Rozdział IV

334 38 10
                                    

Nie pamiętałem, co mnie dokładnie wtedy podkusiło, żeby aż tak szybko wyskoczyć z basenu i nie siląc się nawet na wytarcie ręcznikiem, czy założenie na siebie ubrań, pobiec w stronę drzwi balkonowych.

Gdy stanąłem w progu, czułem, jak zaczynam się trząść, bo jedyne, co widziałem - co potrafiłem widzieć - to Harry. Harry, niemal leżący na podłodze, jedną ręką trzymający się fotela. Harry, który po prostu się dusił i pielęgniarka, która próbowała mu pomóc.

Pamiętam, że do tamtego momentu nigdy nie czułem się aż tak bezużyteczny. Chciałem pomóc - naprawdę chciałem - jednak nie wiedziałem jak i jedyne, co mogłem, to stać i z przerażeniem patrzeć na makabryczny obraz przede mną.

Ręka chyba sama sięgnęła po telefon do mojej kieszeni, bo naprawdę nie pamiętam, żebym to robił. A jednak - zadzwoniłem na pogotowie, pomimo przerażenia, które mnie rozpierało - ja, najbardziej nieodpowiedzialna osoba na świecie - zadzwoniłem na pogotowie.

Zadziwiło mnie to wtedy bardzo. A jeszcze bardziej zdziwiło to mojego ojca.

***

- Jak on się czuje? – spytałem Marka od razu, gdy ten wyszedł z gabinetu. Nie miałem pojęcia, czego mam się spodziewać, ale od pół godziny z jakiegoś nieznanego mi powodu chodziłem w kółko po korytarzu, zastanawiając się, czy Harry umrze, czy będzie z nim dobrze. Nawet starałem się w tamtej chwili nie myśleć o porannej kłótni z tatą, bo oboje dobrze wiedzieliśmy, że to nie jest odpowiedni moment. 

- Już jest w porządku, Harry ma takie ataki dość często – odpowiedział ojciec, a ja czułem, jak kamień spada mi z serca, co naprawdę mnie zdziwiło, zważając na fakt, że chłopaka praktycznie nie znałem i nie powinno mnie aż tak obchodzić to, co z nim będzie – Zrobiliśmy spirometrię i usunęliśmy śluz z płuc. To niestety normalne przy mukowiscydozie, że-

- Ale będzie żył? – dopytywałem. W końcu nie lubiłem go aż tak bardzo, ale nie byłem też kompletnie nieczułym dupkiem - obchodziło mnie, czy ktoś umrze, czy nie. Chyba.

Mark spuścił na chwilę wzrok, a ja udałem, że tego nie zauważyłem, chociaż dokładnie mogłem zobaczyć jego zmieszane spojrzenie i stres widniejący na jego twarzy. Zawsze tak wyglądał, gdy nie wiedział, co powiedzieć.

- Tak – rzucił w końcu i tak po prostu odszedł, tłumacząc się jakimiś badaniami, które miał jeszcze tego dnia do wykonania, a tym samym zostawił mnie samego na korytarzu.

Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, gdy stałem tak przez kilka sekund, z zamyśleniem wpatrując się w drzwi sali, na której leżał Harry. Przez chwilę wahałem się, czy wejść do środka i już nawet prawie szedłem w tamtą stronę, gdy nagle rozmyśliłem się i zawróciłem, no bo za kogo ja się uważam?

Harry był dla mnie obcym człowiekiem i to, że to ja byłem tym, który zadzwonił na pogotowie, wcale nie uprawniało mnie do zachowywania się jak co najmniej jego przyjaciel. Bo przyjaciółmi nie byliśmy i byłem pewien, że raczej ta kwestia się szybko nie zmieni, więc po prostu opuściłem szpital, od razu odpalając papierosa i wybierając numer do Zayna.

W końcu impreza wcale nie była najgorszym pomysłem, zważając na okoliczności, prawda?

*

Na drugi dzień rano - oczywiście - znowu miałem cholernego kaca i gdy tylko budzik zadzwonił mi nad uchem po raz pierwszy, zacząłem się zastanawiać, który sposób na szybką śmierć byłby najmniej bolesny. Wyłączyłem go na ślepo ręką i jęknąłem, zakrywając się kołdrą aż po czubek głowy, jakby miało to pomóc na wszystkie moje zmartwienia.

For Your Eyes Only | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz