Rozdział X

360 31 11
                                    

Chciałbym móc mu wtedy powiedzieć, że wcale nie chcę odchodzić. Chciałbym mieć przed laty tą odwagę, od której często zależy wszystko, co wydarzy się w życiu. Mówią, że nie my o tym decydujemy. Po części się zgadzam, w końcu często rządzi nami przypadek, sytuacje, na które nie mamy wpływu, zakończenia, których nie możemy zmienić. Uważam jednak, że zazwyczaj dzieje się tak nie dlatego, że nie mamy takiej mocy, a że nie mamy takiej odwagi. 

W końcu każdy po narodzeniu dostał pergamin i pióro, aby móc spisać historię swojego życia, ale przecież nie każdy urodził się pisarzem. 

Niektórzy - jak ja - woleli po prostu uciec. Czymkolwiek ta ucieczka miała być, wszystko jedno. Tacy jak ja po prostu nie chcieli mierzyć się z rzeczywistością, skoro łatwiejsze rozwiązania były na wyciągnięcie ręki. 

- Koki? – ktoś spytał, wyciągając rękę w moją stronę. Nie pamiętam, kto to był - może Zayn? Wszystko jedno. Wziąłem to, co miałem wziąć, nie spuszczając tępego wzroku, którym od dobrych kilku minut - a może godzin? - obdarzałem szarawe kopie papierowych ludzi tańczących wokół. 

Byliśmy na zewnątrz, nad basenem, u typa, którego ledwo znałem - może kuzyna Liama? Nie, żeby miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Choć to nie tak, że mi się nie podobało. Impreza była przednia, wszystko opływało bogactwem i luksusem - pastelowe bikini Gucciego na opalonych ciałach dziewczyn, wlewających w siebie szampana z gwinta, idealnie kontrastowały z zachodzącym słońcem, ozłacającym kształty tych wszystkich ludzi, tak jakby nie byli już wystarczająco złoci. Jego światło odbijało się od migoczących błyskotek, zdobiących ich nadgarstki, włosy i szyje, od ich mokrych od lazurowej wody ciał, od ich naćpanych, nieprzytomnych oczu. 

Wszystko było po prostu idealne. Nawet z moim zadziornym, sarkastycznym charakterem - nie mogłem się absolutnie do niczego przyczepić. W powietrzu unosił się zapach truskawek, whisky i drogich perfum. Muzyka wprawiała wszystkich w letni, imprezowy klimat. Po uśmiechach na ich twarzach na pierwszy rzut oka można by było stwierdzić, że są szczęśliwi. Wszyscy, bez wyjątku. 

I rzadko kiedy ktokolwiek zauważał coś jeszcze - w końcu nikt nie trudził się spojrzeć głębiej, skoro wnioski można było wyciągnąć "na pierwszy rzut oka". 

- W porządku? – spytał Zayn, siadając na wolnym leżaku tuż obok mojego. Miał na sobie białą koszulkę i czarne, sprane spodenki. Na nosie wciąż te same ray-ban'y, przed które świat wydawał się odrobinę bardziej kolorowy. A może to kokaina? Oni wszyscy - musieli brać to samo, skoro mieli takie same papierowe uśmiechy. 

A ja nie różniłem się od nich zupełnie niczym. 

- Dziewczyna, blond włosy. Siedzi na drugim końcu basenu, sama. Moczy nogi w wodzie – wskazałem na osobę, o której mówiłem, starając się zachować jak najwięcej dyskrecji. Zayn zmarszczył brwi. To oczywiste, że nie rozumiał, do czego zmierzam – Co widzisz, patrząc na nią? 

Malik wzruszył ramionami. 

- Bawi się, jak wszyscy. A co, podoba ci się? 

Spojrzałem na niego jak na idiotę. 

- No co? Jest ładna. Fajny tyłek, cycki. Chociaż jak dla mnie za bardzo podobna do Gigi. 

Westchnąłem w duchu. Powinienem wiedzieć, że on tego nie zrozumie. Ale nie winiłem go - tak został wychowany. Wśród luksusu, imprez i pięknych panienek. 

Odpaliłem papierosa, nie odpowiadając na jego spostrzeżenie. Chociaż, może i była podobna do Gigi. Może nawet miała niezły biust, cała była niczego sobie. Widziałem wszystko to, co on, co oni wszyscy - przecież nie byłem ślepy. Ale w przeciwieństwie do nich widziałem też to, że płakała. 

For Your Eyes Only | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz