~ 5 ~

3.3K 244 98
                                    

•••

Niepewnym krokiem szłam w kierunku swojego biura, po drodze pozdrawiając kilku pracowników departamentu.

Kiedy otworzyłam główne biuro z ulgą dostrzegłam, że drzwi od gabinetu Tezeusza są zamknięte. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi postanowiłam zaszyć się w swoim biurze na resztę dnia.

Chwyciłam plik papierów ze stolika, gdy nagle drzwi za mną stanęły otworem.

– Cześć, Marisol – powiedział niepewnie Tezeusz kładąc dwie grube książki na biurku.

– Dzień dobry – odparłam sucho i już miałam zamknąć za sobą drzwi, kiedy nagle Tezeusz przytrzymał je swoim butem.

– Poczekaj – poprosił cicho.

Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowy, tym bardziej z nim, toteż rzekłam chłodno:

– Mam dużo roboty, Panie Scamander.

Tezeusz zmarszczył brwi na te słowa i nieco odsunął się od drzwi.

– Marisol, wysłuchaj mnie proszę...

– Przykro mi ale nie mam czasu.

Starałam zachowywać się profesjonalnie, jednakże jego sama obecność działała na mnie jak płachta na byka.

– Nie traktuj mnie jakbyśmy się nigdy nie znali! – powiedział z wyrzutem Tezeusz.

– Słucham!? – zapytałam wściekle zapominając o profesjonalizmie – Jak śmiesz tak mówić!?

– Mary, proszę... – mężczyzna uniósł dłonie w geście rozejmu, jednak ani mi się śniło zapomnieć o tym co zrobił i powiedział.

– Jak śmiesz zachowywać się jakby nic się nie stało! Po tym co zrobiłeś... Zachowałeś się jak skończony kretyn! A ja głupia wierzyłam w każde twoje słowo. Wszystko co mówiłeś było jednym, wielkim kłamstwem.

– Nic z tego co mówiłem nie było kłamstwem! – Tezeusz również zaczął tracić cierpliwość, ponieważ znacznie podwyższył ton – Dlaczego nie możesz wysłuchać tego co mam ci do powiedzenia?

– Miałeś na to wiele lat! – krzyknęłam z wyrzutem – Teraz już za późno. Nic już nie zmieni faktu, że tobą gardzę.

– Zniknęłaś na tyle lat, nawet nie dałaś mi szansy by się usprawiedliwić. Jess nie chciała mi powiedzieć dokąd wyjechałaś...

– Nie mieszaj w to mojej siostry. Sam sobie jesteś winien.

– Na Merlina, Marisol, posłuchaj mnie...

Nagle naszą kłótnie przerwało pukanie do drzwi.

Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę, kiedy do biura weszła Leta Lestrange.

Na jej widok musiałam się bardzo wysilić, by nie wyciągnąć swojej różdżki i nie wywalić ich obojgu za drzwi.

– Przeszkadzam w czymś? – zapytała Leta podchodząc do Tezeusza, który aż poczerwieniał ze złości.

– Ależ skąd... – odparł mężczyzna siląc się na swobodny ton – Rozmawialiśmy właśnie o nadchodzącej robocie.

Leta Lestrange zmierzyła mnie czujnym wzrokiem po czym spojrzała mi prosto w twarz. Miałam wrażenie, iż doskonale zdaje sobie sprawę z mojej i Tezeusza przeszłości.

Posłała mi ostrzegawcze spojrzenie po czym zwróciła się do Tezeusza a jej mina diametralnie złagodniała.

– Wpadłam zapytać czy nie wybrałbyś się ze mną na lunch, kochanie? – zapytała posyłając swojemu narzeczonemu przesłodzony uśmiech.

Nie będąc pewna swojego wybuchowego temperamentu postanowiłam zostawić ich samych.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi od biura po czym usiadłam na fotel i zakryłam twarz w dłoniach.

– Merlinie, dopomóż... – szepnęłam próbując opanować drżenie dłoni.

– Co to ma znaczyć? - usłyszałam jak Leta wysyczała owe pytanie.

– Nic takiego – odparł Tezeusz – Przykro mi ale jestem teraz bardzo zajęty.

– Wcale na takiego nie wyglądałeś...

Nie chcąc już więcej słuchać ich parszywych głosów, wyjęłam swoją różdżkę i celując nią w drzwi szepnęłam:

– Sillencio.

Nastała cisza.

•••

Ministerstwo Magii • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz