Lawina cz.2 [Drużyna]

171 12 30
                                    

Zanim zaczniemy:
Ostatnio taka dziwna myśl mi się zaplątała w głowie. Otóż myśląc o Halu, pomyślalam o Ravenclaw.
To taki typowy Ravenclaw.
A może zrobić jakiegoś one-shota o Czaplach w Hogwarcie?
Czy to może być już za dużo fandomów w jednym? Albo cokolwiek?

I ten moment kiedy piszesz "Halu", a klawiatura poprawia to na "Jaki".
Hal Jaki
O kurde.

***********

- Wchodzę pierwsza. - Lydia przerwała mu, a ten zatrzymał się w pół kroku. - Jakbyś ty szedł pierwszy, to spadając, oboje spadniemy. - wytłumaczyła i zaczęła się wspinać.

- Dzięki za wsparcie - Hal powiedział sam do siebie, obserwując każdy ruch Lydii. Sposób w jaki trzymała się wnęk, gdzie kładła nogi, gdzie trzymała swój ciężar ciała. Gdy dziewczyna była już w połowie drogi do światła, krzyknęła do chłopaka:

- Możesz zacząć już wchodzić. Chyba że się boisz, że to ja na ciebie spadnę.

Hal zignorował słowa zaczepki i ustawił dłonie we wnękach. Wziął ostatni głęboki oddech i podciągnął się, opierając nogi o kolejne skały. Po woli robił kolejne kroki naprzód, pamiętając o zasadzie, tak jak przy wspinaniu się na bocianie gniazdo czy po takielunku: zawsze trzymaj się trzema kończynami, podczas wspinaczki. Tak zwane, trzy z czterech.

Chociaż to Thorna nie dotyczy - Hal uśmiechnął się sam do siebie. - On ma tylko trzy kończyny. No może trzy i pół. 

Albo trzy i trzy czwarte...?

Gdy był już prawie w połowie, nogę, którą akurat przełożył stopień wyżej, złapał skurcz. Chłopak zacisnął zęby, i mimo że krzyk cisnął mu się na usta, nie wydobył z siebie dźwięku. 

- Hal? - Lydia, która już dotarła na górę i leżała na brzuchu w dziurze. - Wszystko w porządku?

- Średnio - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Skurcz - głośno wypuścił powietrze z ust, próbując pozbyć się bólu.

Zapadła chwila ciszy. Lydia nie wiedziała co powinna w takiej sytuacji powiedzieć. Skurcz minie. Boli jak diabli, ale minie.

- Jesteś bliżej ziemi niż góry, ale i tak jak spadniesz to będzie bardziej bolało niż jak wejdziesz - powiedziała Lydia z powagą wymalowaną na twarzy.

Hal odburknął coś pod nosem, porównując inteligencję Lydii do ślepego kozła, i nie zważając na zanikający już ból mięśnia, przełożył rękę na następną wnękę. Po kolejnych kilkunastu ruchach zdołał dotrzeć do Lydii, która pomogła mu pokonać ostatnie kroki i podciągnęła go do góry.

Chłopak upadł na pokrytą śiegiem ziemię i próbował uspokoić oddech. Noga nadal pulsowała bólem, jednak nie tak mocno jak wcześniej.

Lydia przykucnęła obok chłopaka i spytała po chwili:
- Odpocząłeś już? Wypadałoby już ruszyć. Zbliża się zmierzch.

Niestety spędzili więcej czasu w górach niż się spodziewali i słońce powoli chowało się za horyzontem. Oboje wiedzieli, że chodzenie po nieznanym terenie po ciemku nie jest najbezpieczniejszą opcją. Dzikie zwierzęta, nierówność powierzchni... Aż się prosi o kłopoty.

Chłopak tylko kiwnął głową i wstał bez słowa, stawiając ciężar na niebolącą nogę.

- Bardzo boli? - spytała Lydia, próbując ukryć zmartwiony ton głosu. Hal jednak usłyszał tą nutę troski i nie omieszkał odegrać się za poprzednie kpiny z jej strony.

- Już nie tak bardzo, - przerwał, dodając dramatyczną pauzę i powiedział z kpiącym uśmieszkiem - Mamo.

Usłyszawszy to, Lydia zarumieniła się i dała mocnego kuksańca chłopakowi, aż ten musiał się cofnąć pod siłą ciosu.

Zwiadowcy/Drużyna one-shoty[Przyjmuje Zamówienia]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz