Rozdział 12. Nowa twarz

2K 77 8
                                    


Oktawia

Początkowo nie byłam pewna co się wydarzyło. Podniosłam powoli głowę i rozejrzałam się po okolicy. Zobaczyłam znajome mury i bramę. Nie. Nie mogłam być akurat tutaj. Nie miałam siły dłużej podnosić głowy więc z powrotem opuściłam ją na ziemię. Byłam pewna że jestem brudna, nie tylko z kurzu i kawałków ściany którą rozbiłam w azkabanie ale również z wilgotnej ziemi na której teraz leżałam. Nie miałam siły wstać więc przetwarzałam w głowie wszystko co się wydarzyło.

Dostałam się do Azkabanu mało nie zabijając się po drodze, weszłam na jedno z najwyższych pięter, rozmawiałam z Narcyzą i Rudolfem, zmierzyłam się z dementorami, uciekałam przed grupą czarodziei, rozwaliłam ścianę i wyskoczyłam z 37 piętra przez dziurę która zrobiłam. Całkiem przyjemny wieczór.

Nadal leżąc na ziemi poczułam krople deszczu spadające na moje plecy. Musiałam wyglądać bardzo dziwnie rozwalona w ten sposób przed bramą do Hogwartu jednak nadal nie odnajdywałam w sobie wystarczająco dużo siły by wstać. Nie byłam pewna czy mnie znajdą w tej ciemności i czy właściwie chce być znaleziona

Z tego co dzisiaj się dowiedziałam wychodzi na to że gdy byłam dzieckiem to zostałam zamordowana. Ale jak to możliwe skoro żyje? Rudolf wspomniał też coś o jakiejś przepowiedni. Może dlatego mi się udało? Może przeżyłam bo mam jakąś przepowiednie do wypełnienia. Poczułam jak mój znak na ręce okropnie piecze, a przed oczami pojawiło się białe światło. Tak jakby znak chciał mi pokazać jakieś wspomnienie które nie było moje. Czułam że wypali mi głowę ale już nie miałam siły krzyczeć, po prostu odpłynęłam.

Obudziłam się ponownie niepewna co właściwie się stało. Otworzyłam leniwie oczy i przymrużyłam je bo było dosyć jasno. Czy teraz spotkają mnie konsekwencje mojego wyjścia do Azkabanu? I jak ja właściwie się znalazłam na łóżku?

Podniosłam głowę rozglądając się po pomieszczeniu. Byłam pewna że jestem w skrzydle szpitalnym jednak widok na pozostałe łóżka zasłaniał mi ogromny parawan rozłożony dookoła mnie. Ostatnie co pamiętałam to świst powietrza i mokrą, zimną ziemie na której leżałam. Czy wyskakując z piętra w Azkabanie uderzyłam w ziemię i jakimś cudem przeżyłam? Tą opcję musiałam wykluczyć bo skakałam z 37 piętra więc gdybym spotkała się z jakąkolwiek ziemią to nie było szans żebym leżała w łóżku.

Spróbowałam podnieść rękę jednak od razu poczułam że coś mi to uniemożliwia. To samo z drugą ręką. Próbowałam poruszyć nogami ale na marne. Wyglądało na to że byłam przywiązana do łóżka. Cudownie.

Moje próby podniesienia się musiała usłyszeć Pani Pomfrey która bez słowa spojrzała na mnie i wyszła z pomieszczenia. Aha. Bardzo miłe z jej strony. Domyślałam się jednak że poszła po McGonagall i w cale się nie pomyliłam bo pięć minut później drzwi sali się otworzyły i po chwili zza parawanu przyszła McGonagall w towarzystwie medyczki

-Z powodów pewnie doskonale ci znanych musieliśmy uciec się do środków które miały zapobiec twojej kolejnej możliwej ucieczce-powiedziała dyrektorka i skinęła głową Pani Pomfrey która machnęła różdżka na przytrzymujące mnie do łóżka koce- Dziękuję ci

-Nie ma za co pani dyrektor

Medyczka odeszła za parawan i skierowała się do swojego gabinetu dając prywatność rozmowie która najwyraźniej planowała przeprowadzić McGonagall. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Czułam się dosyć obolała

-Wiesz jak wiele praw złamałaś włamując się do Azkabanu?-zaczęła siwowłosa kobieta przecierając oczy- To cud że udało ci się przeżyć aportacje na tak daleką odległość ale sam pomysł wejścia do takiego zbiorowiska ludzi czyhających na twoje życie....czy ty w ogóle pomyślałaś co może ci się stać?

Córka VoldemortaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz