Rozdział 11. Azkaban

2.2K 82 0
                                    


Oktawia

Niby nigdy wcześniej nie czułam tego wewnętrznego spokoju tak bardzo jak teraz, a jednak panikowałam. Czułam jak na raz buzują we mnie drobinki ekscytacji i niepokoju. Byłam rozdarta.

Rozejrzałam się po otaczającej mnie przestrzeni i zagryzłam dolną wargę. Nie byłam pewna czy to był dobry pomysł, a za razem nie mogłam się go doczekać. Cichy syk Venus przy mojej kostce dodawał mi otuchy. Była brzydka pogoda i było bardzo ponuro. Ściemniało się, a fale odbijające się od brzegu hałasowały. Oprócz tego było cicho i spokojnie. Patrzyłam na wodę walcząc z kolejną falą wątpliwości. A jednak decyzję zostały już podjęte, już nie mogę zawrócić....ale jeśli przejdę przez tą wodę to wszystko może się zmienić całkowicie.

Zacisnęłam oczy czując ból w skroniach, to był znak że nie byłam sama. Zacisnęłam mocniej dłoń na różdżce i powoli ruszyłam do przodu, liczyłam że nie będzie mnie widać w ciemności. Wsłuchując się w szelest trawy który robiła Venus szłam przez ciągnącą się łąkę pełną nagrobków. Ten zarośnięty, opuszczony i mroczny cmentarz rozciągał się we wszystkie strony, od brzegu aż po las. Nagrobki nie miały nazwisk, ani dat śmierci, były pustymi starymi kamieniami rzuconymi tam gdzie kiedyś kogoś pochowano, czyli w zasadzie wszędzie dookoła.

-Głupia, nie przejdziesz przez wodę niezauważona- powiedział syczący, zimny głos gdzieś z tyłu mojej głowy

-Zobaczymy- odpowiedziałam bardzo cicho wiedząc że mnie usłyszy

Podeszłam do samego brzegu wody, tak że przychodzące fale prawie sięgały moich butów. Podniosłam głowę do góry uprzednio upewniając się że kaptur znajduje się na właściwym miejscu. Przede mną stał wysoki trójkątny budynek wyglądający na opuszczony mimo że doskonale zdawałam sobie sprawę że tak nie jest. Był zrobiony z ciemnego kamienia i był imponujący.

Venus wślizgnęła się do wody i po kilku sekundach wróciła sycząc złowrogo

-Są tam jakieś groźne stworzenia?-zasyczałam w jej stronę przyglądając się wodzie

-Liczne, zaatakują człowieka który dotknie wody, zdają się wyczuwać że ktoś się zbliża- odsyczała mi zwijając się misternie

-Powiedziałem że nie przejdziesz -odezwał się ponownie zimny głos z tyłu mojej głowy

-Lepiej wymyśl zaklęcie -odburknęłam

-Zamień się w węża

-Doskonale wiesz że nie potrafię

-Spróbuj przelecieć -powiedział inny głos, kobiecy i pretensjonalny

Prychnęłam. Tak jakby latanie było znacznie prostsze niż transmutacja w węża. Syknęłam cicho z bólu który rozszedł się po mojej lewej ręce.

-Więcej rozwagi dziecko-powiedział pretensjonalny głos który zdawał się być urażony- Nie wymagam od ciebie cudów, mogę spróbować ci pomóc jeśli skupisz się wystarczająco

Wywróciłam oczami jednak od razu mocniej zacisnęłam dłoń na różdżce i spróbowałam skupić całą swoją wolę na tym co chciałam zrobić. Odruchowo cofnęłam się kilka kroków i tak jakby to było zupełnie naturalne zaczęłam biec w stronę wody. Nie do końca kontrolowałam to co robiłam, starałam się skupiać na tym że chce przedostać na drugi brzeg. Moje nogi oderwały się od ziemi w dziwnym rozmazanym ruchu, tak jakbym się aportowała jednak w cale nie zniknęłam i nie pojawiłam się w innym miejscu tylko unosiłam i szybko sunęłam nad wodą. Gdy znalazłam się za ponad połową wody nie wiem czy rozproszyłam się przez rozbijające się pode mną fale, czy podekscytowałam na myśl że jestem już tak blisko, czy jakaś bariera zatrzymała zaklęcie ale w jednej chwili mój kształt nabrał ostrości i runęłam w dół do lodowatej wody.

Córka VoldemortaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz