, że i jemu udzieliła się wesoła atmosfera.

Wstał, zabrał kilka swoich rzeczy z szafy i zniknął w łazience. Ja w tym czasie uspokoiłem się i zabrałem za ścielenie łóżek.

Reszta poranka minęła nam nadzwyczaj szybko. Zarówno śniadanie jak i pierwszy trening na siłowni skończyły się tuż po tym jak zaczęły. Czas pędził, może też i przez to, że każdy z nas nie mógł się doczekać treningu na skoczni i samych w sobie skoków. Ja również nie potrafiłem opanować emocji. Na szczęście z pomocą przyszła mi pogoda i lodowate, fińskie powietrze. Kiedy brałem narty na bark, miałem wrażenie, że odmarznie mi ramię. A przecież był dopiero listopad!

Siedząc na belce startowej miałem wątpliwości, czy chcę dobrowolnie zmierzyć się z surowymi warunkami. W końcu zdecydowałem się puścić wzdłuż rozbiegu. Cóż, taką mam pracę. Jak się potem okazało ucieszyła mnie moja stabilna forma. To znaczy kilka swobodnych skoków, zakończonych zbliżonym, dobrym wynikiem za punktem konstrukcyjnym. O dziwo fenomenalnie skakało się Fettnerowi i mogłem jedynie zadawać sobie pytanie, czy i jutro będzie w stanie utrzymać taką formę. O ile w ogóle wstanie z łóżka.

Niesamowicie zmarznięci wróciliśmy do hotelu. Mimo posiadania rękawiczek musiałem chować dłonie głęboko do kieszeni, by nie zamarzły. Teraz już wiem dlaczego Stefan tak często wybierał to rozwiązanie. Ucieszyłem się, kiedy znaleźliśmy się w cieplutkiej recepcji. Dodatkowo atmosferę podgrzał fakt, że zastawiona była bagażami, nad którymi kręciła się dobrze nam znana reprezentacja Niemiec. Z jednymi przywitałem się bardziej wylewnie, z innymi trochę mniej, ale w zasadzie cieszyłem się, że przyjechali. Im więcej skoczków pojawiało się wokół mnie, tym bliżej był konkurs inauguracyjny. Bez zbędnych i sztucznych rozmów rozeszliśmy się po swoich pokojach, by móc przygotować się na wieczór.

You Are My Wings | A Kraftboeck StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz