Pożegnanie na wieczność [Drużyna]

499 23 53
                                    

Piracki statek schodził pod wodę.

Wszystko wydarzyło się szybko: dziób "Czapli" zmiażdżył prawą burtę nieprzyjaciela. Gdy pękały deski podłoża, pękł również maszt, a z nim stępka. Cały szkielet łodzi szlak trafił. Ludzie na statku jeszcze rozpaczliwie próbowali pozbyć się wody z pokładu, chociaż już chyba z mniejszą werwą, jakby zdawali sobie sprawę, że ich los już jest przesądzony i że idą wprost w objęcia Hulge.

Załoga "Czapli" wydała okrzyk triumfu. Gdy minęło niebezpieczeństwo mogli pozwolić sobie na odrobinę rozluźnienia. Jako ostatni dołączył się do chóru głosów Hal, który zawsze podchodził ostrożnie do takich i innych spraw.

"Nigdy nie można być całkowicie pewnym zwycięstwa" - tak mówił głos w jego głowie. A teraz? Teraz, po pokonaniu nieprzyjaciela wrócą do domu.

Dom.

To słowo brzmiało dosyć irracjonalnie, po długiej podróży, którą przebyli. Obecnie znajdowali się dosyć niedaleko Hallasholm. Jakiś dzień drogi, czy nawet krócej. Ale odległość a czas... Tych miar nie można porównywać na tej samej zasadzie.

Hal popatrzył na swojego przyjaciela, który właśnie dołączył do swojego skirla na rufie. Stig posłał mu pełen radości uśmiech.

- To co? - zaczął, a uśmiech mu się rozszerzył, chyba bardziej niż to możliwe - Kurs na Hallasholm?
Hal kiwnął głową.

- Wydaj komendę. - powiedział wskazujący głową załogę.

Stig odwrócił się i zaczął iść w stronę dziobu, równocześnie wykrzykując rozkazy. Cała drużyna zaprzestała wiwatować i wróciła na swoje stanowiska. Zapewne ich również motywowała myśl o powrocie do domu.

Stig wychylił się za burtę, patrząc po twarzach piratów, chcąc ujrzeć kapitana i cieszyć się jego cierpieniem, jednak nie odnalazł go. Za to zobaczył łucznika, wcześniej schowanego za beczkami z prowiantem, naciągającego cięciwę.

-Lydia! - krzyknął do jedynej dziewczyny na pokładzie, ale, jak się okazało, niepotrzebnie, bo w tym samym momencie usłyszał świst, gdzieś zza swoich pleców. Jednak zanim strzała dosięgnęła łucznika, ten zdążył wypuścić bełt. 

Stig usłyszał za sobą krótki krzyk. Rozpoznał ten głos, a jego serce chwyciła lodowata pięść. Szybko odwrócił się i pobiegł na rufę. Jako pierwszy znalazł się przy Halcie. Jego przyjaciel leżał w kałuży krwi, sączącej się z rany postrzałowej na piersi, z której wystawało drzewce. Hal miał zamknięte oczy, ale żył.

Jeszcze.

Poczuł jak powieki pieką, gdy zobaczył jak twarz jego przyjaciela krzywi się w grymasie bólu nie do wyobrażenia. Po chwili po swojej lewej stronie zobaczył Edvina, który grzebał w swojej torbie z przyrządami zielarskimi i zaraz był gotowy do pracy. Stig niechętnie musiał odsunąć się, by dać młodemu medykowi miejsce.

Dopiero gdy wstał, zobaczył, że zebrali się wszyscy członkowie drużyny. Wszystkie twarze były blade z przerażenia.

Stig chciał... Sam nie wiedział, co chciał. Może krzyczeć, jęczeć... Nie ważne. I tak nic z tego nie przeszło mu przez gardło. Powinien wydać rozkaz powrotu na stanowiska, lecz i to mu się nie udało. Zrezygnował, myśląc że cała drużyna również martwi się o swojego skirla.

Odwrócił się z powrotem, gdy usłyszał jęk. Edvin próbował wyciągnąć strzałę z piersi Hala, a ten odzyskał przytomność i nieobecnym wzrokiem błądził dookoła. Spróbował sięgnąć ręką ku pochwie z mieczem. Na ten widok źrenice Stiga się rozszerzyły. Ten gest oznaczał tylko jedno.

Zwiadowcy/Drużyna one-shoty[Przyjmuje Zamówienia]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz