Rozdział VII

327 31 15
                                    

Zgasiłem silnik motoru, gdy tylko podjechałem w umówione miejsce. Ulica, w której stanąłem, była pusta i równie ciemna, co niebo nade mną. Księżyc zdawał się schować za chmurami, więc nawet nie bałem się, że ktoś mnie zauważy. Wszystko wokół spowijał istny mrok, w którym słychać było tylko coraz głośniejszy dźwięk kroków. 

W sumie ledwo znałem typa, który stanął przede mną. Wiedziałem tylko, że ma osiemnaście lat, a ćpa od kiedy skończył piętnaście. Budową ciała przypominał jednego z tych typków, których z reguły nie chcesz spotkać w ciemnej uliczce, ale ja miałem w tym własne cele. 

- Masz tyle, na ile się umawialiśmy? – spytał szorstko, nie siląc się na uścisk dłoni, czy choćby zdjęcie kaptura. Nie, żebym ja sam wysilił się na cokolwiek. 

- A ty? – upewniłem się, patrząc mu prosto w oczy. Dostrzegłem w nich jakby błysk. 

Chłopak kiwnął głową, po czym włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej dwadzieścia dolców. Nic specjalnego, jednak zanim zacząłem pracować u państwa Styles sprzedawałem dragi nałogowo - zwłaszcza, gdy ojciec odcinał mnie od kasy. Podałem mu towar, a on schował go szybko, rozglądając się niepewnie. 

Możecie mi nie wierzyć, jednak wtedy naprawdę chciałem z tym skończyć. Sprzedać to, co zostało i przestać bawić się w dilera. Zwłaszcza, że miałem już stałe źródło dochodów. 

Poza tym oszukałbym sam siebie, gdybym nie przyznał, że to nie było jedynym powodem. Codzienne spędzanie czasu z Harrym było dla mnie jak terapia - czułem się, jakbym powoli otwierał oczy. Nie wiedziałem wtedy jeszcze dlaczego tak się czuję, ale pragnąłem coraz bardziej sam sobie udowodnić, że mogę być lepszym człowiekiem. 

- Będziesz miał za tydzień? – jego głos był pełen nieznanego mi wcześniej lęku, na którego dźwięk wzięły mnie wyrzuty sumienia. Kiedyś być może bym to wykorzystał - naciągał dzieciaka na coraz większą stawkę, w końcu był bogaty jak każdy w tym śmierdzącym pieniędzmi i drogimi perfumami miasteczku. Mógł sobie pozwolić na coraz droższe narkotyki. 

Jednak z jakiegoś powodu, ja nie mogłem pozwolić sobie na dalsze niszczenie ludziom życia. 

- Nie sprzedaję już – odburknąłem i odpaliłem silnik, chcąc jak najszybciej stamtąd odjechać. Chłopak prychnął, będąc pewnym, że kłamię – Serio – upewniłem go w tym, co powiedziałem i odjechałem, zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć. 

Nie chciałem zmieniać zdania. 

Postanowiłem się przejechać zanim wrócę do domu. Zawsze lubiłem nocne przejażdżki - puste ulice, chłodny wiatr wiejący prosto na moją twarz, czasem utratę kontroli, gdy na liczniku pojawiło się zdecydowanie więcej, niż powinienem mieć. Czułem wtedy, jakbym mijał wszystkie moje myśli gdzieś z boku - oczyszczało mi to umysł, czego potrzebowałem ostatnio coraz częściej. 

Gdy wjechałem na prostą ulicę, nacisnąłem gaz i rozpędziłem się bardziej, niż zazwyczaj. Wszystko wokół mnie zaczęło się rozmazywać. Zacisnąłem zęby i pięści na kierownicy, czując jakbym latał. Od jakiegoś czasu coraz częściej myślałem nad tematem śmierci. Wystarczyłby jeden zły ruch, by wylądować w rowie i biorąc pod uwagę prędkość, z jaką jechałem, raczej nie przeżyć. Czasem wystarczyłby jeden ruch, by to wszystko zakończyć, jednak ruch ten często zależał od naszej własnej decyzji. Pomyślałem o tych, którzy tego wyboru nie mają. 

Pomyślałem o Harrym. Miał tyle samo lat, co koleś, któremu właśnie sprzedałem towar. Ten chłopak mógł żyć, a jednak zdecydował, że zmarnuje to, co ma i zacznie ćpać. Uznałem, że to niesprawiedliwe, że niektórzy mają wybór, a mimo to wybierają źle. A ludzie, którzy chcieliby żyć - tacy, jak Harry - nie mogą nawet sami zdecydować. To wszystko było popieprzone i szczerze? - wkurwiało mnie to. Najbardziej nie mogłem znieść myśli, że nie mogę nic z tym zrobić. 

For Your Eyes Only | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz