-13-

165 9 0
                                    


SOBOTA

Zaczynam to pisanie, nie wiem jak mi wyjdzie. Dzisiaj wreszcie zebrałam się i poszłam na zakupy, bo mam juz trochę dość zamawiania pizzy co dwa dni i odgrzewania jej albo nieustannych wypadów do knajp. No i średnio mam pieniądze. Jeszcze nie wymyśliłam jak przetrwam ten czas, ale coś się wymyśli.

NIEDZIELA

Przyszedł mi mail od Lisbeth, wypłata dopiero na początku listopada. Doszłam do wniosku, że wystawię w internecie jakieś przeczytane książki czy inne bzdety, których nie potrzebuję. Zrobiłam już zdjęcia, muszę je jeszcze wycenić. W ogóle jestem zadowolona z kwoty jaką dostaniemy za pokazy. Chyba wszyscy oprócz mnie pracują regularnie i trochę dziwnie się z tym czuję, ale w sumie miałam po wakacjach wystarczająco na te niecałe dwa miesiące. Nie wiem czy po listopadzie też nie będę musiała się na coś załapać.

PONIEDZIAŁEK

Dzisiaj czytałam książkę i nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Z moim samopoczuciem lepiej, jak myślę o tym jaka byłam miesiąc temu aż nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Jest lepiej, dużo lepiej.

WTOREK

Rozmawiałam dzisiaj z Faye po treningu. Krótko, ale nie wiem co oprócz tego mogłabym napisać. Idzie nam nienajgorzej jak na tak zaawansowaną grupę. Coraz umiejętniej radzimy sobie z Samem. Do przyszłego piątku będzie idealne, wierzę w to.

ŚRODA

Jestem katastrofą. Jebaną katastrofą. Zapatrzyłam się gdzieś na dzisiejszym treningu i spadłam z przejścia. Nie wiem jakim cudem, ale wiem, że głowa mnie cholernie bolała. Nic innego się nie stało, ale i tak czuję się z tym okropnie. Mahdi chwilę ze mną posiedział, jestem mu za to bardzo wdzięczna. Lisbeth się przejęła. Widziałam jak chciała podejść, ale Mahdi ją uprzedził. Znowu robię z siebie przed nią łamagę.

CZWARTEK

Siedzę z tabletkami na ból głowy i miską zupy. Tak, zrobiłam zupę. Byłam dzisiaj na poczcie, bo ktoś kupił kilka książek. Teraz przynajmniej nie muszę się martwić o przeżycie, już mam na koncie więcej niż na początku tygodnia. To zawsze coś.

PIĄTEK

Zapiszę sobie tutaj, żeby nie zapomnieć. Dwa pierwsze treningi po pokazie są odwołane. Wtorek i środa. W sumie w piątek też jest wolne. Nie wydaje mi się, że mam jakieś plany, zdałam sobie sprawę, że moimi jedynymi planami są treningi. Kiedyś się to może zmieni, ale teraz wolę siedzieć sama. Kiedyś.

SOBOTA

Jednak mam plany, no znaczy miałam. Widziałam się dzisiaj z Faye. zadzwoniła, żeby pogadać m. in. o tym chłopaku z domówki, ale uznałyśmy, że lepiej się spotkać na żywo. Chodziłyśmy po mieście kilka godzin, kupiłyśmy po drodze napoje. Lubię ją, naprawdę. Dawno nie byłam z nikim tak blisko. Nie dzielę się nią z większością rzeczy, ale to i tak duży postęp w porównaniu z poprzednimi latami. Co do Richarda, widziała się z nim trzy razy od tamtej sobotniej nocy. Nie są oficjalnie razem, ale mówiła, że wszystko wskazuje na to, iż to się w najbliższym czasie zmieni. Nie chciałam jej mówić o moich, nieco stłumionych, uczuciach do Lisbeth. Może następnym razem.

NIEDZIELA

Posprzątałam dzisiaj w całym mieszkaniu. Cholera, jak ja dawno nie myłam okien ani lustra. Teraz wygląda tu trochę lepiej, nie ukrywam. Po pozbyciu się części rzeczy (byłam na poczcie je wysłać) jeszcze łatwiej było ułożyć resztę. Nie wiem co zrobić z dywanem w salonie. Nie lubię go.


Jakość tego rozdziału to porażka, zdaję sobie z tego sprawę. Następny wam to zrekompensuje, stawiam mój plakat z ragnaroka. (nie zrobiłam korekty!)

hold me closer, tiny dancerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz