XXXV. I Like Me Better When I'm With You

710 52 12
                                    

Obudziłem się, czując przyjemny, lekki dotyk na mojej skórze. Powolne pocałunki składane wzdłuż mojego obojczyka aż po szyję, sprawiły, że nieznacznie się zatrząsłem. To na chwilę je zatrzymało, ale już chwilę potem, czułem kolejny z nich w okolicy mojego ucha. Takie przyjemne mizianie zmusiło mnie do mimowolnego uśmiechu. Stefan dobrze wiedział, w jaki sposób mnie obudzić, bym przez cały dzień miał jedynie dobry humor. Długo poddawałem się jego fantazji, dopóki nie zaczął być bardziej stanowczy. Wtedy wiedziałem już, że leżąc bezczynnie do niczego się nie przydam.

Gwałtownie podniosłem się i przejąłem inicjatywę, przewracając Stefana na plecy. Nie protestował, ale wiedziałem, że właśnie o to mu chodziło. Więc zanim zdążyłem zobaczyć ten triumfalny uśmieszek na jego ustach, od razu wpiłem się w nie, namiętnie go całując. Krafti od razu pogłębił pocałunek i delikatnie przejechał dłońmi po moich policzkach, żeby chwilę później złączyć ja na moim karku. Nawet nie wiem, jak długo trwała ta wymiana czułości, bo z każdą kolejną sekundą czułem, że wciąż było mi go mało. 

Musiałem jednak przestać, bo Stefan, jak to miał w zwyczaju, zaczął się uśmiechać i nawet jeśli nie chciałem, to byłem zmuszony przerwać nasz pocałunek. Pozostałem jednak blisko niego lekko trącając swoim nosem o jego nos. Wtedy po raz pierwszy tego poranka spojrzałem w jego ciemne oczy. 

— Dzień dobry — mruknąłem, nie odrywając od nich wzroku.

— Bardzo dobry — szepnął i zaczął bawić się jednym z moich kosmyków.

— To chyba będziemy mogli stwierdzić dopiero po całym dniu — droczyłem się z nim.

— Ale zapowiada się dobrze.

Ponownie przyciągnął mnie do siebie i nie mogłem zaprzeczyć, że chwila stała się naprawdę obiecująca. Mogłem zaczynać tak każdy dzień — to był jeden z idealnych poranków. Kiedy Stefan błądził rękami po moich plecach, ja ponownie zabłądziłem pocałunkami wzdłuż jego szyi. Lekko odchylił głowę, dając mi do niej lepszy dostęp, zupełnie jakby prosił się o więcej. Nie mogłem pozwolić, aby czuł się niedopieszczony, dlatego jeszcze zachłannej znaczyłem jego delikatną skórę. 

Powoli zmierzałem ku jego ustom, bo to one zawsze najbardziej mnie fascynowały. Po drodze jednak musiałem dokładnie wycałować jego policzki i szczękę, aż w końcu dotarłem do upragnionego celu. Kiedy nasze usta ponownie się zetknęły, Stefan ponownie zmienił swoje nastawienie. Zamiast potulnie leżeć i tym razem pozwolić mi umilić mu poranek, podniósł się i nie przerywając pocałunku usiadł na łóżku. Nie wiedziałem, do czego zmierza, dlatego ostrożnie pozwalałem mu na takie ruchy, ale kiedy pod jego naporem musiałem podeprzeć się ręką, delikatnie odchyliłem głowę.

— Będziesz się ze mną siłował? — Uniosłem brew lekko zaskoczony jego zachowaniem.

— Co? Przeraża cię rywalizacja poza skocznią? 

Uśmiechnął się tajemniczo i już wiedziałem, że przegrałem. Krafta tego poranka trzymał wyjątkowo dobry humor i musiałem to jak najlepiej wykorzystać, nawet jeśli miało to oznaczać oddanie mu inicjatywy. Dlatego nie opierałem się, kiedy to on rozpoczął kolejny pocałunek.

— Lubię z tobą rywalizować — mruknąłem w bardzo krótkiej przerwie między pocałunkami, oczywiście nie mając na myśli słownikowej definicji tego słowa. — Nie mogę narzekać.

Stefan czekał tylko na taką odpowiedź  i zabrał się za pogłębianie naszej rywalizacji. I choć dla mnie taka potyczka mogła trwać wiecznie, to wyraźnie ktoś nie chciał, aby do takowej doszło. Stefan zawahał się nieznacznie, słysząc nieśmiałe pukanie do drzwi, co oczywiście od razu musiałem skomentować:

You Are My Wings | A Kraftboeck StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz