Rozdział 2.

2.7K 211 69
                                    

Stara posiadłość Sarutobi, była przy obrzeżach miasta. Dom był dwupiętrowy, a w każdym pokoju były dwie pary dużych okien. Niestety wszędzie było zakurzono i od groma pajęczyn, przez co przeszedł mnie dreszcz. Oprócz domku, na dworze było wielkie pole treningowe tylko dla nas! Założę się, że dzięki temu będę najlepszy w akademii.

-Dobra, drużyna! Najpierw musimy tu trochę posprzątać, kupić jedzenie oraz odpowiednie do tych czasów ubrania. Będziemy tu mieszkać przez pięć lat, więc mam nadzieję, że będziecie się dobrze zachowywać, oraz nie będziecie sprawiać problemów.-oznajmił Konohamaru-sensei, a gdy mówił ostatnie spojrzał się na mnie znacząco, na co przekręciłem oczami.

-Muszę też dodać, że w tych czasach musicie bardziej przyłożyć się do treningów. W tej wiosce nie jest tak bezpiecznie, jak w naszej Konoha.-dodał po chwili i odwrócił się do nas plecami.-Jutro zaczynacie swój pierwszy dzień w akademii. Nie wyróżniajcie się od uczniów i nie wychylajcie się poza grupę. A teraz musimy się wziąść do roboty. Ja sprzątam kuchnie i łazienki, Boruto idzie do pokoi na piętrze, Sarada zajmie się salonem i ogródkiem, a Mitsuki pomaluje na nowo dom od zewnątrz.-rozłożył zadania, tak by było w miarę równo obowiązków dla każdego z nas.

-Konohamaru-sensei, skąd mam wziąść farbę?-zapytał uśmiechnięty białowłosy, przez co brązowooki zastanowił się chwilę.

-Zaraz wrócę, możecie zacząć już swoje obowiązki, a ty Mitsuki możesz pomóc Saradzie.-zadeklarował i chciał już odejść gdy zatrzymało go moje pytanie.

-A kto zrobi porządek z polem treningowym?

-Później się tym zajmiemy. Wszyscy razem.-stanął w drzwiach.-A i Boruto... proszę nie otwieraj żadnych książek, ani zwojów.-odwrócił do niego na chwilę głowę, po czym wyszedł trzaskając drzwiami, tak by się zamknęły.

-Czad!-zawołałem i rozglądnąłem się po salonie.-Jestem ciekawy co tu znajdziemy.-podniosłem jakąś figurkę przypominającą słonia, chyba.

-Boruto!-Na skoczyła na mnie Sarada, przez co prawie nie upuścił em rzeźby.-Konohamaru-sensei wyraźnie powiedział, że mamy tylko posprzątać, wiec z łaski swojej wykonaj to polecenie.-założyła ręce na biodra. Odpowiedziałem jej na to głupią miną i pobiegł em na górę ze śmiechem, przeskakiwać kilka stopni na schodach.

Chciałem wykonać tą misję dobrze, więc zacząłem od otworzenia okna i wyjścia z komody szmatki do kurzu.


Po krótkim czasie wyczyścić już prawie cały pokój, kiedy nagle ktoś zapukał w szybę. Odwrócił em się szybko, a widząc, że to Mitsuki wypuściłem przytrzymane powietrze w płucach.

-Braciszek Konohamaru juz wrócił?-zapytałem.

-Tak, przyniósł cztery puszki białej farby i kilka pędzli od trzeciego.-podniósł rękę z rzeczami do góry.

-Super masz zadanie, tez bym tak chciał, a zamiast tego użerają się tu z kupą śmieci.-kopnąłem w krzesło, które zaraz się przewróciło.

-Co się tam dzieję, Boruto?!-zawołał brązowowłosy.

-Nic, nic!-odkrzyknąłem panicznie.

-Myślałem że tego nie usłyszy.-szepnąłem do siebie i spojrzałem się na okno, w którym nie było już mojego kolegi. Westchnąłem i chwyciła pościel, którą po chwili wytrzymałem za oknem. Nigdy nie pomyślał bym, że coś może być, aż tak bardzo zakurzone! Zacząłem chwilę kaszleć, ale po kilku minutach opanowałeś się i wróciłem z wytrzepaną pościelą w głąb pokoju, którą położyłem na łóżku.

No nie powiem, zmachałem się trochę, może nawet bardzo. Takie rzeczy zawsze robiła mama, a ja w tym czasie grałem na konsoli, czy...

-Moja konsola do gier!-krzyknąłem na cały dom.

-Boruto!-wydarła się Sarada z dołu.-Przymknij się i sprzątaj!-dodała po chwili. Prychnąłem na jej słowa. Co oba może wiedzieć, przecież jest dziewczyną i nie wie jakie przyjemne jest granie!  Co ja będę teraz robić w wolnym czasie? Załamałem się i ruszyłem do następnego pokoju. Było ich akurat cztery, wiec każdy będzie mieszkał osobno. Tak jakby 'osobno'.

Jestem ciekaw, czy chociaż Hamburgery mi tu sprzedadzą.


Po kilku godzinach wyruszyliśmy na miasto braciszek Konohamaru miał rację. Ich ubiór różnił się od naszego, może nie bardzo, ale jednak.

Weszliśmy do jakiegoś spożywczaka, nawet nie wiem, po co. Przecież mógł wejść tylko braciszek Konohamaru, a my poczekalibyśmy na niego przed sklepem. Wlokłem nogami, szurając tym samym o posadzkę. Zauważyłem, że koszyk naszego mistrza jest już pełny, a on jeszcze czegoś szuka. Ile można?


W końcu doszliśmy do kasy, nie mogę uwierzyć, że ta pani musiała sama liczyć pieniądze, aby dobrze wydać. Ten świat zupełnie różni się od naszego. Wyszliśmy spowrotem na ulicę i skręciliśmy w prawo. Wydaje mi się, że to centrum Konohy.

-Konohamaru-sensei, gdzie teraz idziemy?-zapytała Uchiha idąca koło mnie. Przeciągnąłem znudzony wzrok na nią, przez co prychnęła.

-Idziemy wybrać dla was ubrania. Na szczęście dziadek dał mi na to pieniądze, tylko nie wybieracie zbyt drogich. A i nie nazywacie mnie na ulicy Konohamaru, jak wiecie żyje tu młodsza wersja mnie, co może spowodować zamieszanie jak ktoś nas zauważy.

-To jak mamy cię nazywać braciszku Kono...-przerwałem zatykając buzię

dłońmi. 

-Kaname Histuko.-odparł patrząc na nas kątem oka


Taki mały bonusik xD


Zobacz PrzeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz