Siedzieliśmy pewnego razu w bibliotece. Harry chciał koniecznie pokazać mi miejsce, z którego - jak twierdził - "czerpie większość inspiracji", więc zgodziłem się. W końcu nie chciało mi się kolejny dzień z rzędu siedzieć na telefonie, a potrzebowałem się do kogoś odezwać. Nie byłem typem samotnika, a skoro byłem skazany tylko na Harry'ego, to w końcu trzeba było dać mu szansę.
Stałem oparty o jeden z regałów pełnych książek, przyglądając się, jak Harry siedzi na podłodze i układa olbrzymie (przynajmniej dla mnie) tomy na półkach, każdy z nich przecierając najpierw dokładnie szmatką.
- Nie masz od tego jakichś służących, czy kogoś? – spytałem z ciekawości, dziwiąc się, że chce mu się to robić, podczas gdy na zewnątrz świeci słońce, wręcz zapraszając do wyjścia z domu.
Harry spojrzał na mnie jak na wariata.
- Nie pozwalam nikomu dotykać moich książek, chyba że bardzo którejś potrzebują – odparł. Teraz to ja spojrzałem na niego, jakby był niespełna rozumu i poprawiłem grzywkę opadającą mi na twarz.
- A to dlaczego?
Chłopak westchnął, jakby był to jakiś co najmniej trudny temat.
- Eh, po prostu... Nie wiem jak to powiedzieć. Uznasz mnie za wariata.
Trochę już go za niego miałem, ale to był szczegół i Harry nie musiał o tym wiedzieć.
- Nie, skądże – odparłem więc, a zielonooki wziął głęboki oddech. Spojrzał na trzymaną w ręku książkę z jakimś niezrozumiałym dla mnie uwielbieniem, zanim zabrał głos.
- Po prostu te książki są dla mnie od dzieciństwa czymś więcej, niż tylko zlepionymi kartkami papieru z wydrukowanymi na nich słowami, które kiedyś przeszły przez czyjś umysł, zanim zostały spisane. To jak... jak ucieczka. Stąd, z tego miejsca, świata.
Zmarszczyłem brwi, próbując zrozumieć to, co mówił. Mi się zawsze wydawało, że muszę żyć rzeczywistością, nie fikcją, żeby być naprawdę szczęśliwym. Tymczasem Harry nie miał wyboru.
- Łatwiej mi było przez to wszystko przejść, gdy choć na chwilę mogłem wyobrazić sobie, że jestem podróżnikiem odkrywającym nowe lądy, rycerzem walczącym o niepodległość jakiejś magicznej krainy, czy naukowcem, próbującym powstrzymać inwazję zombie – pod koniec zaśmiał się, choć nawet ja w całej swej ignorancji, potrafiłem rozpoznać w jego głosie smutek.
- Rozumiem. Chciałeś po prostu uciec od szarej rzeczywistości i wszystkiego, co za sobą niosła – wyszeptałem, choć zdziwiły mnie moje własne słowa. Ale mimo wszystko naprawdę go rozumiałem – Gdy umarła moja mama, też chciałem uciec – dodałem cicho, siadając na podłodze nieopodal niego i zaczynając bawić się sznurówkami moich butów.
Harry natychmiast przerwał to, co robił i usiadł naprzeciwko mnie, wlepiając we mnie swój zaniepokojony, choć zaciekawiony wzrok. Wiedziałem, że nie miałem już wyboru i że skoro zacząłem temat, muszę go dokończyć, nawet, jeśli nigdy wcześniej nie zwierzałem się nikomu z tego, co się wydarzyło. Przy Harrym poczułem nagle dziwną potrzebę, żeby to wyjawić. Oczywiście, kochałem Zayna i Liama, ale oni po usłyszeniu tego poklepaliby mnie tylko po ramieniu, zapewniając, że jak coś, zawsze mogę na nich liczyć, ale nie zrozumieliby tego, co naprawdę czułem. Harry natomiast zdawał mi się typem człowieka, z którym być może nie zapalę trawy, ani nie przeżyję imprezy życia, ale który za to jako jedyny może mnie zrozumieć, bo jako jedyny wie, co to znaczy naprawdę cierpieć.
- Miałem piętnaście lat, gdy odeszła – zacząłem, a Harry aż zadrżał widząc mnie po raz pierwszy w takim stanie. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, jakbym mówił do dywanu, na którym siedzieliśmy, jednak on słuchał mnie tak, jakbym opowiadał jedną z jego ulubionych historii, ze skupieniem, analizując każde moje słowo – Białaczka – dodałem, widząc jego pytające spojrzenie – Jestem dupkiem, wiem, ale być może dlatego cię rozumiem. Żyłem z osobą, która również każdego dnia budziła się wiedząc, że umiera. I ani ona, ani ja, ani tata - nikt nie mógł nic zrobić. Gdy umarła, tata się załamał. Znasz mojego ojca, leczy cię – Harry pokiwał głową – Kiedyś nie był tak dobrym lekarzem. Śmierć mamy go jakby... zmotywowała? I choć oboje dobrze wiemy, że nie wynajdzie leku na raka, usilnie utrzymuje się przy swoim, twierdząc, że praca jest dla niego najważniejsza. Uciekł w nią, nie pojawiał się w domu, pracował do późnej nocy. A ja dorastałem, nie będąc świadomym, czy w ogóle mam w nim wsparcie. Zacząłem imprezować, bo tylko to trzymało mnie w normalności. Nie chciałem zwariować. Dla szesnastolatka narkotyki i alkohol wydawały się świetnym sposobem, by poradzić sobie z jej śmiercią. I właściwie tak jest do teraz, tylko teraz myślę, że nie robię tego już tylko z jej powodu. Po prostu... czasem nie wiem, czy coś innego w ogóle mógłbym robić. Czy do czegoś się nadaję. Jestem takim dupkiem-
CZYTASZ
For Your Eyes Only | Larry Stylinson
FanficLouis Tomlinson jest dwudziestojednoletnim miłośnikiem imprez, który nie potrafi się ustatkować i cały czas bawi się za pieniądze ojca, który jest słynnym lekarzem, leczącym trudne przypadki. Pewnego dnia cierpliwość jego ojca się kończy, dlatego w...