Rozdział VI

410 33 16
                                    

Kochani :)

Wróciłam!!! Tak, to nie sen, to kolejny rozdział mojego opowiadania ;) Mój mózg odpoczął i zregenerowałam swoją twórczość ;) Trzeba ją tylko ubrać w słowa, a z tym może już być gorzej, ale postaram się. Żeby nie przeciągać, zapraszam do czytania ;)

***


Po południu zaczęli zjeżdżać się goście. Jak na zawołanie przybywały kolejne powozy z delegacjami z różnych części Eldaryi. Oficjalne przedstawienie miało nastąpić w czasie bankietu, ale nie mogłam usiedzieć w pokoju. Cały przyjazd obserwowałam z balkonu na dziedzicu. Po kolei wchodzili poszczególni goście, którzy zostawali niemal natychmiast odprowadzani przez fenghuangów do pokoi gościnnych.

Byłam zafascynowana delegatami. Mieli różnokolorowe stroje, w ogóle niepodobne do siebie, co świadczyło o różnorodnym pochodzeniu. Był to niesamowity widok, jakbym obserwowała paradę. Oparłam się o filar, przyglądając się poszczególnym grupom, ale dużo nie mogłam o nich powiedzieć, ponieważ nie znałam krain Eldaryi.

Nagle moją uwagę przykuł pewien młody chłopak, z daleka przypominał nieco Nevrę, ale przecież to nie może być jego ojciec. Wygląda jakby był o kilka lata starszy od mojego ukochanego, a nie o kilkanaście. Miał śnieżnobiałe włosy, szare oczy i nieprzenikniony wyraz twarzy, bardzo oficjalny. Towarzyszyła mu śliczna młoda dziewczyna. Była wysoka, miała piękne złote, długie loki i szafirowe oczy. Pięknie się uśmiechała. W moim świecie zrobiłaby karierę w modelingu. Chyba wyczuli, że się im przyglądam, bo spojrzeli w moją stronę. Odruchowo szybko schowałam się za filar. Postałam tak kilka minut, mając nadzieję, że już poszli, po czym szybko wróciłam do swojego pokoju.

Wzięłam głęboki wdech i usiadłam na swoim łóżku. Bankiet miał się odbyć dopiero jutro, a mój stres sięgał apogeum. Musiałam się jakoś uspokoić. Wstałam z łóżka i usiadłam na podłodze w pozycji lotosu. Chciałam pomedytować, ale po dwudziestu minutach zmagania się z myślami, odpuściłam sobie. Wstałam więc z podłogi i podeszłam do plecaka. Postanowiłam rozpakować sukienkę, którą kupiłam u Purriry. Wyciągnęłam ją i powiedziałam na wieszaku na szafie. Starannie wygładziłam każde pasmo, żeby wszystkie wymięcia się rozprostowały, na szczęście materiał ze mną współpracował. Następnie sięgnęłam po buty i dodatki i starannie ułożyłam je na stoliku obok. Przyjrzałam się całości, zastanawiając się nad fryzurą, która by pasowała, ale nic mi nie przychodziło do głowy.

Za oknem zaczęło zachodzić słońce. Nevra udał się na zwiady, ta powiedział, ale prawda była taka, że chciał uniknąć nieprzyjemnego spotkania, nie dziwię mu się, problem w tym, że Karenn też się z nim zabrała, więc na nich teraz nie mogłam liczyć. Każdy był zajęty przed bankietem, tylko ja miałam się zrelaksować, przynajmniej takie dostałam instrukcje od Huang Hua, więc nie miałam nic do roboty. Wiedziałam natomiast, że nie jestem w stanie już usiedzieć na miejscu. Postanowiłam, więc wyjść na plac przed świątynią. Wszyscy goście już chyba przyjechali i miałam nadzieję, że nie spotkam przed bankietem nikogo.

Zgarnęłam kurtkę z łóżka i wyszłam z sypialni. Prawie biegiem pokonałam dystans między dziedzińcem a placem, na moje szczęście nie natknąwszy się na kogokolwiek. Przeszłam przez trawnik, znajdując miejsce oddalone od ewentualnych wścibskich spojrzeń. Położyłam się wygodnie, grzejąc się w blasku zachodzącego słońca. Korzystałam z pięknej pogody, ponieważ wieczorami dało się odczuć jesienny wiatr.

Wieczne lato się kończyło, czas na nowy etap w życiu Eldaryi – pomyślałam.

Mimowolnie zamknęłam oczy. Nie chciało mi się spać, ale teraz poczułam, że odpoczywam.

Moja opowieść z Eldaryi: Pożądana (II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz