To ja tu jestem królową 1/3

754 28 6
                                    

Całą część nocy którą mogłam przespać śniły mi sie koszmary. Za każdym razem widziałam schody i Ellie która po oberwaniu avadą spadała z nich i leżała na dole bez ruchu. Gdy tylko chciałam sie obudzić widziałam to samo tylko że bez Avady i za miast Ellie byłam tam ja. Potem gdy już sie budziłam byłam zmęczona i spocona. Nie wiem czemu ale przywiązałam sie do tego dziecka. Była taka jak ja. Z taką samą przeszłością i tak samo skrzywdzona przez życie. Musiałam przyznać niestety coś czego nie chciałam przyznawać. Nie zabiłabym jej. Nie potrafiłabym. A myśl że stałam sie już tak słaba że niepotrafiłabym zabrać nic nieznaczącego życia była jak żyletka. ,,Nic nieznaczącego" dla wszystkich oprócz mnie. Miłość. Za mocne słowo. Przywiązanie? Chyba już troche za słabe wyrażenie. Miałam w głowie mętlik który musiałam jak najszybciej usunąć na drugi plan. Rozpoczynam wojne i niemoge myśleć o bezwartościowych życiach innych. Chwyciłam za mape ministerstwa i wskazałam palcem na dwa punkty
-Tu wejdziecie tak by nikt was nie zauważył i zostaniecie tam do momętu w którym ci z góry nie skończą robić przedstawienia-odwróciłam głowe w strone kobiety która miała prowadzić główny atak-wy wejdziecie głównym wejściem i skrzydłem, macie zrobić jak największy hałas i rozgłos. Macie wydawać sie ogromną grupą. Atakujecie szybko i skutecznie, bez skrupułów. Jak już sie zbiorą wszyscy którzy są ich zapasami możecie wezwać posiłki i pozabijać.
Grupka ludzi z uznaniem pokiwała głowami i opuściła moj gabinet. Nienawidziłam tych obrzydliwców. Myślą że mogą sie stawiać na moim miejscu. Że wiedzą jak to jest. Większość z nich przekonało sie do mnie. Jest lojalnym wobec mnie, mnie, nie ojca. Ja przez ostatnie kilka dni wzrosłam w siłe. Stałam sie potęrzniejsza i posiadłam więcej umiejętności. Mimo to gdzieś w sobie czułam że coś mnie rozrywa. Dosłownie. Moja dusza w jakimś stopniu płoneła a ja miałam przeczucie że to przez dziwne uczucie jakim darzyłam dziewczynke. Pokręciłam jednak głową i spojrzałm w strone drzwi w których stał Mike. Kolejny który myśli że może sie stawiać na równi ze mną.
-Pani, wiesz że nie musisz tego robić? Jeszcze można z tąd uciec, zacząć od nowa. Czy nie zależy ci na Ellie?
Dlaczego ten dureń od ostatnich kilku dni tak bardzo chce mi wyperswadować pomysł wojny z głowy?!
-Ja w przeciwieństwie do ciebie nie jestem tchórzem i nie uciekam. Z resztą dlaczego mam uciekać z wojny którą rozpoczełam? Będę sie opalać w blasku mej chwały i zwycięstwa a ty jak nie rozumny chcesz z tego zrezygnować. Co z tobą Mike? Boisz sie? Nie chcesz spotkać rodziców?-powiedziałam z wyższością podchodząc kilka kroków bliżej niego
-Viv, nawet jeśli spotkam moich rodziców mam sie potem stać taki jak ty? Ty ich nie znałaś i zobacz gdzie jesteś, jesteś na skraju wojny która jak dobrze obydwoje wiemy, nie skończy sie szczęśliwie.
Zaśmiałam sie. Jaki on był żałosny
-Po pierwsze nie mów do mnie Viv, a po drugie zakochałeś sie we mnie. Zrobisz wszystko żeby mnie ,,uratować", dlaczego musisz być taki żałosny i przewidywalny?
Chłopak oderwał odemnie wzrok i wbił go w podłoge. Uh dlaczego on mnie tak irytował. Z drugiej strony był troche fascynujący i obrzydliwy. Dalej nie rozumiałam jak ta pół ludzka istota może żywić tak ludzkie uczucia. Przecież jako dementor powinien być zimny i bezlitosny, a nie dzielić sie miłością na prawo i lewo
-Idź z tąd Mikey, obydwoje dobrze wiemy że nie skończe wojny, ja tu rządze i to ja jestem królową, niezrobie nic na twoje ,,widzi mi sie"
Chłopak spojrzał na mnie z bólem
-Gdyby chodź troche zależało ci na Ellie, nie narażałabyś jej tak
-Gdyby świat był inny ja też byłabym inna, ale jak sie okazuje świat jest okrutny i brutalny. W tym rozdaniu jestem Bogiem, a skoro już nim jestem to musze zrobić coś co powinnam już dawno. Wyjdź, sprawy rodzinne.
-Oj Viv, gdyś tylko wiedziała jak wiele możesz też osiągnąć bez wojny- i wyszedł zostawiając atmosfere ciszy i żalu. Na całe szczęście ja tego jakoś nie czułam. Ta wojna miała rozpocząć ere mojej władzy, co on sie spodziewał że zdobęde ją za pomocą miłości i przyjaźni?
-Czy ty zawsze musisz zaczynać sprawy w które nie powinnaś sie mieszać?!-ryknął głos mojego ojca, a za raz obok niego pojawiła sie matka która nie wyglądała na zadowoloną całym tym spotkaniem
-Oh wspaniale właśnie miałam po was posłać, siadajcie to będzie świetna rozmowa- powiedziałam siadając na fotelu. Pałałam potęgą i siłą
-Obijęcie przez ciebie władzy było najgłupszą decyzją na świecie, jesteś nieodpowiedzialna i chciwa
-Oj wybacz tatku, a jaki ty byłeś? Jestem silniejsza i lepsza od ciebie, mam armie pod ręką a za chwile na moim telrzu będzie lerzeć cały świat.
-Dziecko, jedyne w czym jesteś lepsza odemnie to głupota...
-Wybacz że ci przerwe ten powalający monolog ale teraz wszystko stało sie dla mnie jasne. Już wam powiem co sie stało i dlaczego w taki sposób zaczne wojne-zaśmiałam sie. Idioci.
-Kiedyś moim jedynym marzeniem byliście wy, rodzice. Jako jedyne pragnienie traktowałam chęć przytulenia was, dotknięcia. Gdy was wreszcie poznałam zrozumiałam ważną rzecz. Nigdy nie będziecie tymi rodzicami których ja chciałam. Nigdy nie będziecie moimi rodzicami. Porzuciliście mnie. Byłam wychowywana w domu dziecka które oficjalnie moge nazwać piekłem. Do niedawna myślałam że jeszcze odzyskam rodziców, że gdzieś tam jest mój opiekuńczy tata i kochająca mama. Ale żaden wasz dodtyk, żadne wasze słowo nie ukoiło mojego pragnienia. Zrozumiałam że nie istniejecie. Po co mi ludzie którzy jedyne czego chcą to władzy którą ja mam? Moim celem życia było przywrócenie rodziców ale teraz? Teraz chce tylko władzy. Nie chce was. Nie potrzebuje was. W tedy gdy was porzebowałam nie było was, a przecież wasza córka tak bardzo cierpiała. Nienawidze was. Szczerze nienawidze. Nie wskrzesze was. Jedyne co byście zrobili to odebranie mi władzy. A to ja jestem królową. Nazywam sie Oktawia Riddle ale wystarczy że ktoś wymówi moje imie a strach go obleci. Powiedziałabym że mi przykro ale nie. Nie potrzebuje was. Przeszkadzacie mi i musze sie was pozbyć-przysunełam dłoń do ducha ojca- Corpius Spiritius Morte-ojciec wydał z siebie stłumiony dziwięk i zaczął znikać- wiem że to ty wtrąciłeś do mojej głowy koszmary i nigdy nie pozwole by ktoś skrzywdził Ellie a już napewno nie ktoś tak parszywy jak ty
-Oktawia co ty robisz!?-krzykneła matka która zaczynała powoli panikować
-Bardzo mi przykro ale ty jesteś następna. Gdybyś mi chociaż raz powiedziała że zrobiłabys dla mnie wszystko, że kochasz mnie jak nikogo innego. Gdybyś tylko raz to zrobiła. Nigdy. Nigdy tego nie usłyszałam od ciebie-czy ja słyszałam w swoim głosie żal?- Może nie przaszkadzałaby mi taka ignorancja ojca gdybyś tylko ty sie za mną wstawiła, gdybyś przyszła i mnie przytuliła. Gdybyś mnie naprawde kochała zrobiłabyś to dla mnie. Corpus Spiritius Morte-wyszeptałam i spojrzałam na zanikające nogi matki która jak nigdy patrzyła namnie z bólem. Nagle ojciec zaczął mówić w jakimś bardzo starym języku tak że nie rozumiałam co mówi, rzucał na coś zaklęcie ale nie miałam pojęcia na co i jakie zaklęcie. Mówił pewnie i mściwie. W mojej głowie zakiełkowała pewna myśl która co gorsze była dla mnie paralirzująca. Ellie? Mama z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak gdyby zaskoczona. Obydwoje powoli zanikali. Matka zaczeła również wymawiać coś w tym języku ale patrzac na ich mimike wydawali sie walczyć. Matka upadła a ojciec przestawał być widoczny.
-....Et maledicam in viribus meis mortis mortuos suos vim occisus est
-...Maledictus vir nigrum virtus animae meae, qui eruit animam pueri-powiedziała czarnowłosa kobieta a ja czułam sie co raz gorzej nie wiedząc co sie dzieje. Mężczyzna z zaciętym wyraz powiedział cicho
-puellae interficere viribus meis- i zniknął ale ja wiedziałam że coś jest nie tak. W moich oczch kryło sie pytanie. Jedno jedyne pytanie. Bałam sie go zadać, bałam sie odpowiedzi.
-Praesidio puellae quietam virtus mea, et conteret quod volo facere viro-spojrzała na mnie-protegas me et filiam et filia eius
Chciałam wybiec z pokoju by zobaczyć czy ta o którą sie martwiłam ma sie dobrze ale pierwszy raz towarzyszył mi jakiś strach? Ja sie bałam? Patrzyłam wyczekująco na matke a ona tylko przymkneła powieki i uśmiechneła sie w moją strone
-Jest bezpieczna-powiedziała a ja poczułam ulge. Co sie ze mną dzieje? Ruszłam w strone drzwi z myślą żeby iść do jej pokoju jednak przerwał mi głos- i ty, królowo, nie masz serca?-zaśmiała sie i znikneła a ja jak wryta stanełam wpatrzona w drzwi. Racja. Gdzie jest ta potężna królowa? Co ona ze mną zrobiła? Odwróciłam sie w strone ogromnego okna i spojrzałam na las rozchodzący sie za murami mojej posiadłości. Musze sie zbierać. Czeka mnie wojna. Spojrzałam na manekin na którym wisiał mój strój. 2 warstwowy-dolna warstwa to były przylegające spodnie z wysokim stanem, czarna przylegająca bluzka nie mająca żadnych ramion a od bluzki z tyłu leciała peleryna sięgająca za kolano. Jako 2 warstwa było coś co miało imitować suknie którą byłam wstanie zrzucić z siebie w kilka sekund. Była ona długa do ziemi z rozcięciem w którym było widać moje spodnie, miała odkryte ramiona a rękawy były długie i szpiczaste na górze. Podobnie jak i w pierwszej warstwie miałam peleryne. Tym razem długą ciągnącą sie za mną. Jak królowa, byłam królową. Mineło kilka godzin gdy do drzwi zapukał jeden ze śmierciożerców
-Pani, atak na ministerstwo rozpoczął sie, można zacząć atak na hogwart-machnełam ręką by odszedł a ja zaczełam ubierać strój. Pasował do mnie. Spojrzałam w moje odbicie by ostatecznie wyglądam tak jak miałam wyglądać. Zapiełam moje wysokie szpilki, które o dziwo były jednymi z wygodniejszych butów jakie kiedykolwiek nosiłam i poprawiłam moje włosy które nie wiele odrosły odkąd je zściełam. Mój makijaż opierał się na ciemnych kolorach które kontrastowały z moją mleczno białą skórą. Nic nie mogło dzisiaj pójść źle.
Wyszłam z mojej komnaty i ruszyłam na schody. Wiedziałam że wszyscy powinni już stać w oczekiwaniu na mnie na dole jednak w cale nie zdziwiło mnie to że gdy schodziłam po schodach dogoniła mnie troche spóźniona Ellie. Ogarneła mnie swego rodzaju ulga gdy ją zobaczyłam. Westchnełam cicho. ,,I ty, królowo, nie masz serca?".  Sukienka Ellie była również moim dziełem. Prosta ciemno szara, sięgająca przed kolano. Ona również miała długą peleryne jednak jej peleryna posiadała kaptur który chciałam by miała na głowie. Nie chciałam ryzykować że podczas bitwy ktoś ją rozpozna i zaatakuje. Dziewczynka ani troche nie przejeła się tym że sie spóźniła i zamiast tego zaśmiała sie cicho widząc ludzi patrzących na mnie ze strachem. Wiedziałam jednak że to ona sie boi najbardziej z nich wszystkich. Ale nie mnie. Ona sie bała tej wojny, bała sie o mnie i o siebie. Bała sie o ludzi których poznała. Niemal przerażało mnie to jaką troską i miłością obdarowywała ona innych ale chwile później sama uświadamiałam sobie że ja też taka kiedyś byłam. Stanełam na środku holu patrząc na jednego ze sług chcących mi coś przekazać.
-Pani, ministerstwo podbite, robimy tam teraz zamieszanie by jak najwięcej jednostek tam zciągnąć i chyba nie spodziewają sie że jest nas więcej bo wykorzystują obecnie wszystkie znane nam ich jednoski-pokiwałam głową z aprobatą
-Dobrze sie tam spisujecie, gdy już skończe podbój was nagrodze szczególnie-mężczyzna uśmiechną się na moje słowa ale jego uśmiech był raczej obrzydający. Odwróciłam się widząc że Aisha i Mike dołączyli już do szeregu gotowego do wyjścia. Ruszyłam w ich strone jednak gdy chciałam spojrzeć na Ellie nie było jej obok mnie. Odwróciłam sie by spojrzeć gdzie znajduje sie dziecko i zdziwiłam sie widząc ją stojącą pare metrów odemnie. Patrzyła w podłoge i nie uszała sie z miejsca w którym stałyśmy chwile temu
-Ellie idziemy-powiedziałam. Dziewczynka tylko pokręciła głową i jeszcze bardziej ją obniżyła- Ellie-ponownie jako odpowiedź dostałam tylko kręcenie głową i trzęsącą sie warge dziewczynki. Podeszłam do niej powoli i przyklęknełam przy niej tak aby mieć swoją twarz na wysokości jej twarzy. Oczywiście to co robiłam teraz musiało sie wiązać z ogromnym zdziwieniem moich sług i zapewne zaskoczeniem że mimo sprzeciwienia sie mi Ellie dalej żyje.
-Co sie stało?-zapytałam podnosząc palcami jej głowe tak by patrzyła na mnie. Jej oczy błyszczały i wyglądała jakby miała sie za chwile rozpłakać
-Tak strasznie sie boje-powiedziała zaczynając płakać. Te słowa tak znajome dla mnie uderzyły we mnie z kolejną gromadą wspomnień. Pokręciłam głową chcąc odtrącić mysli. Dlaczego było mi jej żal?
-Wiem że sie boisz ale bądź dzielna-powiedzałam czując sie bezsilnie. Wiedziałam co ona teraz czuje ale wiedziałam też że nie moge nic z tym zrobić. Jednak w głowie miałam to co ja zawsze chciałam usłyszeć dy byłam na jej miejscu
-Ufasz mi....córeczko?-zapytałam cicho  i zdjełam z palca pierścień rodziny Black. Spojrzałam na niego uświadamiając sobie że był przy mnie podczas wszystkich moich najlepszych wspomnień. Podałam go Ellie a ta z zaskoczeniem patrzyła na mnie. Nie wiem czy zaskoczyło ją to że powiedziałam do niej ,,córeczko" czy może dlatego że dałam jej coś tak ważnego dla mnie. Sama chyba nie wiedziała jak ważna ona była. Ellie wytarła swoje oczy i z dokładnością oglądała pierścień z czarnym kamieniem a następnie ubrała go. Dopasował sie on do jej palca sprawiając że wyglądał jakby został on stworzony specjalnie dla niej. Spojrzałam na nią wyczekując odpowiedzi
-Tak-odpowiedziała niepewnie- mamo -szepneła tak aby nikt inny jej nie usłyszał. Poczułam pewnego rodzaju ciepło i przytuliłam ją niepewnie. Tego właśnie potrzebowałam gdy byłam na jej miejscu. Dziewczynka wtuliła sie we mnie a ja nie wiedziałam co robie. Powoli wyprostowałam się i podałam jej dłoń którą ona złapała. Uścinełam ją by dodać dziewczynce otuchy i ruszyłyśmy w strone wyjścia. Szłyśmy jako rodzina, ja i ona, matka i córka. Moje serce było w jakimś stopniu teraz odsłonięte. Ona była moim słabym punktem. Jeśli uderzono by w nią, uderzono by i we mnie. I to mnie przerażało. Wizja tego że jeśli ona dostanie to i ja dostane. Twarze wszystkich moich sług były zaskoczone i zdziwione wydarzeniem do którego przed chwilą doszło. Niedziwie sie im. Właśnie sie okazało że ich królowa bez uczuć przytuliła płaczące dziecko zamiast je zabić.
Wyszliśmy z budynku a ja poczułam przyjemny wieczorny wiatr na policzkach. Złapałam mocniej dłoń Ellie i deportowałam sie na jedną ze skał z której rozciągał sie widok na rozświetlony nocą hogwart. To właśnie moje zwycięstwo i moja potęga.

Koniec tego dosyć krótkiego rozdziału. Przepraszam was że między rodziałami są tak długie przerwy ale nie mam czasu ani pomysłu na pisanie. Teraz gdy mamy ten czas przerwy ja mam okazje do pisania także możecie sie spodziewać może jeszcze jednego rozdziału. Strasznie dziękuje wam za te 30tyś wyświetleń. Jesteście przecudowni. Jesteśmy co raz bliżej końca co wiąże sie z tym że jesteśmy też co raz bliżej poprawek w początkowych rozdziałach. Przepraszam za tak krótki rodział w którym nie wiele sie wydażyło ale licze że w kolejnych rodziałach będzie większa akcja i rodziały będą dłuższe. Kocham was bardzo bardzo i dajecie mi ogromną motywacje. Bayo❤

Córka VoldemortaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz