15 - Boli...

264 16 0
                                    

Następnego dnia Fury zwołał zebranie gdzie przekazał kapitanom kolejne informacje o dwóch ostatnich dwóch bazach. Kiedy wrócili z długich i głośnej narady pierwszy odezwał się Tony.

- Ze mną idzie... - zaczął. - Alex, Sam i...Barnes. - podniosłam brwi ze zdziwienia i spojrzałam na Bucky'ego. Steve wyszedł z resztą drużyny. - Ostatnia baza znajduje się w Polskim lesie. Robimy dość podobnie co ostatnio. Alex i Barnes rekonesans. Meldujecie to czego się dowiedzieliście i atakujecie. Ja i Falcon atakujemy od góry. Jasne? - spytał.

- Tak jest. - powiedzieliśmy jednocześnie.

***

- Miny przeciwpiechotne, 7 metrowy mur i dwie wierze strażnicze. Nieźle. - szepnął Bucky patrząc przez lornetkę.

- Zapomniałeś o ogrodzeniu pod napięciem. - dodałam i schowałam lornetkę. - Atakujemy? - spytałam.

- Czekaj, a Stark? - powiedział, po czym przyłożył dwa palce do ucha i przekazał wszystkie informacje jakie zdobyliśmy. - Będziesz musiał zrobić dziurę w murze. - dodał.

- Zrozumiałem. - odpowiedział krótko.

- Jakiś taki aż za miły jest. - skomentowałam. Nagle coś mignęło, a w murze pojawiła się ogromna dziura.

- Ale jest skuteczny. - skwitował Bucky, zeskoczył z gałęzi i ruszył na przód, a ja za nim. Szybo zajęliśmy się żołnierzami. Weszliśmy do wnętrza bazy, a Tony i Falcon szaleni na zewnątrz. Przeszukiwaliśmy wszystkie pomieszczenie i na szczęście trafiliśmy tylko na magazyny. Zatrzymaliśmy się przy długim, ciemnym korytarzu prowadzącym do ogromnych metalowych drzwi.

- Mam złe przeczucia... - szepnęłam i zrobiłam krok do przodu, ale Buck szybko pociągnął mnie do siebie.

- Czekaj! Patrz. - mówiąc to wskazał ściany, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Na ścianie były dobrze ukryte wiązki laserowe.

- Dzięki. - powiedziałam. Wyjęłam z kieszonki przy pasku dwa małe okrągłe urządzenia, podając jedno Barnesowi. - Przyłóż do ściany. - poinstruowałam, po czym przyłożyłam do ściany, a Bucky zrobił tak samo. Po chwili lasery przestały działać.

- Nieźle, niech zgadnę...to twoja robota?

- No cóż, bycie Starkiem zobowiązuje. - zachichotałam i tym razem patrząc na każdy krok podeszłam do drzwi. Przejechałam po nich zdrową ręką. Bucky przyłożył lewą rękę do zamka, a ja do zawiasów. W tym samym momencie uderzyliśmy z całej siły w drzwi, które szybko puściły. - Ja pierdole czy ja zawszę muszę tak trafić... - jęknęłam na to co zobaczyłam. Na środku pomieszczenia był ogromny zbiornik z...Red Skullem...tak...Red Skullem...nie mam pytań...

Przy zbiorniku był monitor ekg. Co pewien czas słychać było rytmiczne pipczenie pokazujące ze to...to coś żyje. Nie wiem czy to klon, czy to oryginał...

- Eeeeeee...mamy problem...chodźcie tu...natychmiast! - powiedziałam i nagle poczułam ogromny ból w okolicach mojej prawej ręki. Padłam na kolana i złapałam się za nią. Mocno krwawiła. Zakręciło mi się w głowie. Bucky szybko do mnie podbiegł.

Pov Bucky

Obejrzałem się dookoła i w kącie pomieszczenia zauważyłem zarys postaci trzymającej ogromną broń. Do pomieszczenia wbiegł Sam.

- Zaopiekuj się nią. - rozkazałem. Wilson nie wiedząc co się stało podszedł do mnie i przyklęknął przy Lex. Ja natomiast wstałem i podszedłem w stronę przeciwnika. Postać zaczęła we mnie strzelać. Zasłaniałem się wszystkim co miałem pod ręką. W końcu złapałem lewą ręką złapałem jego broń i zmiażdżyłem. Prawą ręką uderzyłem go w brzuch. Gościu zgiął się w pół. Odrzuciłem broń i złapałem go za szyje metalową ręką, po czym podniosłem go nad ziemie. Przeciwnik zaczął mnie uderzyć w rękę, ale nie poluźniłem uścisku, wręcz przeciwnie. Coś przełączyło się w mojej głowie, tak jakby Zimowy wrócił na ten krótki moment.

- Barnes! - usłyszałem za sobą głos Starka. - Zostaw! - rozkazał. Przekląłem pod nosem i puściłem faceta, który zaczął łapczywie wdychać powietrze. - Zanieś Lex do bazy. - powiedział i podszedł do wroga. Kiwnąłem głową i podbiegłem do rannej Lex. Delikatnie podniosłem ledwo żywą dziewczynę. - Nie daj jej zginąć. - dodał.

- Nie zamierzam. - odpowiedziałem i szybko wybiegłem z bazy. Nie zwracałem uwagi na krzaki i zarośla. Teraz to nie było ważne. Wbiegłem szybko do Quinjeta i posadziłem Lex na siedzeniu obok. Usiadłem za sterami i wystartowałem. - Trzymaj się. Dasz radę. - szeptałem. W tym czasie Lex straciła przytomność. Sam zatamował krwawienie, bynajmniej się starał. Alex była ranna w rękę i w brzuch. Co prawda w brzuch dostała odłamkiem, ale jednak.

Niedługo potem znalazłem się w bazie Avengers gdzie zajęli się nią lekarze.

Lex już od godziny leżała na stole operacyjnym. Stałem naprzeciwko szyby przez którą mogłem dokładnie oglądać ruchy lekarzy. W tym momencie podszedł do mnie Tony.

- Co z nią?- spytał.

- Jest...przypuszczenie że może stracić prawą rękę... - szepnąłem. - Tony, ja...przepraszam...powinienem bardziej uważać...nie wybaczę sobie jeśli ona straci rękę...albo...

- Barnes... - przerwał mi. - Nie wierzę że to mówię, ale...to nie twoja wina. - powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. - Prawda jest taka... - zaczął. - że każdy by popełnił taki błąd.

- A ten facet?

- Powiedzmy że zginął podczas obrony bazy.

***

- Zrobiliśmy co w naszej mocy, ale nie udało się nam uratować ręki. - powiedział lekarz. Załamany schowałem twarz w dłonie. - Przykro mi. - dodał. Stark nie odezwał się ani słowem.

- Możemy ją zobaczyć? - spytałem.

- Tak. Tylko...nie przeraźcie się widokiem. - odpowiedział i poszedł w swoją stronę. Niepewnie weszliśmy do sali w której leżała Lex. Na twarzy miała maskę, jej lewa ręka była przywiązana skórzanymi pasami, a prawe ramie było zabandażowane. Teraz to raczej można było nazwać kikutem. Podeszliśmy do niej i usiedliśmy po bokach łóżka. Stark złapał ją za lewą rękę, a ja delikatnie pogłaskałem ją po policzku. - Tak cię przepraszam... - szepnąłem. - Ja...to wszystko moja wina...

Niepamięć | BuckyWhere stories live. Discover now