Rozdział 18

1K 79 35
                                    

Zabuza cały trząsł się ze złości.
- Sasuke! - powiedział, mając krew w lewym konciku ust. - Pozwól na chwilkę.
- O co chodzi? - przez jego ton głosu nie mogłem przestać wstrzymywać śmiechu. Wiem, że to nie pora, i miejsce na takie rzeczy, ale nic nie poradzę.
- Mam plan.
- Nie mogę uwierzyć, że chcesz ze mną współpracować.
Spojrzałem się na ciotkę. Była cała czerwona.
- No to... - odrzekł, wycierając krew. - Dajmy czadu! (Tak, to oryginalny, przetłumaczony tekst. Dop. Aut.)
Wszyscy stali w pozach bojowych. Panowała typowa zasada; kto pierwszy wykona ruch, ten przegrywa.
Nagle Momochi zaczął się śmiać.
- Wyglądacie na pewnych siebie, ale czy macie chociaż cień szansy na zwycięstwo?
- Co wy robicie?! - staruszek Szósty wydarł się na nich. - Kazałem wam uciekać! Przegraliśmy już w momencie, w którym zostałem złapany! Wiejcie! Posłuchajcie, naszą misją jest ochrona Tazuny! Zapomnieliście o tym?!
- Staruszku... - powiedział, odwracając głowę do mężczyzny.
- Nie martwicie się... To ja nawarzyłem sobie tego piwa. Nie powiem teraz, że chce przeżyć bez względu na wszystko.
Przykro mi, że was w to wpakowałem... Walczcie z całych sił.
I zgincię za marne grosze...! Dodałem w myślach, patrząc na tą beznadziejną sytuację. Pan Sasuke mnie poprał i prychął w zanadrzu.
- Słyszałeś?
- Jesteś gotowy?
Zabuza znowuż zaczął się śmiać. Powoli mnie denerwuje...
- Niczego się nie nauczyliście...
- Co?!
- Wciąż udajecie ninja, co? Ale ja... Kiedy byłem w waszym wieku, miałem ręce splamione krwią.
- Diabeł wcielony. - skomentował Kakashi. - Zabuza...
- Oh? Wygląda na to, że o mnie słyszałeś...
- Dawno temu, Ukryta Wioska Mgły, była nazywana Wioską Krwawej Mgły. W tej wiosce, aby stać się shinobi, trzeba było pokonać pewną przeszkodę.
- Hmf... Wiesz nawet o teście końcowym...
- Test końcowy?
Znowu się śmieję, zaraz mnie poniesie i zrobię coś głupiego!
- Hey, co cię tak śmieszy? Co z tym testem?!
Ojczulkowi ponownie odpowiedział śmiech. Na czole poczułem żyłę. Niesamowite...
- Uczniowie zabijali się nawzajem. - powiedział to z takim spokojem, że zacząłem skakać i szarpać się o niewiadomo co.
Ty draniu, cholerny! Niech cię Budda wypatroszy! Zgnij w krwistym piekle!
Nie mogłem się powstrzymać od takich słów. I pewnie by poszło tego więcej, grzyby nie to, że przypomniała mi się pewna rzecz. Kagura wspominał mi już o tym. Sam nie chciał trzymać w ręku miecza, bo bał się, że go poniesie... Ale moje wspomnienia zakłócił głos tego drania.
- Przyjaciele, którzy niegdyś siedzieli w jednej ławce z byli ustawiani w pary i zmieszani do walki. - spojrzałem na ojca. Był cały przerażony. - Która kończyła się śmiercią jednego z nich. Zabijali się przyjaciele, którzy do tej pory pomagali sobie nawzajem, dzielili się marzeniami, rywalizowali ze sobą...
- Straszne. - ciocia trzymała swoje ręce blisko twarzy.
- Dziesięć lat temu, egzamin końcowy w Ukrytej Wiosce Mgły musiał przejść wielką reformę; pojawienie się potwora rok wcześniej ostatecznie na tym zaważyło. - pochwalił się wiedzą.
- Reformę? Jaką reformę? - dodała już bardziej stanowczo. - Co się stało? Co ten potwór zrobił?
- Tamtego roku... Małym chłopiec, który nawet nie był ninja, nie mrugnąwszy nawet okiem, zabił ponad setkę uczniów.
- Ależ to było przyjemne... - powiedział pół szeptem do siebie.
Jak na pstryknięcie palcami, ojciec, pan Sasuke i ciocia zrobili wielkie oczy, trzęsąc się przy tym.
Nagle, Zabuza niespodziewanie uderzył Uchihe w brzuch łokciem. Gdy został odepchnięty, wrócił do niego i powtórzył cios.
Czarnowłosy kaszlnął krwią.
Nawet nie zamarzyłem, kiedy to się stało.
- Sasuke! - wydarła się do mistrza.
Na koniec, postawił na nim nogę. Zaczął go ugniatać, trzymając lewą ręką rękojeść miecza.
- Zdychaj.
- Cholera! - nagle ojciec aktywował klony, które otoczyły mężczyznę.
- Ooooh, podział cienia?
Każdy z klonów staruszka przydział kunai.
- Nadchodzę! - powiedzieli jednocześnie, napadając na Zabuze. Ten zamachnął się, rozrzucając klony na wszystkie strony.
- To nie możliwe! - Tazuna powiedział drżącym głosem. - W taki sposób bo nie pokonacie!
Ja nie byłem inny. Bałem się strasznie, ale jakoś z tego wyszli, prawda?
Gdy wszystkie klony zniknęły, blondyn zaczął grzebać w plecaku i wyciągnął z niego wielki shuriken.
- Sasuke!
Uchiha złapał go rozkładając.
- Fumma Shuriken. Cień wiatraka!
O co mu chodzi? Przypatrywałem się Temu nie rozumiejąc sytuacji... Skąd on wie, co ma zrobić?
- Shuriken na mnie nie zadziała.
Pan Sasuke nagle skoczył i rzucił nim w Momochiego. Broń ominęła go celując w oryginał.
Prawdziwy przeciwnik złapał go, za środek. Nagle zobaczył drugi, lecący wprost na niego. Mężczyzna skoczył, unikając zderzenia.
Zobaczyłem, że wujek się uśmiecha.
Zmarszczyłem brwi, ale zaraz potem, otworzyłem szeroko oczy.
Shurikenem, który ominął był ojciec, który rzucił w niego kunai'em.
- Tutaj!

Zobacz PrzeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz