XXXIII. Out Of Touch

435 52 23
                                    

Fantastycznie było tak dla odmiany znowu skakać. Ominął mnie tylko jeden dzień na skoczni, ale kiedy siadałem na belce w Bischofshofen miałem wrażenie, jakby od mojego ostatniego skoku minęła wieczność. Co prawda, ani seria próbna, ani kwalifikacje nie poszły mi przesadnie dobrze, w końcu skończyłem na szesnastym miejscu, to i tak nie miało większego znaczenia. Liczyło się to, że po nagłej chorobie, mogłem ponownie startować.

Nawet zadowolony z siebie brałem narty na bark. Tego samego nie mogłem jednak powiedzieć o Stefanie, który był nad wyraz spokojny. Ogólnie mało mówił, często odpływał myślami i w zasadzie to unikał ludzi. Jego skoki były pozbawione fantazji, do której zdążył już wszystkich przyzwyczaić, prezentowały się poprawnie, ale mało widowiskowo. Martwiłem się o niego, ale wiedziałem, że prędzej czy później Kraft wróci do siebie. 

Dałem mu czas. Wiedziałem, że jeszcze dzisiaj wszystkiego sobie nie poukłada, nie po tak intensywnym poranku, ale byłem pewien, że chociaż spróbuje. Podobnie też byłem pewien, że w razie problemów, poprosi mnie o pomoc. Dałem mu jasno do zrozumienia, że to nasza wspólna sprawa i cokolwiek by się nie działo, zawszę będę przy nim. Dlatego sądziłem, że tego popołudnia Stefan chociaż podejmie próbę jakiejś rozmowy, ale pomyliłem się. Nie odezwał się do mnie ani słowem, pomijając podstawowe informacje niezbędne do naszego wspólnego funkcjonowania. 

Nawet kiedy późnym wieczorem leżeliśmy razem w naszym wspólnym, załączonym łóżku, coś mi nie pasowało. Stefan skulił się po swojej stronie łóżka i obejmując rękami nogi, próbował zasnąć. Widziałem, że pomimo wcale nie tak niskiej temperatury na zewnątrz, było mu zimno. Zdradzała go gęsia skórka na ramieniu. Dziwiło mnie tylko to, że wolał leżeć obok, zamiast po prostu przytulić się do mnie. Przecież w moich ramionach byłoby mu znacznie cieplej. Ba, nam obu byłoby cieplej. 

Leniwie wyciągnąłem dłoń i powiodłem palcem po jego ręce, by zwrócić na siebie uwagę. Bawiłem się, zaznaczając opuszkami palców ślady to na jego zimnej skórze, to na gładkim materiale jego czerwonej koszulki. Wiedziałem, że Stefan nie spał. Jego oddech jeszcze się nie wyrównał, wciąż się wiercił, a i przeszedł go lekki dreszcz, gdy tylko go dotknąłem. On jednak pomimo mojej wyraźnej zachęty, nie chciał się odwrócić.

— Stefan? — mruknąłem. 

Sądziłem, że to zmieni jego zdanie, ale Kraft wciąż leżał niewzruszony. Podniosłem się na ramieniu, by móc na niego spojrzeć. Miał delikatnie przymknięte oczy, ale na jego policzkach brakowało charakterystycznych rumieńców. Zwróciłem uwagę na lekko sine usta - to jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że było mu zimno. Dlatego nie mogłem odpuścić.

Przysunąłem się bliżej i opuściłem głowę w zagłębienie między jego uchem a ramieniem. To pozwoliło mi delikatnie musnąć jego szyję najpierw nosem, a potem ustami. Stefan lubił, kiedy to robiłem, dlatego sądziłem, że i teraz uda mi się go przekonać. Mógł udawać, że go to nie rusza, ale ja wiedziałem swoje i nie miałem zamiaru przestawać.

Osiągnąłem swój cel, bo Kraft zaczął się wiercić. Powoli podniosłem głowę, by umożliwić mu odwrócenie się w moją stronę. Chciałem zrobić mu miejsce, ale kiedy wyciągnąłem rękę, by go objąć, Stefan usiadł na łóżku. Zdziwiłem się, ale byłem jeszcze bardziej zdezorientowany, kiedy nagle wstał. Obserwowałem, jak chodził między naszymi walizkami, aż wreszcie wyciągnął z jednej z nich swoją bluzę. Nałożył ją na siebie i naciągnął kaptur pod samo czoło. I tak opatulony ponownie skulił się po swojej stronie łóżka.

Mogłem jedynie leżeć bezradnie i zastanawiać się dlaczego wybrał bluzę zamiast mnie. Coś ponownie było na rzeczy, ale to chyba nie był najlepszy moment na dociekanie prawdy. Chwilę jeszcze wpatrywałem się w jego plecy i w fragment kaptura, który szczelnie zasłonił wycałowany przeze mnie przed chwilą fragment jego szyi. Stefan kompletnie się odciął, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.

You Are My Wings | A Kraftboeck StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz