XLIV. Ocean

213 35 21
                                    

Nawet nie miałem pojęcia, ile moich rzeczy Stefan nosił w swojej walizce. Uświadomiłem to sobie dość brutalnie, dopiero gdy się pakowałem. Okazało się, że brakuje ponad połowy moich ciuchów, ale za to mam multum rzeczy Krafta. Przez bite pół godziny główkowłem, jak to rozwiązać, aż w końcu skończyło się tak, że na wyjeździe do Polski musiałem poradzić sobie bez kilku ważnych elementów mojego bagażu. Zapamiętałem sobie, by następnym razem nie być tak niechlujny i spakować się do własnej walizki zamiast ciągle mieszać nasze rzeczy. Choć znając życie, pewnie i tak po kolejnym wspólnym konkursie wrócę właśnie z taką mieszanką w torbie.

Kiedy wchodziłem do przestronnego hotelu w Zakopanem, czułem się nieswojo. Otaczało mnie tylu ludzi, a jednak miałem wrażenie, że byłem kompletnie samo. Zupełnie jakby brak jednej, konkretnej osoby sprawił, że nagle wszystko się zmieniło. Nie dość, że sam nie wiedziałem, jak się zachować, to jeszcze wszyscy pytali mnie, co ze Stefanem. Oczywiście każdemu odpowiadałem to samo i już trochę nudziło mnie powtarzanie w kółko tej samej gadki. Jedyną osobą, która nie odezwała się do mnie ani słowem, był Gregor. On jedynie się przyglądał, ale finalnie nawet do mnie nie podszedł. Nie widziałem, co to oznaczało, ale nie mogłem spodziewać się niczego dobrego.

W końcu złapałem za kluczyk od pokoju i udałem się windą na drugie piętro. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem sam w pokoju. Zapomniałem jakie to było dziwne uczucie. Początkowo zasmuciłem się, że nie miałem obok siebie Stefana, ale gdy tylko wszedłem do środka, natychmiast przestałem tego żałować. W dwóch dużych krokach dopadłem do ogromnego, podwójnego łóżka i rzuciłem się na nie z rozkoszą. Chwilę leżałem tak przyklejony głową do poduszki. Nawet nie wiedziałem, że potrzebowałem takiej chwili spokoju.

— Hayboeck!

Usłyszałem wydzierącego się wniebogłosy Fettnera i żałowałem, że nie mogłem w obecnej pozycji przewrócić oczami. I tyle było z mojej chwili spokoju.

— Przychodzę do ciebie z dobrą nowiną! — Jego głos był coraz głośniejszy, dlatego wiedziałem, że zdążył już wejść do mojego pokoju. — Nie uwierzysz, co załatwiłem na ten wieczór.

Chwilę potem poczułem, jak rzuca się obok mnie na łóżko, kompletnie zaburzając moją oazę spokoju. Wiedziałem, że nie było sensu dłużej udawać nieżywego, dlatego chcąc nie chcąc w końcu obróciłem się na bok i podparłem głowę na dłoni. Naprawdę nie interesowało mnie, z jaką nowiną przyszedł do mnie Manuel, choć miałem już swoje typy. Obrzuciłem go wymownym spojrzeniem, żeby zaczął mówić, ale jego entuzjazm nagle zgasł, ustępując zdziwieniu.

— Macie łóżko małżeńskie? — zapytał, podskakując lekko na pościeli.

— Mam. — Poprawiłem go. — Przecież w ten weekend mieszkam sam.

— Co nie zmienia faktu, że pokój zarezerwowany był zdecydowanie wcześniej.

Spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a do mnie z każdą kolejną chwilą dochodziła prawdziwość jego stwierdzenia. Przecież powinniśmy dostać osobne łóżka — w końcu tak było zawsze, dopóki nie postanowiliśmy ich złączyć. To musiał być zwykły przypadek, błąd, który akurat w tym przypadku nie miał żadnego znaczenia. Może lepiej, że pojawił się teraz, kiedy spałem w tym łóżku sam, niż kiedy byłbym tu ze Stefanem. Wtedy Manuel nie dałby nam spokoju; choć przeczuwałem, że i teraz nie da mi spokoju. Lecz na całe szczęście chwilę później po prostu się roześmiał.

— Chciałbym zobaczyć, jak kłócicie się o to łóżko. To mogłoby być ciekawe.

— Jaka kłótnia? To raczej prosta odpowiedź. — Sam się zaśmiałem. — Stefan jest na tyle mały, że i w wannie by się wyspał. Nie to co ja.

You Are My Wings | A Kraftboeck StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz