Rozdział XXIX [+18]

335 12 4
                                    

Kochani, końcówka erotyczna. Miłego 😁😈


- Nie! - krzyknęłam.

Po chwili zobaczyłam upadające ciało Nevry. Serce mi stanęło, zaczęłam szybciej oddychać, a w oczach poczułam łzy. Chciałam podlecieć do niego, ale Leiftan mi to uniemożliwił. Otoczył nas barierą. Poczułam wściekłość, zacisnęłam pięści i zaczęłam walić kulami energii na oślep. Opanowała mnie złość. Leiftam nie wiedział, jak się przede mną bronić. Nagle moje ciało zaczęło płonąć białym ogniem, ale nie czułam bólu. Zamiast tego poczułam wzrastającą moc. Zamachnęłam się i jego bariera pękła. Daemon odwrócił się i poleciał w stronę Kwatery Głównej. Chciałam za nim ruszyć, ale musiałam sprawdzić, co z Nevrą. Wylądowałam koło niego, ale tuż obok byli już Miiko i Ezarel.

- Przeżyje. Możesz lecieć - rzuciła Miiko.

Ostatni raz spojrzałam na spokojną twarz Nevry, otarłam spływającą łzę i ruszyłam za Leiftanem. Wybił szyby w dachu Kryształowej Sali. Z góry zobaczyłam, jak usiłuje wpłynąć swoją mocą na Kryształ. Nie zwlekając ani chwili dłużej zaatakowałam go swoją mocą. Upadł na ziemię, a ja wylądowałam między nim a Kryształem.

- Poddaj się, nie uda ci się to - powiedziałam, przygotowując się na jego ruch.

Powoli podnosił się i zaczął się trząść. Dopiero, jak na mnie spojrzał, zrozumiałam, że się śmieje. W jego oczach dostrzegłam szaleństwo. Wyprostował się i rzucił mi wyzywające spojrzenie.

- Tylko na tyle cię stać?

Zapłonęła we mnie furia.

- Nie chcesz się przekonać, na co mnie stać - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Cała Eldarya drży na dźwięk mojego imienia. Oczekujesz, że teraz tak po prostu odpuszczę? Chodź ze mną, a ich oszczędzę - wskazał ręką na pole bitwy. - Jak nie, to zginiesz razem z nimi. Wybieraj.

Był pewny siebie, ale zapomniał, że w moich żyłach płynęła również smocza krew, a za sobą miałam Wyrocznię.

- Nie - powiedziałam i zaatakowałam go, ale odbił to.

- Więc umrzesz - teraz on zaatakował, ale ostatniej chwili się osłoniłam.

Leiftan dalej próbował, ale moja tarcza była bardziej wytrzymała, niż myślałam. Kiedy ogień na chwilę ustał, postanowiłam skorzystać z okazji i sama wystrzeliłam kilka płomieni. Tak, płomieni. Teraz używałam smoczych mocy. Daemon nie był na to przygotowany i oberwał, ale dalej twardo trzymał się na nogach. Uniosłam się nad ziemię i zaatakowałam go pełną mocą. Wszystko, byleby go osłabić, a nawet zabić. Moja moc była potężna, czułam to. Czułam, jak mnie wypełnia. Jak płynie w moich żyłach. Jak rozgrzewa moją krew. Nie czekałam dłużej, tylko ją uwolniłam, a chwilę później Leiftan padł.

Opadłam na kolana na posadzkę. Czułam, jak moc osłabła i skryła się we mnie. Moje skrzydła znikły, pozostawiając dwie dziury w pancerzu. Spojrzałam na nieruchomego Leiftana. Ciężko oddychając, podczołgałam się do niego i przyłożyłam dwa palce do jego szyi. Wyciszyłam oddech, żeby wyczuć jego puls. Był, ale bardzo słaby.

Usiadłam na zimniej posadzce i westchnęłam głośno. Żył, ale ledwo. O ile wydobrzeje to stanie przed sądem.

Dziwne, prawie go zabiłam i nie czuję nic. Żadnej litości i poczucia winy. Kompletna pustka. Czy ta wojna tak bardzo mnie zmieniła?

Usłyszałam kroki i po chwili do sali wbiegli Miiko, Ezarel i Ewelein. Rozejrzeli się i kiedy ich wzrok padł na mnie i na Leiftana u moich stóp natychmiast podeszli.

Ewe uklękła przy daemonie i sprawdziła puls. Następnie zaczęła go opatrywać.

- Nic ci nie jest? - spytała Miiko.

- Nic - odpowiedziałam. Nagle strach ścisnął moje gardło. - Co z Nevrą? I pozostałymi, z Karenn z Chromem?

- Nevrze nic nie będzie, chwilowo jest nieprzytomny - wyjaśnił Ez, grzebiąc w plecaku - Karenn i Chrome też żyją. Widziałem, jak łapali oddech, kiedy tu szliśmy.

- A Valkyon? - spytałam.

- Razem z Lancem zniknęli gdzieś między chmurami. Nie wiemy, co się dzieje - odpowiedziała Miiko.

Głośno westchnęłam i wstałam.

- Co robisz? - zapytała Ewe, która skończyłam opatrywać Leiftana. Ezarel zakładał mu kajdany na ręce i nogi.

- Trzeba mu pomóc i to zakończyć raz na zawsze. A tylko ja mogę latać - odpowiedziałam, kiedy usłyszeliśmy grzmot.

Spojrzeliśmy w górę i zobaczyliśmy, jak z nieba spadają dwa smoki. Lecieli prosto na Kryształową Salę. Od razu wyczarowałam wokół nas barierę. Chwilę potem smoki przebiły się przez sufit i wylądowały z hukiem po drugiej stronie Kryształu. Moja tarcza ochroniła nas przed odłamkami szkła i betonu. Ezarel od razu dobył broni, a w dłoni Miiko zobaczyłam niebieski płomień. Nie spuszczałam tarczy.

Gdy pył opadł, zobaczyliśmy jak jedna z postaci, już w ludzkiej formie się podnosi. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, kiedy okazało się, że to Valkyon. Opuściłam tarczę i podbiegliśmy do niego. Był pokiereszowany i ranny, ale żył i to najważniejsze. Ez od razu założył kajdany nieprzytomnemu Lance'owi.

Usiadłam znowu na posadzce, czułam wyczerpanie.

- I co teraz? - spytałam.

- Ich zamkniemy w celach, będą tam czekać na sąd. Razem z jeńcami, których uda się złapać - wyjaśniła Miiko.

- Jak nam szło, za nim się przyszłam?

- Z ich armią sobie radziliśmy. Leiftan bardzo starał się nam to utrudnić, ale jak się zjawiłaś, zaczęliśmy wygrywać - odpowiedziała.

Odetchnęłam z ulgą.

- Dobrze, wszyscy do przychodni. Muszę was zbadać - zarządziła Evelein.

Nikt się z nią nie spierał. Przyszło czterech strażników i zabrali skutych i nieprzytomnych Lance'a i Leiftana do cel w piwnicy. A ja Ezarel, Valkyon i Miiko poszliśmy do przychodni.

Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, od razu doskoczyłam do łóżka Nevry. Wampir leżał na nim nieprzytomny, ale oddychał. Dzięki Oracle.

- Co z nim? - przyjrzałam się bliżej jego obrażeniom.

Moja opowieść z Eldaryi: Pożądana (II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz