Rozdział XIV

362 27 24
                                    

– Jesteś pewien, że to miało być w tej ulicy? – Harry pytał już po raz kolejny, kiedy po kilku dniach, znudzeni długimi spacerami po drogach miasteczka i przesiadywaniem na klifie czy plaży, postanowiliśmy trochę się rozerwać i zasmakować nocnego życia.

Dlatego właśnie skończyliśmy gubiąc się w ślepych zaułkach, w poszukiwaniu jednej konkretnej, ponoć najlepszej knajpy, w której akurat tego dnia miał odbyć się koncert jakiegoś rockowego zespołu, o którym dziwnym trafem nikt (oprócz Harry'ego) nigdy nie słyszał. A przynajmniej tak mi się wydawało, jednak Harry nie przestawał przekonywać mnie, że dobrze grają i że musimy tam być.

Zgodziłem się, w końcu nie miałem zbyt wielkiego wyboru, a szczęście Harry'ego było dla mnie najważniejsze. Nie przyznałbym się wtedy, że zrobiłem to także z ciekawości. Potrzebowałem wyjść z Harrym, zobaczyć jego zupełnie nowe oblicze i poznać go jeszcze lepiej.

- Harry, sprawdzaliśmy razem – przewróciłem oczami, choć tak naprawdę nie byłem na niego zły. Wręcz przeciwnie, chodzenie z nim wieczorem po mieście było dla mnie przyjemnością niezależnie od tego, czy się naprawdę zgubiliśmy, czy nie. Nie to miało dla mnie znaczenie. Jedyne, co się liczyło, to chwila. Chwila, jedna z wielu, którą było mi dane z nim przeżyć, ponieważ każda z nich była dla mnie bezcenna – Nie przejmuj się, na pewno zdążymy, a jak nie, to wejdziemy w połowie. Napijemy się i i tak będziemy się dobrze bawić.

Harry zacisnął wargi i spuścił wzrok, ale po chwili spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

- Wiem, Lou – odparł – W porządku. Na pewno nie jesteśmy daleko.

- Mam pomysł – wypaliłem nagle – Może po prostu chodźmy za ludźmi? Jeśli jesteśmy blisko, na pewno doprowadzą nas tam, jeśli to najlepsza knajpa w Charlottetown – zauważyłem, a Harry przechylił głowę w niedowierzaniu, więc szybko wyłapałem pierwszego lepszego przechodnia, którego udało mi się zobaczyć i wskazałem go – Patrz, ten pan ma na sobie koszulę w kwiaty i słomiany kapelusz. Na pewno idzie do knajpy.

- Raczej na plażę – Harry zaśmiał się, ale pozwolił mi kontynuować.

Zmierzyłem go wzrokiem.

- Nie pomagasz. Patrz, widzisz tamtych ludzi? – tym razem wskazałem na idącą chodnikiem parę, prawdopodobnie męża i żonę – Na sto procent idą na koncert. On trzyma ją pod rękę, a ona idzie za nim tak ochoczo, śmiejąc się jak potłuczona. Na pewno obiecał, że postawi jej drinka.

- Albo bilet w operze – odparł Harry, coraz bardziej rozbawiony moją amatorską próbą dedukcji sytuacji na podstawie zachowań ludzkich.

- Oceniasz ludzi po wyglądzie! – oburzyłem się, ale również rozbawiony – Nie możesz tak od razu obstawiać, że są nudnym małżeństwem chodzącym w piątki do opery tylko dlatego, że mają na sobie surdut i wieczorową suknię.

Harry uniósł brwi, powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Zmierzyłem go wzrokiem, po czym szukałem kolejnych oznak, że ktoś z ulicy, na której dziwnym trafem się znaleźliśmy, mógłby iść w tym samym kierunku co my. W tym samym czasie Harry szturchnął mnie w ramię i wskazał na grupę śmiejących się, prawdopodobnie już trochę wstawionych kolesi, z piwami w rękach i koszulkami jakiegoś zespołu.

- Chyba już wiemy, gdzie iść – oznajmił, puszczając mi oczko. Stanąłem z początku jak wryty, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobił – Idziesz? – uśmiechnął się, patrząc na mnie wyczekująco wzrokiem pełnym rozbawienia i swego rodzaju satysfakcji. Ruszyłem za nim, no bo cóż miałem zrobić? Pokonał mnie w mojej własnej grze.

- Harry Styles, uważam, że próbujesz ze mnie kpić – stwierdziłem rozbawionym tonem, gdy oboje szliśmy za grupą chłopaków, którzy na sto procent szli do tej knajpy. Ale wolałem się jeszcze trochę z nim podroczyć, zanim będę zmuszony przyznać mu rację.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 21, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

For Your Eyes Only | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz